RozdziaĹ 2: W tym mrocznym Ĺwiecie
CzÄĹÄ 2: Nienaznaczony mÄĹźczyzna
Czym jestem? Willem czÄsto zadawaĹ sobie to pytanie, ale odpowiedĹş byĹa prosta: czĹowiekiem w miejscu, w ktĂłrym nie powinno byÄ ludzi. Samo jego istnienie zaprzeczaĹo logice. WĹĂłczyĹ siÄ jak zagubione na zawsze dziecko, bez moĹźliwoĹci powrotu do domu.
Kiedy sĹoĹce zaczynaĹo zachodziÄ, gĹĂłwne ulice stawaĹy siÄ kolorowe i peĹne Ĺźycia, oĹwietlone przez krysztaĹowe lampy zwisajÄ
ce ze Ĺcian. Jasny, purpurowy dym poruszany przez przechodzÄ
cych ludzi, unosiĹ siÄ wokĂłĹ. Borgl podniĂłsĹ gĹos, by przyciÄ
gnÄ
Ä klientĂłw. Kotowata ayrantroboska kobieta zarzÄ
dzajÄ
ca sklepem, zaciÄ
gnÄĹa siÄ papierosem. Grupa mĹodych orkĂłw przeszĹa ulicami, wybuchajÄ
c Ĺmiechem.
W porĂłwnaniu do innych boczna alejka, w ktĂłrej siedziaĹ chĹopak, byĹa cicha. Pomimo Ĺźe pomiÄdzy dwoma ulicami staĹ jedynie jeden budynek, ciÄĹźko byĹo dostrzec jakiekolwiek Ĺlady tĹoku i rozgardiaszu.
WyĹoĹźyĹ trzydzieĹci dwa tysiÄ
ce bradali, zmniejszajÄ
c swĂłj dĹug do okoĹo stu piÄÄdziesiÄciu tysiÄcy.
– Grick, daj mi jakieĹ póŠroku. – MĹody mÄĹźczyzna stawiaĹ czoĹa swojemu staremu przyjacielowi i przybraĹ najlepszy uĹmiech, na jaki byĹo go staÄ. – Do tego czasu zdobÄdÄ pieniÄ
dze.
DwĂłjka siedziaĹa w niedrogiej restauracji. Willem miaĹ na sobie stary, wysĹuĹźony pĹaszcz z niezaĹoĹźonym kapturem, odsĹaniajÄ
c tym samym swojÄ
nienaznaczonÄ
twarz.
– âŚ
MÄĹźczyzna zwany Grickiem, borgl Ĺredniego rozmiaru, liczyĹ wrÄczone mu pieniÄ
dze z niezaspokojonÄ
minÄ
. W Ĺrodku koperty znajdowaĹÂ siÄ duĹźy stos rachunkĂłw na maĹe kwoty bradali, co czyniĹo ten proces niepotrzebnie dĹugim.
NastÄ
piĹa niezrÄczna cisza.
– Achh⌠No tak! Racja⌠Jak siÄ ma Anaala i reszta?
– Anaala? Niezbyt dobrze. ZostaĹa poĹkniÄta przez âTrĂłjkÄâ ostatniego miesiÄ
ca – odpowiedziaĹ krĂłtko, nie spuszczajÄ
c wzroku z pieniÄdzy. – SwojÄ
drogÄ
, Gulgura teĹź zmarĹ. Wiesz Ĺźe 47. DryfujÄ
ca Wyspa spadĹa zeszĹego lata? Tak, akurat tam byĹ⌠Teraz jest jedynie maĹÄ
plamÄ
na ziemi poniĹźej.
– Ach⌠Przepraszam⌠nie powinienem pytaÄ. – Ramiona chĹopaka opadĹy na wieĹÄ o tych smutnych wydarzeniach.
RozmĂłwca jedynie siÄ zaĹmiaĹ, nie wyglÄ
dajÄ
c na zbytnio zmartwionego.
– Nie martw siÄ o to. Wszyscy jesteĹmy przeszukiwaczami. W momencie, w ktĂłrym pierwszy raz stawiamy stopÄ na tej ziemi, jesteĹmy juĹź przygotowani na ĹmierÄ⌠lub poĹwiÄcenie innych, jeĹli zajdzie taka potrzeba. Poza tym, ta dwĂłjka ĹźyĹa dosyÄ dĹugim i piÄknym Ĺźyciem. WiÄkszoĹÄ z nas umiera pierwszego dnia po zejĹciu.
W koĹcu skoĹczyĹ liczyÄ.
– Tak, w porzÄ
dku, sÄ
trzydzieĹci dwa tysiÄ
ce. – Starannie wyrĂłwnaĹ wszystkie papierowe rachunki przed wĹoĹźeniem ich z powrotem do koperty. – Ale Willem⌠NaprawdÄ jest ci z tym dobrze?
– Z czym?
– Zebranie trzydziestu tysiÄcy zajÄĹo ci póŠroku⌠ZostaĹo ci sto piÄÄdziesiÄ
t tysiÄcy, wiÄc nawet jeĹli wszystko pĂłjdzie sprawnie, zajmie ci to kolejne dwa i póŠroku.
– Och, o to chodzi. Przepraszam, ale w tym momencie nie dam rady szybciej zebraÄ forsy.
– Wiesz, wcale ciÄ nie poganiam czy coĹ, ale⌠– przerwaĹ na chwilÄ, Ĺźeby upchaÄ kopertÄ do obszarpanej, skĂłrzanej torby. – Jak wiesz, wyspa ta przepeĹniona jest zwierzoludĹşmi nienawidzÄ
cymi nienaznaczonych. Nie bÄdziesz w stanie znaleĹşÄ Ĺźadnej porzÄ
dnej roboty. W tej chwili ledwo wiÄ
Ĺźesz koniec z koĹcem z tymi sĹabo pĹatnymi pracami, prawda?
– Ach⌠Wiesz⌠– dĹuĹźnik unikaĹ kontaktu wzrokowego.
Grick zwÄziĹ oczy.
– WiÄc te pieniÄ
dze to praktycznie caĹe zarobki z ostatnich szeĹciu miesiÄcy?
– OdejmujÄ
c trochÄ wydatkĂłw na jedzenie⌠Ostatnio roboty nie zapewniajÄ
posiĹkĂłw.
– To nie jest prawdziwym problemem – powiedziaĹ z westchnieniem. ZaczÄ
Ĺ uderzaÄ swoimi umiÄĹnionymi, borgliskimi palcami o stĂłĹ, wyraĹşnie zirytowany. – Robisz coĹ wiÄcej ze swoim Ĺźyciem oprĂłcz spĹacania dĹugu? To wĹaĹnie chciaĹem powiedzieÄ⌠MinÄĹo póŠroku od twojego przebudzenia. ZnalazĹeĹ coĹ, co chciaĹbyĹ robiÄ? CoĹ, co ci siÄ spodobaĹo?
– No cóş⌠Wiesz, powiadajÄ
, Ĺźe samo Ĺźycie jest zabawneâŚ
– Nie dawaj mi tego ĹźaĹosnego usprawiedliwienia nudnej egzystencji â przerwaĹ mu ostro. – ĹťyjÄ by robiÄ to, co lubiÄ. Morze skarbĂłw leĹźy nisko na ziemi. MateriaĹy i technologie, ktĂłrych nie mamy tutaj na gĂłrze, leĹźÄ
tam gotowe do wziÄcia przez kogokolwiek. Szukanie ich i przywoĹźenie z powrotem jest tym, co lubiÄ. Wracanie z pustymi rÄkoma i bycie winnym pieniÄ
dze⌠Cóş, na swĂłj sposĂłb uatrakcyjnia to sprawy. Przypadkowe wejĹcie do gniazda âSzĂłstkiâ⌠W takich momentach naprawdÄ czujÄ, Ĺźe ĹźyjÄ.
Przez moment miaĹ nieobecne spojrzenie, wspominajÄ
c swoje dawne przygody.
– To jest wĹaĹnie to, co my przeszukiwacze, robimy. Willem, ale co z tobÄ
? JeĹli jesteĹ powaĹźnym typem, ktĂłry lubi po prostu ciÄĹźko pracowaÄ, wtedy nie ma sprawy⌠Ale myĹlaĹeĹ o tym co bÄdziesz robiĹ, kiedy spĹacisz juĹź swoje dĹugi?
