Rozdział 9: Moim drogim kociakom

– …I to by było na tyle.

Brikuś miał rozszczepiony podbródek. I nie była to bynajmniej niewielka dziura, acz głęboka, wyraźna bruzda. Do tego czarne niczym noc usta. Prawdopodobnie była to szminka. Jeśli ten kolor był naturalny, można by uznać go za potwora. Gęste rzęsy trzepotały na jego twarzy, ale czy były naturalne? Jego czerwone policzki wyglądały tak, jakby nosił róż. Właściwie to miał na sobie zbyt dużo makijażu.

Dzisiejszy Brikuś był w pełni zakuty w zbroję i miał przy biodrze miecz. Jednak wciąż ekspresyjnie wywijał kończynami podczas poruszania się. Straszne.

Na jego zbroi widniał wyryty heksagram, więc może też był paladynem jak generał brygady Wren Water?

Poruszał biodrami, a w jego jasnoniebieskich oczach dało się zauważyć dziwny błysk.

– Obszar poza Strażnicą Martwych Głów jest dokładnie taki, jak wcześniej wspominałem. Szybkie przypomnienie – obozy skupione wokół wież są rozsiane po całej okolicy fortecy. W każdym z tych obozów jest od dwóch do pięciu orków. Myślę, że większość z was ma to na uwadze, ale ponieważ garstka z was wygląda jakby nie ogarniała, powiem to tylko dla pewności. Właśnie te obozy wraz z samą strażnicą noszą wspólną nazwę Strażnicy Martwych Głów. Czy wszyscy na razie nadążają? Jakieś pytania? Nie? Żadnych, racja? Może to i lepiej dla was. Pytania są problematyczne. W każdym razie, teraz porozmawiamy o samej strażnicy.

Brikuś rozłożył na ziemi mapę, oświetlając ją lampą. Przedstawiała plan głównej strażnicy w Strażnicy Martwych Głów. Wskazał na nią.

– Mury otaczające cel mają około sześciu metrów wysokości po południowej stronie, gdzie znajduje się główna brama. Po wschodniej i zachodniej stronie są niższe, około czterech metrów wysokości. Po północnej stronie, gdzie znajduje się tylna brama, wznoszą się na jakieś pięć metrów. Jeśli chcemy przez nie przejść i dostać się do środka, musimy skorzystać z zewnętrznych schodów prowadzących na dach. Jak widzicie na pierwszym piętrze nie ma wejścia. Te znajduje się, o, tu – powiedział używając czubka swojego miecza, by wskazać punkt na dachu.

– Z pewnością to dostrzegacie – kontynuował – ale zaprojektowano to tak, że południowo-wschodni narożnik muru jest połączony z wieżą. Zewnętrzne schody są po wschodniej stronie, w kierunku południowym, widzicie? Krótko mówiąc, nawet jeśli wejdziemy główną bramą na południu, będziemy musieli pokonać prawie całą drogę dookoła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, aby dotrzeć do schodów. Jeśli zaś po nich wbiegniemy i dostaniemy się do środka przez dach, będziemy musieli pokonać całą drogę z powrotem na pierwsze piętro. Całkiem upierdliwy sposób, prawda? Oczywiście wymyślili to dla skuteczniejszej obrony. Jak już zejdziemy na pierwsze piętro, tam znajdziemy kolejne schody prowadzące do wież strażniczych na północnym-zachodzie, południowym-zachodzie i północnym-wschodzie.

– No tak, powinienem o tym wspomnieć dla dobra naszych nowicjuszy, ta twierdza ma trzy strażnice z niej wystające. Stąd pochodzi część nazwy 'Strażnica’. Przewidujemy, że ich szef, strażnik, będzie w jednej z tych trzech wież. Wszyscy już mają to przed oczami?

Haruhiro lekko skinął głową, wciąż wpatrując się intensywnie w mapę. Lada chwila mieli zaatakować to miejsce? W jakiś sposób wydawało się to nierealne.

– Teraz zarys operacji. – Brikuś jedną ręką zaczął bawić się mieczem. Dosyć duża broń wygląda w jego dłoni na bardzo lekką. – Atak rozpocznie się o świcie. Główne siły zaatakują główną bramę, podczas gdy reszta podzieli się na dwie grupy, które zajmą się wschodnią i zachodnią stroną. Okej, wy tam, odwagi trochę! Wszystko będzie w porządku. Zadaniem sił niezależnych jest jedynie utrzymanie wroga w szachu i działanie jako dywersja.