– Ta kawa nie jest przypadkiem trochÄ za sĹona? – Niemal zbyt oczywista prĂłba unikniÄcia pytania. Grick spojrzaĹ na niego zdziwiony, lecz mĹody mÄĹźczyzna wciÄ
Ĺź niezdolny do znalezienia odpowiedzi, maĹo entuzjastycznie siÄ zaĹmiaĹ. NastÄ
piĹa kolejna niezrÄczna cisza.
OgĂłĹem borglowie to proste osoby; podÄ
ĹźajÄ
po prostu za swoimi instynktami. OczywiĹcie istnieje trochÄ wariacji wĹrĂłd jednostek, lecz jego rozmĂłwca myĹlaĹ tak przejrzyĹcie i logicznie, Ĺźe chĹopak prawie poddawaĹ w wÄ
tpliwoĹÄ swojÄ
toĹźsamoĹÄ. ByĹ takĹźe miĹym goĹciem, co byĹo cechÄ
charakteru, z ktĂłrÄ
czÄsto miewaĹ problemy.
– Willem, mĂłwiÄ ci⌠MogÄ mieÄ dla ciebie robotÄ. Czemu nie sprĂłbujesz? – przerwaĹ ciszÄ pytaniem. – Znam kogoĹ kto szuka rÄ
k do pracy⌠To porzÄ
dna fucha, ale wymaga kontaktu z nienaznaczonymi przez dĹugi czas, dlatego nie mogÄ
znaleĹşÄ zbyt wielu kandydatĂłw. ZgadujÄ, Ĺźe nie masz Ĺźadnego problemu z pracÄ
z takimi osobami.
– Dlaczego ty nie moĹźesz tego robiÄ? Mam na myĹli to, Ĺźe jesteĹ przecieĹź w stanie ze mnÄ
wytrzymaÄ.
– Jestem przeszukiwaczem. Moja dusza spoczywa tam nisko, na ziemi. Jakakolwiek robota wiÄĹźÄ
ca mnie tutaj na gĂłrze, doprowadziĹaby mnie do szaleĹstwa – powiedziaĹ, chichoczÄ
c. – Co siÄ tyczy tego, co bÄdziesz tam robiĹ⌠Cóş, mĂłwiÄ
c najproĹciej, bÄdziesz zarzÄ
dzaĹ sekretnymi broniami Skrzydlatej StraĹźy.
– Wojsko? Sekretna broĹ? – Te sĹowa nie kojarzyĹy siÄ zbytnio ze spokojem.
SĹowo âwojskoâ na Regul Aire odnosiĹo siÄ zazwyczaj do oficjalnej organizacji, stworzonej by odpieraÄ ataki â17 Bestiiâ. Pomimo dosĹownej lepszej pozycji, zrozumiaĹym jest, Ĺźe mieli oni wielkie trudnoĹci w walce przeciwko Bestiom. W koĹcu to wrogowie, ktĂłrzy zniszczyli wszystkie formy Ĺźycia na ziemi. Aby zapewniÄ sobie kaĹźdÄ
moĹźliwÄ
dodatkowÄ
siĹÄ ognia, uĹźywali wszelkich dostÄpnych metod â przynajmniej takie plotki krÄ
ĹźyĹy na ulicach.
– Nie mogÄ juĹź dĹuĹźej walczyÄ. PrzecieĹź wiesz.
– Wiem, wiem. Tylko dlatego Ĺźe powiedziaĹem âarmiaâ, nie znaczy, Ĺźe zaraz wyruszysz na bitwÄ walczyÄ. Jest trochÄ zakulisowej pracy biurowej, wiesz?
– ⌠na przykĹad co? – Jego opis nie daĹ Willemowi zbyt dobrego obrazu tej pracy. – To typ roboty, ktĂłrej kaĹźdy stary, niepeĹnoetatowy pracownik mĂłgĹby siÄ podjÄ
Ä?
– SÄ
dzÄ, Ĺźe nie wyszĹoby to zbyt dobrze. JeĹli martwisz siÄ o robotÄ papierkowÄ
, mogÄ siÄ tym zajÄ
Ä. – Ponownie siÄ zaĹmiaĹ. – W kaĹźdym razie, sĹuchaj. SĹyszaĹem, Ĺźe te sekretne bronie sÄ
w caĹoĹci zarzÄ
dzane i konserwowane przez GĹĂłwne PrzedsiÄbiorstwo Handlowe Orlandry. Jak wiesz, prawo zabrania cywilom posiadania uzbrojenia powyĹźej pewnego poziomu mocy.
KontynuowaĹ: – JednakĹźe Orlandry jest gĹĂłwnym sponsorem armii, wiÄc nie chcÄ
popsuÄ relacji ich ĹÄ
czÄ
cych. Poza tym, nawet jeĹli Skrzydlata StraĹź zdoĹaĹaby odebraÄ to wyposaĹźenie, na ich obecnych zasobach technologicznych i finansowych nie byliby w stanie nimi zarzÄ
dzaÄ i ich konserwowaÄ.
– WiÄc na papierze to wojsko posiada bronie⌠lecz tak naprawdÄ kontrolÄ ma przedsiÄbiorstwo handlowe?
– DokĹadnie. Armia wysyĹa symbolicznego nadzorcÄ, ale nie robi niczego wiÄcej. Dla jakiegokolwiek prawdziwego ĹźoĹdaka, bycie tym goĹciem to bezuĹźyteczna fucha. Praktycznie nie masz autorytetu, a efekty twojej pracy nie mogÄ
byÄ upublicznione, poniewaĹź zarzÄ
dzasz sekretnym orÄĹźem. DuĹźy krok w tyĹ w şoĹnierskiej karierze. Dlatego zaczÄli szukaÄ ludzi z cywila.
Grick gromiĹ chĹopaka swoimi bursztynowymi, borglowymi oczami.
– Tak jak powiedziaĹem, mogÄ ci zapewniÄ oficjalny tytuĹ wojskowy. Nadzorca tak naprawdÄ niczego nie robi, wiÄc nie potrzebujesz Ĺźadnych specjalnych umiejÄtnoĹci. Musisz byÄ jedynie trochÄ cierpliwy i trzymaÄ gÄbÄ na kĹĂłdkÄ. OgĂłlnie rzecz biorÄ
c, pĹacÄ
dosyÄ dobrze. BÄdziesz w stanie spĹaciÄ caĹy dĹug i wciÄ
Ĺź trochÄ ci zostanie. UĹźyj tych pieniÄdzy i znajdĹş wĹaĹciwÄ
drogÄ w swoim Ĺźyciu. Wiem, Ĺźe masz swoje powody, ale nie zmarnuj tej szansy, ktĂłra zostaĹa ci dana. To wĹaĹnie inni i ja chc⌠– PotrzÄ
snÄ
Ĺ gĹowÄ
. – Ach, przepraszam⌠wyglÄ
da na to, Ĺźe stajÄ siÄ trochÄ miÄkki z powodu odejĹcia tak wielu przyjaciĂłĹ. – Jego twarz wykrzywiĹa siÄ w gorzkim uĹmiechu.
Coraz trudniej byĹo odmĂłwiÄ.
– W porzÄ
dku, powiedz o niej coĹ wiÄcej.
– WeĹşmiesz jÄ
?
– ZadecydujÄ po tym, jak usĹyszÄ trochÄ wiÄcej. WiÄc nie mĂłw niczego co spowoduje, Ĺźe nie bÄdÄ mĂłgĹ odmĂłwiÄ.
– Zrozumiano. Po pierwsze⌠– Z oczywistÄ
radoĹciÄ
wymalowanÄ
na twarzy, spojrzaĹ w dóŠna swojÄ
filiĹźankÄ kawy. – TrochÄ sĹona⌠ta kawa. – ZaĹmiaĹ siÄ serdecznie.
Grick byĹ logicznie myĹlÄ
cym i zadziwiajÄ
co sympatycznym borglem. Innymi sĹowy, miĹym goĹciem. Willem miaĹ czasami maĹe problemy z tÄ
czÄĹciÄ
jego osobowoĹci.
Ponad sto latajÄ
cych wysp tworzÄ
cych Regul Aire miaĹo system numerowania. W samym Ĺrodku znajdowaĹa siÄ 1. DryfujÄ
ca Wyspa i stÄ
d liczby rozpoĹcieraĹy siÄ w spiralnym wzorze. IdÄ
c od centrum, liczby wzrastaĹy i wzrastaĹy.
JednakĹźe byĹo kilka rzeczy, ktĂłre naleĹźaĹo wziÄ
Ä pod uwagÄ. Centralne wyspy, do okoĹo numeru czterdziestego, leĹźaĹy stosunkowo blisko swoich sÄ
siadĂłw. WÂ niektĂłrych ekstremalnych przypadkach dwie z nich mogĹy byÄ nawet poĹÄ
czone mostem. To bliskie sÄ
siedztwo sprzyjaĹo kulturalnej i gospodarczej wymianie, co w rezultacie prowadziĹo do powstania dobrze prosperujÄ
cych miast.
Z drugiej strony te znajdujÄ
ce siÄ bliĹźej brzegu, od okoĹo siedemdziesiÄ
tego numeru, dzielÄ
wielkie odlegĹoĹci i sÄ
zazwyczaj maĹych rozmiarĂłw. W rezultacie skupiska ludnoĹci sÄ
mniej liczne, bardziej rozproszone i oczywiĹcie sĹabiej prosperujÄ
ce. NiektĂłre sÄ
tak odizolowane, Ĺźe sterowce publicznej komunikacji nie zatrzymujÄ
siÄ tam po drodze.
Obiekt, do ktĂłrego musiaĹ dotrzeÄ Willem w zwiÄ
zku ze swojÄ
nowÄ
pracÄ
, znajdowaĹ siÄ na 68. Wyspie. WystarczajÄ
co daleko, by byÄ nieosiÄ
galnym przez statki publicznej komunikacji, owy skrawek terenu wymagaĹ bardziej kreatywnego podejĹcia, by siÄ do niego dostaÄ. Kupno lub wynajÄcie prywatnego sterowca byĹo poza jego finansowymi moĹźliwoĹciami, wiÄc dostaĹ siÄ on do 53. Wyspy, najbliĹźszego przystanku do jego celu. StÄ
d wynajÄ
Ĺ przewoĹşnika, ktĂłry zabraĹ go na drugÄ
stronÄ.
Jego wyliczenia byĹy perfekcyjne â oprĂłcz jednej rzeczy, ktĂłrÄ
zauwaĹźyĹ chĹopak w momencie dotarcia na miejsce. SĹoĹce caĹkowicie zaszĹo.
PrzewiaĹ go silny, chĹodny wiatr.
– Haha⌠No cóş, to byĹa poraĹźka. – StojÄ
c samotnie w opuszczonym porcie, zaĹmiaĹ siÄ sam do siebie. Brzeg jego pĹaszcza, noszonego na nowym wojskowym mundurze, powiewaĹ gwaĹtownie na wietrze.
PrzewoĹşnik szybko popÄdziĹ z powrotem na 53. WyspÄ, zaraz po tym jak wysadziĹ swojego pasaĹźera, wiÄc nie byĹo moĹźliwoĹci powrotu. ZauwaĹźyĹ znak zniszczony przez zĹÄ
pogodÄ. WedĹug niego najbliĹźsze miasto znajdowaĹo siÄ dwa tysiÄ
ce malumeli na prawo, podczas gdy 4. magazyn PrzedsiÄbiorstwa Handlowego Orlandry znajdowaĹ siÄ piÄÄset malumeli na lewo. Obok znaku dwie czerwone, drewniane strzaĹki skierowane byĹy w dwĂłch przeciwnych kierunkach.
– To musi byÄ to – wymamrotaĹ do siebie, rozpoznajÄ
c nazwÄ Orlandry. Kierunkowskaz wskazywaĹ wÄ
skÄ
dróşkÄ prowadzÄ
cÄ
prosto w gÄsty las. OczywiĹcie w zasiÄgu wzroku nie byĹo choÄby jednej ulicznej latarni ani niczego innego, co mogĹoby siÄ przydaÄ. Podczas gdy spacer przez to miejsce bez Ĺźadnego ĹwiatĹa nie brzmiaĹ zbyt zabawnie, nie mĂłgĹ po prostu tutaj siedzieÄ i czekaÄ na poranek. PomyĹlaĹ nad skierowaniem siÄ w drugÄ
stronÄ do miasta i znalezieniem gospody, jednak ĹcieĹźka wciÄ
Ĺź byĹa doĹÄ dĹuga i niekoniecznie duĹźo jaĹniejsza. SpoglÄ
dajÄ
c ostatni raz w gĂłrÄ na gwieĹşdziste niebo, westchnÄ
Ĺ i wkroczyĹ w ciemnoĹÄ.
Czasami gwiazdy zaglÄ
daĹy spomiÄdzy szpar miÄdzy drzewami, dajÄ
c Willemowi wystarczajÄ
co ĹwiatĹa, by pozostaÄ na szlaku. JednakĹźe nawigujÄ
c w ten sposĂłb, jego tempo byĹo Ĺmiesznie wolne.
Jest ciemno. Nie trzeba byĹo o tym wspominaÄ, wiedziaĹ to juĹź przed tym, jak postawiĹ swojÄ
stopÄ w tym lesie. Nie widzÄ nawet gdzie stawiam kroki. To teĹź juĹź wiedziaĹ wczeĹniej, ale nie mĂłgĹ siÄ powstrzymaÄ od skarĹźenia siÄ samemu sobie.
BrnÄ
c przed siebie, przypomniaĹ sobie nagle baĹĹ, ktĂłrÄ
przeczytaĹ jako dziecko. ChĹopak wszedĹ do lasu pewnej letniej nocy i nigdy juĹź nie wrĂłciĹ do domu. Tam, grupa wróşek porwaĹa go i zabraĹa do swojego kraju w innym Ĺwiecie â lub coĹ takiego. W tamtym czasie myĹlaĹ, Ĺźe coĹ podobnego moĹźe mu siÄ przydarzyÄ, wiÄc obiecaĹ sobie nie zbliĹźaÄ siÄ do lasu w nocy. Jego mistrz i „CĂłrka” bez koĹca dokuczali mu z tego powodu. Teraz, kiedy nie byĹ juĹź dĹuĹźej maĹym chĹopcem, wyglÄ
daĹo to na zabawnÄ
historiÄ, aleâŚ
– Nie ma tutaj niebezpiecznych zwierzÄ
t⌠prawda?
WybierajÄ
c miÄdzy porwaniem przez wróşki i byciem zjedzonym przez dzikie zwierzÄta, to drugie wyglÄ
daĹo na bardziej prawdopodobne w tym momencie. Owy teren i 68. Wyspa same w sobie byĹy dosyÄ duĹźe wedĹug standardĂłw Regul Aire. Miejsce to mogĹo byÄ uwaĹźane za bliskÄ
imitacjÄ przyrody znajdujÄ
cej siÄ kiedyĹ na lÄ
dzie, wiÄc nie mĂłgĹ on odrzuciÄ moĹźliwoĹci wilka lub niedĹşwiedzia wyskakujÄ
cego z ciemnoĹci.
PrzetrwaĹbym atak niedĹşwiedzia? ZapytaĹ samego siebie. Dla niego z przeszĹoĹci kilka dzikich zwierzÄ
t nie byĹoby problemem. JednakĹźe w jego obecnym stanie, kiedy straciĹ caĹÄ
swojÄ
moc, nie mĂłgĹ juĹź byÄ tego taki pewny.
PoczuĹ coĹ mokrego pod swoimi stopami. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe kiedy byĹ pogrÄ
Ĺźony w myĹlach, nieco zbĹÄ
dziĹ ze ĹcieĹźki. Z lekkiego zapachu wody, razem z dĹşwiÄkiem i teksturÄ
gruntu domyĹliĹ siÄ, Ĺźe wkroczyĹ na tereny podmokĹe.
Mieszanka wody, piachu i wiatru tworzyĹa unikalnÄ
woĹ, ktĂłra z jakiegoĹ powodu wydawaĹa mu siÄ bardzo nostalgiczna. Czy naprawdÄ znajdujÄ siÄ w przestworzach? MyĹlÄ
c o domu, brodzÄ
c w czarnym jak smoĹa mokradle, uĹmiechnÄ
Ĺ siÄ gorzko.