– I właśnie te siły ruszą jako pierwsze. Rozpoczniemy atak od wschodu i zachodu. Gdy tylko wróg zaangażuje się w obronę, główne siły ruszą na bramę frontową i przeprowadzą szturm. Wspomniałem, że podzielimy się na dwie grupy, prawda? Dwadzieścia drużyn pójdzie na wschód. Tą częścią będę dowodził ja, więc nazwiemy ją Siłami Zielonej Burzy. Czaicie? Nazwa pochodzi od mojego bajecznego koloru włosów. Siedemnaście ekip ruszy na zachód i pozostawię ich pod dowództwem Kajiko. Niech zwą się Siłami Dzikiego Orła. I jak? Niezła nazwa, co nie?

– Tak, w sumie to niezła – Kajiko uniosła jedną brew.

– Myślałem już o tym jak siły zostaną podzielone – kontynuował Brikuś. – W porządku? Wskażę tylko grupy, które będą ze mną w Zielonej Burzy. Gotowi? Dobrze, wy i wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, wy, no i Renji.

– Taa… – dodał Renji.

– Twoja ekipa jest ze mną. Rozczarowana, Kajiko?

– Że niby ja? – Spojrzała na Brikusia. – Chcesz zdechnąć, Britney?

– Na niebiosa, nie. Gdybym został zabity, nie byłbym w stanie przyjąć porządnych mężczyzn w moje ramiona, prawda? – odpowiedział rzucając swoje namiętne spojrzenie Renjiemu. – Prawda? Ren-ji!

Ten był całkowicie niewzruszony. Sam fakt zignorowania spojrzenia Brikusia robił niesamowite wrażenie. Nawet Haruhiro, który nie był w to zaangażowany, dostał gęsiej skórki. Mówiąc wprost, ten wzrok był odpychający.

Brikuś wydał z siebie niepokojący chichot, po czym odwrócił się do Haruhiro.

– Wy też.

– …Ach. Tak jest – odpowiedział krótko chłopak.

– Na koniec – kontynuował, wskazując na Pana Uprzejmego z drużyny Choco. – Wy. To już dwadzieścia drużyn. Pozostali są w Siłach Dzikiego Orła Kajiko. Zrozumiano?

Każdy z ochotników odpowiadał indywidualnie. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek miał zamiar się sprzeciwić. Nawet jeśli im się to nie podobało, trzeba by zebrać w sobie naprawdę dużo odwagi, by postawić się Brikusiowi. W końcu był on przerażająco dziwny.

– Kajiko, miałaś zegarek, prawda? – zapytał Brikuś.

– Tak – odpowiedziała, wyciągając lśniący, srebrny zegarek z kieszonki na klatce piersiowej i pokazując mu go.

– Ojej. – Brikuś wyglądał jakby miał zamiar pokazać w dłoni coś, co także wyglądało na zegarek, lecz w ostatniej chwili się rozmyślił. – Naprawdę ładny, kochana. O rany. Mój w porównaniu wygląda jak kawałek złomu.

– Bo to kawałek złomu, prawda? – zaśmiała się przez nos.

– Och, pyskata. Jest stary, więc sporo kosztuje, wiesz? Mam jednak wątpliwości co do jego precyzji. W każdym razie jeśli ty masz zegarek, to powinniśmy się bez problemu zsynchronizować. Potem powiem ci kiedy zaczynamy. A teraz, jak będzie przebiegać cała operacja. Gdy tylko się zacznie, będziemy zajmować wszystkie obozy, które napotkamy na swojej drodze do murów. Rozbijamy każdy obóz z orkami. Jeśli będziemy zwlekać, orkowie mogą wyjść ze swoich obozów, by nas otoczyć, więc zmiażdżcie ich tak szybko jak tylko możecie. To pierwszy etap.

Moguzo potężnie skinął głową. Chyba powinien trochę oszczędzać energię, aby się zbytnio nie napalić.

Brikuś użył swojego miecza, by wskazać mur.