KÄ
tem oka wyĹapaĹ migniÄcie ĹwiatĹa. ĹwiecÄ
ca kula koĹysaĹa siÄ gwaĹtownie z boku na bok, stopniowo rosnÄ
c coraz bardziej. CoĹ nadchodziĹo.
– KtoĹ przyszedĹ mnie odebraÄ?
Kiedy sterowiec przewoĹşnika wylÄ
dowaĹ w porcie, obiekt mĂłgĹ w jakiĹ sposĂłb zostaÄ powiadomiony. W takim przypadku nie byĹoby niczym zaskakujÄ
cym, gdyby technik, badacz, lub ktoŠinny zauwaşyŠsygnaŠi przyszedŠmu na spotkanie.
Oj, nie musiaĹeĹ iĹÄ caĹÄ
tÄ
drogÄ tylko po to, by mnie odebraÄ. Willem rozgrywaĹ rozmowÄ w swojej gĹowie, idÄ
c w kierunku ĹwiatĹa.
– A masz!!
ĹwiatĹo skoczyĹo w gĂłrÄ. Okrzyk bojowy, nieco zbyt uroczy by kwalifikowaÄ siÄ jako wrzask, zadzwoniĹ w wilgotnym powietrzu. ChĹopak zauwaĹźyĹ drewniany miecz wyĹaniajÄ
cy siÄ z ciemnoĹci, zstÄpujÄ
cy z gĂłry w zadziwiajÄ
co szybkim tempie.
Dlaczego?! Na próşno prĂłbowaĹ wymyĹliÄ powĂłd, dlaczego nagle zostaĹ zaatakowany. W kaĹźdym razie, jest Ĺşle. Samo unikniÄcie ataku byĹoby proste. Problemem byĹ agresor, aktualnie lecÄ
cy w powietrzu, ktĂłry narysowaĹby idealnÄ
parabolÄ wyznaczonÄ
przez prawa fizyki i poleciaĹ prosto w bagnisty grunt znajdujÄ
cy siÄ za nim.
Co robiÄ⌠Co robiÄ. Przed tym jak jego gĹowa doszĹa do rozsÄ
dnego sposobu postÄpowania, jego ciaĹo zaczÄĹo poruszaÄ siÄ samo. ZrobiĹ krok naprzĂłd, ustawiajÄ
c siÄ pod Ĺukiem, ktĂłry byĹ rysowany w powietrzu przez miecz. RozĹoĹźyĹ rÄce i przyjÄ
Ĺ caĹy impet ciaĹa atakujÄ
cego. AuÄ. CiÄĹźsze niĹź myĹlaĹem⌠Nie sÄ
dzÄ, by moje nogi wytrzymaĹy duĹźo dĹuĹźej.
Jego ĹźoĹnierskie odruchy dziaĹaĹy prawidĹowo, przeĹÄ
czajÄ
c ciaĹo na tryb walki i prĂłbujÄ
c rozpaliÄ ToksynÄ wewnÄ
trz jego ciaĹa. Proces ten zazwyczaj wzmocniĹby jego miÄĹnie i przyspieszyĹ podejmowanie decyzji, jednak zamiast tego poczuĹ ostry bĂłl przeszywajÄ
cy wszystkie jego koĹczyny. SiĹa w jego ramionach zanikĹa i przewrĂłciĹ siÄ do tyĹu, lÄ
dujÄ
c w bagnie z gĹoĹnym pluskiem.
Do czasu gdy woda siÄ uspokoiĹa, wiÄkszoĹÄ ciepĹa z ciaĹa mĹodego mÄĹźczyzny rozpĹynÄĹa siÄ. MaĹy pĹomieĹ, najprawdopodobniej stworzony przez ToksynÄ, zapaliĹ siÄ w prawej dĹoni agresora. ĹwiatĹo wydawaĹo siÄ tworzyÄ swĂłj wĹasny, maĹy Ĺwiat, caĹkowicie odciÄty od otaczajÄ
cej ciemnoĹci.
AtakujÄ
cy siedziaĹ na brzuchu Willema i patrzyĹ w dóŠna niego z zadowolonÄ
z siebie minÄ
. MĹodzieĹcowi mignÄĹy przed twarzÄ
jasnopurpurowe wĹosy i oczy.
– Pannibal! Co ty robisz?!
Drugie magiczne ĹwiatĹo zbliĹźaĹo siÄ, taĹczÄ
c miÄdzy drzewami. WkrĂłtce kolejna mĹoda dziewczyna wyszĹa z ciemnoĹci. RozpoznaĹ jej bĹÄkitne wĹosy.
Purpurowe dziewczÄ siedzÄ
ce na nim podniosĹo gĹowÄ i przechwalaĹo siÄ przed nowoprzybyĹym.
– Podejrzany zostaĹ unieszkodliwiony.
– Nie powinnaĹ tutaj biegaÄ, grunt jest caĹy mokry i jest niebezpie⌠co? –  Znajoma osoba spojrzaĹa na niego z zaskoczonÄ
minÄ
. – Podejrzany typ⌠Ty? Dlaczego?
– Hej⌠kopÄ lat⌠– PodniĂłsĹ lekko rÄkÄ w prĂłbie pomachania i uĹmiechnÄ
Ĺ siÄ.
OczywiĹcie, nie mĂłgĹ byÄ przemoczony do suchej nitki po wsze czasy. Po dĹugiej kÄ
pieli i przebraniu siÄ, stanÄ
Ĺ przed lustrem. CzarnowĹosy mÄĹźczyzna przyglÄ
daĹ siÄ mu czarnymi oczyma, w ktĂłrych brakowaĹo jakiejkolwiek ambicji. NikĹy uĹmiech, ktĂłry goĹciĹ na jego twarzy, pojawiaĹ siÄ tak naturalnie, jakby jego miÄĹnie twarzy na staĹe wygiÄĹy siÄ w taki ksztaĹt.
W celu ukrycia bycia nienaznaczonym, Willem prĂłbowaĹ kiedyĹ zaĹoĹźyÄ sztuczne rogi i kĹy. JednakĹźe wyglÄ
daĹy one tak paskudnie, Ĺźe prawie go to przygnÄbiĹo. WywnioskowaĹ, Ĺźe owe charakterystyczne cechy miaĹy wyraĹźaÄ dzikÄ
stronÄ osoby, wiÄc nie szĹy w parze z ludĹşmi, ktĂłrym brakowaĹo jakichkolwiek dzikich przymiotĂłw.
OglÄ
dajÄ
c swoje ciaĹo, Ĺźeby sprawdziÄ czy nie zostaĹo na nim bĹoto lub czy Ĺźadna z koĹczyn mu nie doskwieraĹa, zwrĂłciĹ uwagÄ na to, jak ĹźaĹoĹnie sĹaby siÄ staĹ. Jedynie prĂłba rozpalenia maĹej iloĹci Toksyny doprowadziĹa do takiego baĹaganu. W przeszĹoĹci mĂłgĹ rozpaliÄ ogieĹ gotowy do bitwy w trakcie snu.
No cóş, rozmyĹlanie o rzeczach, ktĂłre juĹź straciĹem, nie ma sensu. WyszedĹ na korytarz obiektu wojskowego â ktĂłry na takowy nie wyglÄ
daĹ. PodĹoga skĹadaĹa siÄ ze starych, zniszczonych, drewnianych desek, a Ĺciany byĹy otynkowane. Kilka pokoi w rĂłwnych odstÄpach mieĹciĹo siÄ w korytarzu. Obok na Ĺcianie wisiaĹy trzy kartki papieru: jedna ukazujÄ
ca kolejkÄ do obowiÄ
zkĂłw domowych, jedna ostrzegajÄ
ca o niedziaĹajÄ
cej toalecie na drugim piÄtrze i jedna mĂłwiÄ
ca âNie biegaÄ na korytarzu!â.
Na sam koniec zauwaĹźyĹ mĹode dziewczynki wyglÄ
dajÄ
ce zza róşnych rzeczy, prĂłbujÄ
ce zerknÄ
Ä ukradkiem na obcego, nowego mÄĹźczyznÄ.
– TÄdy.
BĹÄkitnowĹosa dziewczyna oprowadzaĹa go. MajÄ
c kolejnÄ
szansÄ na spojrzenie na niÄ
z bliska, poprawiĹ swojÄ
ocenÄ jej wieku na okoĹo piÄtnaĹcie lat, bazujÄ
c na ludzkich standardach. Nienaznaczona miaĹa ciaĹo i wyglÄ
d podobny do tego ludzkiego. WyróşniaĹy jÄ
jaskrawe, bĹÄkitne wĹosy, przywodzÄ
ce na myĹl czyste, wiosenne niebo. Emnetwyt nie byĹby w stanie nigdy osiÄ
gnÄ
Ä tak naturalnego, jaskrawego koloru, jakiej farby by nie uĹźywaĹ.
W porĂłwnaniu do spotkania w Dzielnicy Handlowej Briki, wyglÄ
daĹa na bardziej spokojnÄ
i opanowanÄ
. Pomimo tego Willem mĂłgĹ powiedzieÄ, Ĺźe nie jest to jej prawdziwa osobowoĹÄ. Za kaĹźdym razem gdy byĹa zmieszana lub niepewna, widaÄ to byĹo w jej oceaniczno-niebieskich oczach.
PowiadajÄ
, Ĺźe nie waĹźnym jest, jak zachowujesz siÄ na wycieczce, poniewaĹź nigdy juĹź nie spotkasz poznanych tam osĂłb. PeĹna Ĺźycia dziewczyna, ktĂłrÄ
widziaĹ kilka dni temu, musiaĹa byÄ wynikiem takiego nastawienia. PrzypominaĹa mu towarzysza, z ktĂłrym pracowaĹ dawno temu, kogoĹ, kto nie potrafiĹ byÄ ze sobÄ
szczery. Kiedy wspominaĹ tak stare dzieje, uĹmiech pojawiĹ siÄ na jego twarzy.
– O-oo co chodzi?
– Ach, nic takiego. IdĹşmy dalej.
Czasami nerwowo odwracaĹa siÄ do niego, wyglÄ
dajÄ
c jakby chciaĹa coĹ powiedzieÄ, lecz natychmiast odwracaĹa siÄ z powrotem i zwiÄkszaĹa dystans miÄdzy nimi. Z powodu takiego podejĹcia, nie byĹ on w stanie zbytnio siÄ z niÄ
spoufaliÄ, wiÄc sunÄ
Ĺ po cichu kilka krokĂłw za niÄ
. Dziewczynka z purpurowymi wĹosami, Pannibal, ktĂłra wyglÄ
daĹa na jakieĹ dziesiÄÄ lat, z ciekawoĹciÄ
spoglÄ
daĹa na przedziwnÄ
parÄ.
Po krĂłtkim spacerze dotarli do przytulnego pokoju, w ktĂłrym znajdowaĹy siÄ maĹy stóŠi krzesĹo, pĂłĹka na ksiÄ
Ĺźki, Ĺóşko, i przeróşne przydatne akcesoria porozrzucane wokĂłĹ.
– To miaĹ byÄ magazyn, prawda? â wymsknÄĹo mu siÄ pytanie, ktĂłre zadawaĹ sobie, odkÄ
d dotarli do tego miejsca.
– Typowa reakcja.
W pokoju siedziaĹa kobieta. Kolejna nienaznaczona. OceniajÄ
c po wyglÄ
dzie wyglÄ
daĹa na jakieĹ osiemnaĹcie lat, czyli tyle samo co on, lub trochÄ wiÄcej. Jasnoczerwone wĹosy do ramion opadaĹy bezwĹadnie. Jej trawiastozielone oczy patrzyĹy na niego intensywnie, nosiĹa bluzkÄ podobnego koloru z biaĹym fartuchem na wierzchu. Dobre wychowanie i subtelny sposĂłb bycia sprawiaĹy wraĹźenie elegancji.
– Witamy w magazynie sekretnych broni â powiedziaĹa z uĹmiechem. â Willem, dawno siÄ nie widzieliĹmy. UrosĹeĹ?
– ⌠dlaczego tutaj jesteĹ, Nygglatho? â zajÄczaĹ.
SĹaby gĹos tĹuczenia siÄ doszedĹ z zewnÄ
trz pokoju, lecz chĹopak udaĹ, Ĺźe go nie sĹyszy.
– Dlaczego? Cóş, tutaj pracujÄ, oczywiĹcie. ByĹam zaskoczona, gdy usĹyszaĹam od Gricka, Ĺźe zostaniesz tutaj wysĹany. Nie spodziewaĹam siÄ tego. Och, gratulacje w zwiÄ
zku z awansem, Willemie Kmetsch, MĹodszy Techniku ZaklÄtych Broni. ZdobyÄ takÄ
pozycjÄ tego samego dnia, w ktĂłrym wstÄ
piĹo siÄ do wojska⌠Szybko pniesz siÄ po szczeblach kariery, co?
– Nie rĂłb sobie ze mnie ĹźartĂłw⌠Wiem, Ĺźe to pusty tytuĹ.  Przy okazji⌠âktoĹ szukajÄ
cy ludzi do pomocy przy porzÄ
dnej pracyâ, o kim wspominaĹ GrickâŚ
– Ach, to prawdopodobnie o mnie.
– Ten skurczybyk. â ChĹopak zanotowaĹ w pamiÄci, by uderzyÄ borgla przy nastÄpnym spotkaniu. Prawdopodobnie byĹ na to przygotowany, Ĺwiadomie zastawiajÄ
c na niego tÄ puĹapkÄ.
– W kaĹźdym razie las o tej porze jest dosyÄ straszny, czyĹź nie? JeĹli byĹ siÄ z nami skontaktowaĹ, moglibyĹmy ciÄ odebraÄ z pobliskiej wyspy albo coĹ w tym stylu.
Kobieta pokazaĹa mu, by usiadĹ. Serwis do herbaty staĹ na stole, prawdopodobnie przygotowany w trakcie jego kÄ
pieli.
– Nie jestem przyzwyczajony do tak dĹugich podróşy sterowcami⌠28. Wyspa znajduje siÄ duĹźo dalej stÄ
d, niĹź myĹlaĹem. NastÄpnym razem dam znaÄ zawczasu.
– PoproszÄ⌠Przy okazji, te ubrania Ĺwietnie na tobie leĹźÄ
.
– PomijajÄ
c to, Ĺźe osoba wĹaĹnie je noszÄ
ca, uwaşa je za zbyt ciasne i trudne do oddychania.
– Nie mĂłw takich smutnych rzeczy… W porĂłwnaniu do momentu przebudzenia, wyglÄ
dasz teraz jakieĹ dwadzieĹcia procent smaczniej.
– ⌠wiÄc ryzyko mojej Ĺmierci takĹźe zwiÄkszyĹo siÄ o dwadzieĹcia procent.
– Nie bÄ
dĹş taki zĹoĹliwy⌠MoĹźesz mi zaufaÄ. PowiedziaĹam ci wczeĹniej, czyĹź nie? Nawet jeĹźeli jestem trollem, a ty jesteĹ niesamowicie rzadkim daniem, nie mam zamiaru ciebie zjadaÄ. â KlasnÄĹa w dĹonie, przekrÄciĹa gĹowÄ lekko do boku i kontynuowaĹa: – To znaczy, haniebnym byĹoby marnowanie ostatniego czĹowieka na ziemi dla zaspokojenia chwilowego gĹodu.
Willem musiaĹ przyznaÄ, Ĺźe jej gestykulacja byĹa atrakcyjna, lecz jej sĹowa wywoĹywaĹy u niego dreszcze na plecach.
– OczywiĹcie, jeĹli powiesz Ĺźe mogÄ ciÄ zjeĹÄ, wtedy siÄ nad tym zastanowiÄâŚ
– Nie, zdecydowanie nie powiem.
– Hmm? JesteĹ pewny, Ĺźe nie zmienisz swojego zdania? Â MoĹźe jedno ramiÄ? Jeden palec?
WestchnÄ
Ĺ. Im dĹuĹźej trwaĹa ta rozmowa, tym bardziej niebezpieczna byĹa dla niego.
Trolle, klasyczne przykĹady potworĂłw, czÄsto pojawiaĹy siÄ w historiach o duchach opowiadanych przez podróşnikĂłw za czasĂłw chĹopaka. Przystojny mÄĹźczyzna lub przepiÄkna kobieta mieszkali samotnie w domu z dala od miasta. Kiedy zmÄczeni wÄdrowcy przechodzili nieopodal, zapraszaĹ ich do Ĺrodka, witaĹ ich ucztÄ
, zaopiekowaĹ siÄ nimi, i wtedy, w Ĺrodku nocy, zjadaĹ.