– Drugi etap zacznie się wtedy, gdy dotrzemy do murów i rozpoczniemy nasz atak. Wróg prawdopodobnie odpowie łucznikami, ale według drużyny złodziei wysłanej jako zwiadowcy, na straży jest około dwustu orków. Ich liczebność nie jest imponująca, więc nie ma czego się bać. Jeśli jednak zostaniecie trafieni w nieodpowiednie miejsce, możecie natychmiast zginąć. Przygotowaliśmy tarcze, więc… – Brikuś wskazał podbródkiem na stos przedmiotów przypominających deski, które zostały ułożone na poboczu drogi. – Nim wyruszymy, każdy z was weźmie jedną. Możecie traktować te tarcze jako jednorazówki.

– To wspaniałomyślne! – Ranta obdarzył go szerokim uśmiechem, który jednak został zignorowany.

– …W każdym razie będziemy szturmować mury bez bram, zatem musimy użyć drabin, by się na nie wspiąć. Oczywiście je również przygotowaliśmy. W związku z tym potrzebujemy ludzi do zajęcia się nimi. Zadaniem będzie ich transport  do czasu naszego przybycia na miejsce, rozłożenie i podniesienie na mury. Moje Siły Zielonej Burzy oraz Siły Dzikiego Orła mają po cztery do dyspozycji. Pozwolę Kajiko zdecydować, kogo wyznaczy do tego zadania, zaś w Siłach Zielonej Burzy ten zaszczyt trafi do…

Haruhiro miał złe przeczucie. Nie wiedział dlaczego, ale mimo że za każdym razem, gdy miał dobre przeczucie, okazywało się kompletnie odwrotnie, to gdy już myślał, że stanie się coś złego, było to wtedy zagwarantowane.

Ten przypadek nie okazał się wyjątkiem.

Brikuś wskazał kolejno na Haruhiro i Pana Uprzejmego.

– Twoja i twoja drużyna się tym zajmą.

– Coooooooooooooooooooo? – Ranta wykrzywił twarz tak, aż jego wargi zwinęły się do tyłu. – Dlaczego my? Przecież mamy już tarcze! I do tego mamy nosić ciężkie drabiny?!

Ranta, chłopie, masz jaja.

Zanim Haruhiro zdążył powiedzieć cokolwiek, Brikuś wyciągnął swój miecz i skierował jego czubek w gardło Ranty.

– Ja tu jestem dowódcą. Nie podoba ci się? To odejdź. Oczywiście po zwróceniu zaliczki, jasne?

– …Ja-ja nie oddam pieniędzy! Właściwie… to nie mogę. – Spuścił wzrok i lekko parsknął śmiechem. – …Już je wszystkie wydałem.

Haruhiro prawie się wywrócił.

– …Już?!

– Och, walić to! To były pieniądze, które uczciwie, sam zarobiłem! Mogłem zrobić sobie z nimi co mi się żywnie podobało!

– Cóż, tak, ale…

– W takim razie – Brikuś wsunął ostrze pod brodę Ranty, dając mu lekkiego szturchańca. – rób to, co ci powiedziano. Jeśli nie będziesz mi posłuszny i spróbujesz uciec, zostaniesz dezerterem.

– Dezerterem…?! To-to super! Chwila, nie, to brzmi jakby to było trochę niebezpieczne…?

Shihoru potrząsnęła głową w przód i tył.

– …Nie 'może’.

– To jest absolutnie niebezpieczne. – Spojrzenie, jakim obdarzyła go Merry, przypominało lodową statuę.

– Teraz posłuchaj. – Brikuś wycofał swój miecz i lekko go obrócił. – Drużyny z drabinami mają bardzo ważne zadanie, wiesz? Muszą zrobić wszystko co w ich mocy, aby uniknąć walki zanim dotrzemy do fortecy. A kiedy nadejdzie odpowiednia pora, szarżują w kierunku murów i z hukiem podnoszą drabiny. To jest fajna robota.

– …Fajna – powtórzył do siebie Ranta, jakby uważnie je rozważając, po czym jego twarz wykrzywił brzydki uśmieszek. – …Cóż, jeśli tak to wygląda, to wiesz co? Nie ma innej opcji. Zrobimy to. W końcu do tak wielkiego czynu potrzeba największego człowieka czynu, takiego jak ja, prawda?