Do niedawna sÄ
dziĹ, Ĺźe wszystkie te historie byĹy mitami, opowieĹciami stworzonymi jedynie po to, aby nauczyÄ nowych podróşnikĂłw bycia czujnymi na nieznanych terenach. Kiedy dowiedziaĹ siÄ, Ĺźe trolle rzeczywiĹcie istniaĹy jako typ ogrĂłw, staĹ oniemiaĹy z otwartymi ustami przez dobre piÄÄ minut. Po tym, osoba, ktĂłra mu o tym powiedziaĹa, czyli sama Nygglatho, ĹmiaĹa siÄ z niego, mĂłwiÄ
c coĹ w stylu: – Nie wiem jak mam siÄ czuÄ z tym, Ĺźe ktoĹ myĹlaĹ o mnie jako o mistycznym stworzeniu.
Willem znowu usĹyszaĹ stukanie dochodzÄ
ce z zewnÄ
trz pokoju. WyczuĹ obecnoĹÄ kilku poruszonych osĂłb, lecz znowu zdecydowaĹ siÄ to zignorowaÄ.
– Porozmawiajmy o pracy⌠Powiedziano mi, Ĺźe nie mam praktycznie nic do roboty, ale nie znam Ĺźadnych szczegĂłĹĂłw. Co mam robiÄ, zaczynajÄ
c od jutra? Albo raczej, czy jest coĹ, co powinienem robiÄ dzisiaj?
– Hmm⌠Zobaczmy. Planujesz tutaj zostaÄ?
– OczywiĹcie. ZostaĹem tutaj wysĹany, by zarzÄ
dzaÄ âbroĹmiâ, wiÄc powinienem chociaĹź mieszkaÄ w tym samym miejscu, gdzie siÄ znajdujÄ
.
– Poprzednia dwĂłjka na twojej pozycji pojawiĹa siÄ pierwszego dnia, a potem odeszĹa i nigdy nie wrĂłciĹa, wiesz?
– NaprawdÄ?! â WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe ta praca to jeszcze wiÄkszy Ĺźart, niĹź sÄ
dziĹ.
– WiÄc jeĹli powiesz âjakbym kiedykolwiek tutaj zamieszkaĹ!â i zdecydujesz siÄ zatrzymaÄ siÄ gdzieĹ indziej na wyspie, to nie bÄdzie z tym Ĺźadnego problemuâŚ
– To nie jest jedna z tych rzeczy, gdzie mĂłwisz Ĺźe wszystko jest okej, a jak tylko siÄ odwrĂłcÄ dĹşgniesz mnie w plecy lub coĹ w tym stylu?
– MyĹlisz, Ĺźe kim jestemâŚ
JedzÄ
cym ludzi ogrem, oczywiĹcie.
WestchnÄ
Ĺ przeciÄ
gle.
– Cóş, porzucanie roboty jest niezgodne z moimi zasadami, nawet jeĹli jest ona bezsensowna. PrzybyĹem tutaj z zamiarem zostania.
– NaprawdÄ? Ĺwietnie! â krzyknÄĹa, kĹadÄ
c dĹonie obok swoich ust. â Dobrze zatem, muszÄ pospieszyÄ siÄ i przygotowaÄ twĂłj pokĂłj. Och, musisz byÄ teĹź gĹodny. Na stoĹĂłwce mogÄ
byÄ jakieĹ resztki⌠Jutro wyprawiÄ ci ucztÄ, wiÄc oczekuj na niÄ
z niecierpliwoĹciÄ
!
Kolejne westchnienie. ChĹopak zawsze sÄ
dziĹ, Ĺźe radzenie sobie z Nygglatho sprawiaĹo dla niego niemaĹe problemy. IgnorujÄ
c fakt, Ĺźe chciaĹa go zjeĹÄ (ktĂłry jest faktem trudnym do zignorowania), coĹ w jej zachowaniu⌠mu nie odpowiadaĹo, jako facetowi.
– Hehe⌠Opiekowanie siÄ Willemem⌠To juĹź prawie rok, prawda? TrochÄ siÄ ekscytujÄ.
BÄdÄ
c mĹodym mÄĹźczyznÄ
, trzymaĹ w sercu wiele skomplikowanych, niepohamowanych emocji. Innymi sĹowy, sytuacja, w ktĂłrej opiekuje siÄ nim Ĺźyczliwa, mĹoda kobieta (ktĂłra byĹa ponadto podobnej rasy), wywoĹywaĹa u niego lekkie koĹatanie serca.
JednakĹźe wiedziaĹ, Ĺźeby nie interpretowaÄ bĹÄdnie jej ĹźyczliwoĹci, poniewaĹź prawdopodobnie nie staĹy za niÄ
Ĺźadne romantyczne uczucia. Jej uczucie byĹo w gruncie rzeczy takiego samego typu, jak te farmera w stosunku do jego krĂłw czy kurczakĂłw. ByĹa miĹa dla niego, aby wypeĹniÄ cykl [wychowaÄ w miĹoĹci] — > [zjeĹÄ].
UspokĂłjcie siÄ, instynkty. Aktywuj, powĂłd. Osoba przed twymi oczyma jest drapieĹźnikiem. Twoje serce bije szybko z powodu zagroĹźenia Ĺźycia. Nie miej mylnego wraĹźenia. MĂłwiĹ to sobie bez koĹca, dopĂłki bicie jego serca nie wrĂłciĹo do normalnoĹci.
– Co z tÄ
ponurÄ
twarzÄ
? â MĹode dziewczÄ pozostaĹo caĹkowicie nieĹwiadome wewnÄtrznej walki mĹodzieĹca.
– ChcÄ siÄ tylko jeszcze raz upewniÄ⌠Nie zjesz mnie, prawda?
– Nie nie, naprawdÄ chcÄ siÄ tobÄ
tylko zaopiekowaÄ. Trolle majÄ
naturalne pragnienie dania swoim goĹciom jak najbardziej przyjacielskiego powitania. ObiecujÄ, Ĺźe ciebie nie zjem… jeszcze.
– Ookejj⌠Dlaczego nie powtĂłrzysz jeszcze raz gĹoĹno i wyraĹşnie tego, co powiedziaĹaĹ pĂłĹszeptem.
– Hm? Nie powiedziaĹam niczego â odpowiedziaĹa nonszalancko, po czym cicho wstaĹa i poszĹa otworzyÄ drzwi.
Lawina koloru pomaraĹczowego, zielonego, purpurowego i róşowego wysypaĹa siÄ na dywan. Cztery mĹode dziewczyny, wszystkie wyglÄ
dajÄ
ce na jakieĹ dziesiÄÄ lat, z bardzo kolorowymi wĹosami, leĹźaĹy jedna na drugiej.
– Hej! Nie pchaj! â jÄczaĹa jedna, przygnieciona przez wspĂłlnikĂłw zbrodni.
– P-P-Przepraszamy! Przepraszamy! â pĹakaĹa inna, ciÄ
gle chylÄ
c gĹowÄ.
– Ajj Nygglatho, co tam? â powiedziaĹa jak gdyby nic ta, nazywajÄ
ca siÄ Pannibal.
– Hej! MĂłj bĹÄ
d! â przeprosiĹa zwyczajnie ostatnia, energicznie siÄ szczerzÄ
c.
Wszystkie zaczÄĹy jednoczeĹnie mĂłwiÄ. Nygglatho nie zwracajÄ
c na nie uwagi, zaĹoĹźyĹa rÄce za plecy, stanÄĹa prosto i wydaĹa jednÄ
komendÄ: -Â WracaÄ do swoich pokoi.
Jedna z dziewczynek ostroĹźnie podniosĹa rÄkÄ.
– Um⌠Przed tym chciaĹyĹmy siÄ przedstawiÄ nowemu nadzorcyâŚ
PozostaĹe przytaknÄĹy zgodnie.
– SĹyszaĹyĹcie, co powiedziaĹam? â PrzekrzywiĹa swojÄ
gĹowÄ lekko do boku i spojrzaĹa surowo. NastÄpnie siÄ zaĹmiaĹa. â Albo, jeĹli nie posĹuchacie⌠to was zjem! â Nawet zastraszajÄ
c mĂłwiĹa miÄkkim, delikatnym gĹosem, jak matka pocieszajÄ
ca swoje dziecko.
Bez momentu zawahania dzieciaki ulotniĹy siÄ z pokoju. ImponujÄ
co wykonany odwrĂłt.
– Dobrze zatem, pora iĹÄ. â OdwrĂłciĹa siÄ i zawoĹaĹa Willema.
– Ach⌠– WciÄ
Ĺź trochÄ przytĹoczony caĹÄ
sytuacjÄ
, ledwie zdoĹaĹ odpowiedzieÄ.
Podczas posiĹku Nygglatho, bÄdÄ
ca teraz w radosnym nastroju, uĹmiechaĹa siÄ i mruczaĹa cicho, przyglÄ
dajÄ
c mu siÄ. WĹaĹnie z tego wzglÄdu czuĹ siÄ odrobinÄ niekomfortowo przez caĹy ten czas.
PokĂłj nadzorcy byĹ praktycznie pusty. Podczas gdy sam w sobie nie byĹ maĹy, mieĹciĹ jedynie Ĺóşko, pustÄ
szafÄ i lampÄ wiszÄ
cÄ
na Ĺcianie. Na twardej, drewnianej podĹodze nie byĹo dywanu, zaĹ okna nie zasĹaniaĹa Ĺźadna firana. Na zewnÄ
trz byĹo widaÄ jedynie czystÄ
czerĹ, tak jakby okno zostaĹo pomalowane atramentem. Tylko spoglÄ
dajÄ
c na zewnÄ
trz, czuĹ jakby miaĹ byÄ wciÄ
gniÄty, a raczej zgnieciony przez przytĹaczajÄ
cÄ
ciemnoĹÄ.
NiezĹy kÄ
cik, pomyĹlaĹ. DotÄ
d ĹźyĹ w apartamentowcu przeznaczonym dla borglijskich robotnikĂłw. Poza problemem z czystoĹciÄ
, niemoĹźliwym dla niego byĹo spanie w znajdujÄ
cych siÄ tam Ĺóşkach, ze wzglÄdu na róşnicÄ wzrostu pomiÄdzy nim, a borglami. KaĹźdej nocy kĹadĹ siÄ na podĹodze i owijaĹ siÄ kocem. W porĂłwnaniu do tego praktycznie kaĹźdy pokĂłj byĹ dla niego rajem.
Willem rzuciĹ swĂłj bagaĹź na podĹogÄ i przetestowaĹ pierzyny. MiÄkki materac i delikatnie pachnÄ
ca poĹciel stopniowo odpychaĹy jego zmÄczenie, zapraszajÄ
c go do gĹÄbokiego snu.
– Przed tymâŚ
ZdoĹaĹ odkleiÄ swoje plecy od posĹania, nim rzeczywiĹcie zasnÄ
Ĺ. Po pierwsze musiaĹ wydostaÄ siÄ z dusznego, wojskowego munduru. Po tym upchaĹ kilka prostych ubraĹ, ktĂłre wziÄ
Ĺ ze sobÄ
, w szafie. Nie wyglÄ
daĹo na to, by byĹo wiÄcej miejsca na jego pozostaĹe rzeczy, ktĂłrych nie byĹo duĹźo, wiÄc pozostawiĹ je w torbie.
Jest cicho. Cisza go cieszyĹa, poniewaĹź przyzwyczaiĹ siÄ juĹź do wszechobecnego zgieĹku na 28. Wyspie. â albo jednak nieâŚ
– MyĹlicie, Ĺźe Ĺpi?
– Nie wiem⌠Pierwszy raz widzÄ chĹopaka.
– BÄ
dĹşcie trochÄ ciszej. MoĹźe nas usĹyszeÄ.
Kilka szeptĂłw zza drzwi przerwaĹo spokojnÄ
ciszÄ. Zapewne dzieciaki wygonione wczeĹniej przez Nygglatho⌠NaprawdÄ siÄ nie poddajÄ
.
WstrzymujÄ
c oddech, nie wydajÄ
c Ĺźadnego dĹşwiÄku, podszedĹ do drzwi na palcach. PoĹoĹźyĹ dĹoĹ na gaĹce od drzwi, policzyĹ do trzech i otworzyĹ je. Dziewczynki wpadĹy do pokoju, wywoĹujÄ
c drugÄ
juĹź lawinÄ tego dnia.
– C-Co?!
– P-Przepraszamy! Przepraszamy!
– Hej, Panie Nadzorco! MiĹy wieczĂłr, prawda?
Willem kucnÄ
Ĺ, Ĺźeby zĹapaÄ z nimi kontakt wzrokowy i przyĹoĹźyĹ palec do ust. Przez sekundÄ mrugaĹy zaskoczone, lecz po chwili zrobiĹy to samo, zgadujÄ
c, co mĹody mÄĹźczyzna chciaĹ im przekazaÄ.
Zostaniecie zjedzone przez Nygglatho. Wszyscy, zarĂłwno dziewczynki jak i sam chĹopak, jedynie patrzÄ
c na siebie, zdawali siÄ szeptaÄ tÄ samÄ
rzecz. Bez wzglÄdu na czas i miejsce, jeĹli chcesz by dzieci coĹ zrobiĹy, najpierw straszysz je obecnoĹciÄ
demona.
PokazaĹ im, by weszĹy do pokoju. Nie byĹo wystarczajÄ
co duĹźo krzeseĹ dla wszystkich, lecz z pewnoĹciÄ
zostaĹyby zĹapane stojÄ
c w progu. Natychmiastowo po wejĹciu do pokoju otoczyĹy go i przyparĹy do Ĺciany.
– SkÄ
d przybyĹeĹ? Do jakiej rasy naleĹźysz?
– Co jest miÄdzy tobÄ
i Nygglatho? Wasza rozmowa brzmiaĹa na dosyÄ gĹÄbokÄ
!
– JesteĹ w zwiÄ
zku? Jakie dziewczyny lubisz?
– Masz ulubione danie? Albo jedzenie, ktĂłrego nie moĹźesz zjeĹÄ?
– Przy okazji, ze wszystkich pytaĹ, ktĂłre zadaliĹmy, na jakie odpowiesz najpierw?
Jak gwaĹtowna ulewa, nieskoĹczenie wiele pytaĹ zalaĹo poczciwca, dopĂłki nie podniĂłsĹ rÄki, by je uspokoiÄ.
– Odpowiem na twoje pytanie jako pierwsze. Nie mam dziewczyny, ale lubiÄ miĹe i odpowiedzialne kobiety, trochÄ starsze ode mnie. Moim ulubionym daniem jest bardzo ostre miÄso i nie powinno byÄ niczego, czego bym nie zjadĹ â lecz kilka dni temu widziaĹem drugie Ĺniadanie jaszczura i prawie zwymiotowaĹem. Moja relacja z Nygglatho jest podobna do tej farmera i zagubionej krowy. Do rana mieszkaĹem na 28. Wyspie. Co do mojej rasy⌠Najwidoczniej posiadam wiele róşnej krwi zmieszanej ze sobÄ
, wiÄc tak naprawdÄ nie wiem. â W trakcie odpowiadania na kaĹźde pojedyncze pytanie, Willem wskazywaĹ osobÄ, ktĂłra je zadaĹa.
WestchniÄcia podziwu wydostaĹy siÄ z ust dziewczÄ
t. Zadowolony z siebie, zaĹmiaĹ siÄ. W efekcie wychowywania siÄ w sierociĹcu, jednÄ
z jego specjalnoĹci byĹo zabawianie malcĂłw. SwojÄ
drogÄ
, ilekroÄ 'CĂłrka’, wychowywana w tym samym sierociĹcu, widziaĹa go w takiej sytuacji, komentowaĹa to jako odraĹźajÄ
ce.
Achh⌠Dzieci sÄ
Ĺwietne. Dziewczynki, w przeciwieĹstwie do kobiet â szczegĂłlnie pewnego konkretnego, diabelskiego trolla â nie dezorientowaĹy mĹodzieĹca Ĺźadnym dwuznacznym zachowaniem. Nie musiaĹ byÄ podejrzliwy co do Ĺźadnych ukrytych motywĂłw stojÄ
cych za ich ĹźyczliwoĹciÄ
. Achh⌠Co za cudowne stworzenia.