– Ale my też mamy tę fuchę – powiedział Pan Wysoki z drużyny Choco, wbijając szpilę w Rantę.

– Zamknij się! – odparł chłopak, patrząc na niego twardo. – Ty to co innego! Poza tym jesteś młodszy ode mnie, do jasnej cholery! Nie wchrzaniaj się, kiedy starszy dobrze się bawi, ptasi móżdżku!

– Nie jestem ptakiem.

– Czym w takim razie? Nietoperzem?

– …Dobra. Nieważne.

– Łuahahahahahahahahahahahaha! Wygrałem! Zwycięstwo należy do mnie!

Pani Krótkie Włosy z drużyny Choco patrzyła na Rantę tak, jak patrzy się na karalucha z daleka.

– …Jesteś najgorszy.

– Proszę, skończ, wstydu oszczędź… – Haruhiro zakrył twarz dłońmi.

Bez względu na tę rozmowę, drużyny Haruhiro i Choco miały nieść w sumie cztery drabiny. Chciałby zgrywać niezawodnego starszaka i wziąć jedną więcej od nich, ale nie było to możliwe. Po dwie było najrozsądniejszym rozwiązaniem.

Drabiny były długie. Łącząc dwie z nich, z których każda miała trochę ponad dwa metry, dawało to kładkę na ponad czterech metrów. Innymi słowy tak naprawdę musieli przetransportować osiem z nich, gdzie każda miała nieco ponad dwa metry długości.

Haruhiro, Ranta i Moguzo wzięli po jednej. Dziewczyny wzięły jedną na spółkę. Sprawiedliwy podział.

Drużyna Choco składała się z czterech chłopaków i dwóch dziewczyn, więc wyglądało na to, że każdy z facetów weźmie po jednej.

Do tego trzeba było jeszcze nieść tarcze, więc oznaczało to ciężką pracę. Prawdopodobnie zdążą zużyć wszelkie siły przed dotarciem na miejsce.

– A teraz – powiedział Brikuś, pochylając się i wypinając tyłek – wejście do fortecy i oczyszczenie jej z wrogów ma być przede wszystkim zadaniem głównych sił, ale opowiem wam z kim się mierzymy, dla waszej świadomości i komfortu. Jak już mówiłem, spodziewamy się dwustu orków, z których większość należy do klanu zwanego Zesh. Farbują włosy na czarno i mają czerwone tatuaże na twarzach. Ich ekwipunek też jest w większości standardowy. Używają jednosiecznych mieczy zwanych gahari, tarcz obłożonych futrem, czerwonych hełmów, a także łuków i strzał. Jak można spodziewać się po grupie, która przybyła na linię frontu, klan Zesh nie należy do miernot. Jednakże orkowie w obozach są z różnych klanów, a więzi między nimi nie powinny być silne.

Wyzwaniem będzie czas potrzebny na ustawienie drabin przy murze. Zadaniem sił niezależnych będzie trzymanie wroga w szachu, akcja dywersyjna. Jeśli uda się postawić drabiny, by wspiąć się na mury, z pewnością zmartwi to wroga.

Myśląc o tym w ten sposób, bycie w zespole niosącym drabiny było naprawdę wielką odpowiedzialnością. Nie musieli walczyć, co prawdopodobnie było powodem, dla którego ochotnicy tak niskiego szczebla jak drużyny Haruhiro i Choco, zostały wybrane do tego zadania. Jednak ich porażka będzie oznaczać duże kłopoty.

– Kasztelanem strażnicy jest Zoran Zesh z Klanu Zesh – kontynuował Brikuś. – Zoranuś jest wystarczająco dobrze zbudowany, abyście rozpoznali go na pierwszy rzut oka. Istnieją doniesienia o tym, że walczy dwoma mieczami. Dwudziestu lub więcej orków, jego najbliższych współpracowników, podobno należy do szczególnie uzdolnionych. Na dodatek wygląda na to, że jest tam niewielka liczba czarodziejów. Są oni lekko uzbrojeni, nie noszą zbroi czy hełmów, więc łatwo ich rozpoznać. Myślę jednak, że spora część z was nigdy nie miała z nimi do czynienia, więc bądźcie ostrożni. Ich czary koncentrują się wokół psychokinezy i owadów. Różni się to znacznie od magii: nie inkantują zaklęć ani nie wykonują skomplikowanych gestów, więc działa to szybciej. Są niebezpieczni, więc gdy tylko ktokolwiek znajdzie się w ich pobliżu, jego priorytetem powinno być zgładzenie tego orka. Poza tym? Tak, tak, dymne sygnały.