– Mam na imiÄ Willem. BÄdÄ tutaj przez chwilÄ pomagaĹ.
– BÄdziesz tutaj mieszkaĹ?
– Tak, to w koĹcu czÄĹÄ mojej pracy.
Kolejne zdumione miny. Z przyciszonych szeptĂłw dzieciakĂłw wywnioskowaĹ, Ĺźe obcy majÄ
cy zamiar tutaj zostaÄ byĹ niespotykanym wydarzeniem. To miaĹo sens, patrzÄ
c na to, Ĺźe dostanie siÄ tutaj nie byĹo prostym zadaniem, o czym przekonaĹ siÄ wczeĹniej. WiÄc pojawienie siÄ nowej twarzy w najbliĹźszym otoczeniu byĹo z pewnoĹciÄ
dla nich ekscytujÄ
cym zdarzeniem.
– Hej! Co tutaj robicie? â Z progu doszedĹ do nich karcÄ
cy gĹos.
Dzieciaki nagle zamilkĹy. Na zewnÄ
trz pokoju nie staĹa trollica, jak poczÄ
tkowo myĹlaĹ, lecz bĹÄkitnowĹosa nastolatka.
– PrzebyĹ dĹugÄ
drogÄ i musi byÄ zmÄczony, wiÄc mu nie przeszkadzajcie. Nie to powiedziaĹa wam Nygglatho?
– Umm⌠Achh⌠– wymamrotaĹa pomaraĹczowowĹosa.
– Nie mogĹam powstrzymaÄ swojej ciekawoĹci â powiedziaĹa purpurowĹosa.
– To jest to! To, co nazywasz niepowstrzymanÄ
mocÄ
! â krzyknÄĹa róşowowĹosa.
UcinajÄ
c tuman wymĂłwek, niebieskowĹosa dziewczyna skarciĹa je ponownie: -Â Nygglatho coĹ wam powiedziaĹa, prawda?
– Tak psze pani!!
MaĹe rozproszyĹy siÄ w kolejnym, perfekcyjnie wykonanym odwrocie. SĹyszaĹ gĹosy mĂłwiÄ
ce âdo widzeniaâ, rozbrzmiewajÄ
ce echem dalej i dalej w gĹÄbi korytarza.
– Hmm, nigdy siÄ nie sĹuchajÄ
. â SpojrzaĹa na niego. â Przepraszam za to⌠sÄ
zawsze denerwujÄ
ce.
– Nie mam nic przeciwko⌠PrzyzwyczaiĹem siÄ do przebywania z dzieÄmi.
– Zatem jestem wdziÄczna, ale nie rozpieszczaj ich za bardzo. JeĹli zostawisz je niepilnowane to zacznÄ
szaleÄ.
– Haha, bÄdÄ ostroĹźny â zaĹmiaĹ siÄ, a dziewczyna odpowiedziaĹa na to przeĹkniÄciem Ĺliny, jakby przestraszona.
KrĂłtka cisza. MyĹlaĹ, Ĺźe rozmĂłwczyni zaraz po wygonieniu dzieciakĂłw wyjdzie, lecz ona staĹa niewzruszona.
WyglÄ
daĹa jakby sobie coĹ przypominaĹa.
– Ach⌠Przepraszam za Pannibal wczeĹniej w lesie. ByĹa trochÄ zbyt energiczna⌠Nie chciaĹa ciÄ skrzywdziÄ.
– W porzÄ
dku⌠Nie jestem zĹy. DziÄki kÄ
pieli nie przeziÄbiÄ siÄ ani nic takiego.
– Och⌠Rozumiem⌠Um⌠– zatrzymaĹa siÄ ponownie. â ChthollyâŚ
– Hm?
– Moje imiÄ. Jakby to powiedzieÄ⌠TrochÄ to niezrÄczne, bo powiedziaĹam wczeĹniej, byĹ o mnie zapomniaĹ⌠OczywiĹcie nie musisz go zapamiÄtywaÄ⌠Ale pomyĹlaĹam, Ĺźe skoro juĹź tutaj jesteĹ i w ogĂłle⌠powinnam chociaĹź powiedzieÄ ci swoje imiÄ.
– Ach⌠– PomyĹlaĹ przez chwilÄ. Och, racja. Nigdy nie poznaliĹmy swoich imion.
– Jestem Willem. MiĹo ciÄ poznaÄ, Chtholly.
Przez moment ĹapaĹa oddech.
– TakĹźe⌠Umm⌠– Nie bÄdÄ
c w stanie znaleĹşÄ odpowiednich sĹĂłw, powiedziaĹa w koĹcu: – NiewaĹźne. Przepraszam za drÄczenie⌠Mam nadziejÄ, Ĺźe solidnie wypoczniesz.
W czasie kiedy odwrĂłciĹa siÄ, by wyjĹÄ, chĹopak nagle sobie o czymĹ przypomniaĹ. W czasie zamieszania zwiÄ
zanego z nieoczekiwanym spotkaniem z Nygglatho, zapomniaĹ o pytaniu, ktĂłre siedziaĹo z tyĹu jego gĹowy, odkÄ
d tutaj przybyĹ.
– Poczekaj⌠ChciaĹem ciÄ o coĹ zapytaÄ.
– Tak?
Drzwi, ktĂłre przed chwilÄ
siÄ zamknÄĹy, powoli skrzypiÄ
c, otworzyĹy siÄ z powrotem.
– PrzybyĹem tutaj jako kierownik broni PrzedsiÄbiorstwa Handlowego.
PrzytaknÄĹa.
– I to miejsce jest magazynem, w ktĂłrym przechowuje siÄ te bronie.
– Mhm. â PrzytaknÄĹa ponownie.
– Ale niewaĹźne ile razy rozglÄ
dam siÄ wokĂłĹ, to miejsce nie wyglÄ
da dla mnie jak magazyn. Â Gdzie sÄ
one przechowywane? â RozejrzaĹ siÄ po pokoju. SpojrzaĹ przez okno. Gdziekolwiek nie patrzyĹ, widziaĹ jedynie budynek mieszkalny. Bez Ĺladu magazynu.
MoĹźe gdy usĹyszaĹ, Ĺźe byĹy wykorzystywane do walki z â17 Bestiamiâ, zaĹoĹźyĹ, Ĺźe broniami bÄdÄ
olbrzymie golemy lub coĹ takiego, ale w rzeczywistoĹci nie byĹy one takie duĹźe. W tym przypadku mogĹyby byÄ przechowywane gdzieĹ w jednym pokoju. Ale wciÄ
Ĺź pozostawaĹa jedna tajemnica.
– I⌠nie wiem czy powinienem pytaÄ ciebie bezpoĹrednio, ale czym jesteĹcie? Dlaczego mieszkacie w tym domniemanym wojskowym obiekcie?
Przez sekundÄ Chtholly wpatrywaĹa siÄ bezmyĹlnie w Willema.
– PrzybyĹeĹ tutaj nawet tego nie wiedzÄ
c? â ZwÄziĹa swoje oczy. â W dodatku bawiĹeĹ siÄ z dzieciakami, bez wiedzy w jakiej sytuacji siÄ znajdujÄ
? JesteĹ typem osoby, ktĂłra dziaĹa bezmyĹlnie?
– Ach⌠– Nie mĂłgĹ powiedzieÄ niczego w rewanĹźu. ByĹ Ĺwiadomy tego, Ĺźe czasami dziaĹaĹ irracjonalnie.
– No cóş, wszystko jedno. To nie jest tak, Ĺźe to jakiĹ sekret, wiÄc ci powiem. OdpowiedziÄ
na twoje pierwsze pytanie jest twoje drugie pytanie. OdpowiedziÄ
na twoje drugie pytanie jest twoje pierwsze pytanie.
– Co? â Zagadkowa odpowiedĹş. â Co to znaczy?
– Nie powinieneĹ zbyt mocno siÄ zastanawiaÄ. Jest dokĹadnie tak, jak powiedziaĹam. My jesteĹmy broniami, o ktĂłrych mĂłwisz.
— Ach.
Przetwarzanie znaczenia jej sĹĂłw zajÄĹo jego mĂłzgowi trochÄ czasu.
Chtholly pomachaĹa dĹoniÄ
.
– Dobrze zatem, miĹo ciÄ poznaÄ, Panie Nadzorco. â WyszĹa z drzwi i je zamknÄĹa.