– Dymny zmarły? – Yume przechyliła głowę na bok.

– Tak, ktoś właśnie zasłabł… Kaszle krwią. Przestał oddychać. Czy to możliwe… Że umarł?! Kto może być sprawcą?! Kto to był?! Czy to przez… Ej, chwila, wcale nie mówimy o tym! Rany! Zobacz, o czym przez ciebie gadam! Co zamierzasz z tym zrobić? Nikt się nawet nie zaśmiał! – krzyknął Brikuś.

– Czy to możliwe, że jesteś zły na Yume? Może? – zapytała.

– …Nie jestem zły. Czy ja kiedykolwiek się na kogoś obraziłem?

– Nie jesteś, hę? – powiedziała Yume – Och, ale Brikuś. Przepraszam. Myślałam, że Yume poszła za ciosem. Chciała przejść do tematu.

– Słuchaj, nie mamy teraz czasu na 'przechodzenie do tematu’ – powiedział – bo właśnie odeszliśmy od tematu! Nie musisz już tego robić, dobra?

– Jeśli Yume nie musi tego robić, to co powinna robić? Yume zastanawia się nad tym.

– Odpuść sobie! Po prostu zamknij jadaczkę i pozwól mi mówić! Nie mam nic przeciwko dziewczynom takim jak ty, ale wytrącasz mnie z równowagi, więc bądź cicho! Proszę! Zasuń usta!

– Zasunięte.

– Dobrze. A teraz wracamy do sygnałów dymnych. W przeszłości, gdy przeprowadzano szeroko zakrojone ataki na Strażnicę Martwych Głów za każdym razem wrogowie wzniecali sygnały dymne, by powiadomić Żelazną Fortecę Nadrzeczną. Jestem pewny, że tym razem również się tak stanie. Jednak Forteca w tym czasie też będzie oblegana. Nawet jeśli wezwą posiłki, te nie nadejdą. Dlatego nie panikujcie, nawet jeśli zobaczycie sygnał. Cóż, to chyba wszystko, tak myślę. Wiem, że mówiłem sporo, ale tak długo jak nie popełnimy jakiegoś kardynalnego błędu, powinniśmy być w stanie wygrać. Kasztelan i nagrody za słynnych czarowników prawdopodobnie nie spłyną na nasze niezależne ręce. Tak czy siak, nie będzie to trudna bitwa. Wy, dzieciaki bez większego doświadczenia, możecie być spokojni.

Brikuś zdawał się kierować te słowa do Haruhiro i jego grupy. Nawet jeśli nie mogli się do końca uspokoić, Haruhiro zaczynał w jakiś sposób wierzyć w sukces misji. Może po prostu przeniesienie kilku drabin i tarcz na odległość sześciu kilometrów stąd do Strażnicy Martwych Głów będzie ich najtrudniejszym zadaniem.

– To powiedziawszy! – kontynuował, nagle przybierając groźny ton. – Mamy do czynienia z naszymi naturalnymi wrogami. Po tym jak Nieżywotny Król odszedł na wieki, a nieumarli zostali stłumieni, to orkowie pozostają największą frakcją na granicy. Opuśćcie gardę, a surowo za to popłacicie. Możecie zginąć całkiem łatwo, wiecie?

Haruhiro przełknął ślinę.

Podnieść ich na duchu, a potem sprowadzić na ziemię. Czy to właśnie była strategia Brikusia?

Mimo wszystko mogło zadziałać. Tak naprawdę Haruhiro zaczął być troszkę optymistycznie nastawiony, więc takie sprowadzenie na ziemię postawiło go w stan gotowości, zarówno psychicznej jak i fizycznej.

– No to tyle. Tyłki w zbroje i do dzieła, moje małe kociaki. – Różowy język Brikusia oblizał jego czarne wargi.

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>