RozdziaĹ 5: Na to wyglÄ
da
Ja to wszystko rozumiem, przecieĹź siÄ staraĹem, takâŚ? pomyĹlaĹ Haruhiro. Przynajmniej na tyle, na ile mogĹem.
PrĂłbowaĹ zagadaÄ do starszych ochotnikĂłw, z ktĂłrymi juĹź kiedyĹ zamieniĹ kilka sĹĂłw, aby dowiedzieÄ siÄ czegoĹ wiÄcej. NieobecnoĹÄ w tawernie przyjacielskiego Shinohary i jego zgrai zmniejszyĹa trochÄ jego szanse—prawdopodobnie?
Shinohara byĹ zazwyczaj uprzejmy i grzeczny, tak samo oczywiĹcie jak pozostali czĹonkowie Oriona. Gdyby swobodnie ich zapytaĹ, nie wymagajÄ
c tak naprawdÄ odpowiedzi, prawdopodobnie powiedzieliby mu wszystko, co wiedzÄ
.
Cóş, poza nim, Haruhiro mĂłgĹ porozmawiaÄ jedynie z KikkawÄ
, goĹciem, ktĂłry przybyĹ do Grimgaru w tym samym czasie co on. ByĹ to nadzwyczaj wyluzowany koleĹ, posiadajÄ
cy wiele kontaktĂłw.
JednakĹźe los chciaĹ, Ĺźe tym razem nie byĹo po nim ani Ĺladu, pomimo tego, Ĺźe zalicza siÄ do staĹych bywalcĂłw. ByÄ moĹźe gdzieĹ wyjechaĹ?
MoĹźe i na takiego nie wyglÄ
daĹ, lecz naleĹźaĹ do druĹźyny Tokimune – jednego ze starszych ochotnikĂłw, wiÄc zaszedĹ duĹźo dalej niĹź Haruhiro i jego druĹźyna.
JeĹli tak siÄ zastanowiÄ, chyba o czymĹ wspominaĹ. Wydaje mi siÄ, Ĺźe mĂłwiĹ o jakiejĹ Grocie CudĂłw. Tam teraz polujÄ
. To byĹo chyba gdzieĹ na RĂłwninach Porywczego Wiatru, prawda? Grota CudĂłw, hmm?
Haruhiro siedziaĹ na korytarzu na parterze ich pensjonatu, opierajÄ
c siÄ plecami o ĹcianÄ.
Ranta i Moguzo byli juĹź w pokoju, zasnÄli naprawdÄ szybko. MoĹźe to przez alkohol chrapali tak niemiĹosiernie gĹoĹno. Nie mĂłgĹ przez to zasnÄ
Ä—choÄ moĹźe to tylko jeden z mniej znaczÄ
cych powodĂłw.
ZdoĹaĹ porozmawiaÄ z garstkÄ
starszych ochotnikĂłw, ktĂłrzy zaakceptowali rozkaz. Z informacji, ktĂłre udaĹo mu siÄ uzyskaÄ, wynikaĹo, Ĺźe wszyscy optymistycznie oceniali szanse zajÄcia StraĹźnicy Martwych GĹĂłw.
Powodem takiego nastawienia byĹo kilkukrotne zajÄcie straĹźnicy w przeszĹoĹci. MoĹźna byĹo jÄ
zdobyÄ w dowolnym momencie. Problemem byĹy jednak posiĹki przybywajÄ
ce z Ĺťelaznej Fortecy Nadrzecznej, z ktĂłrymi nie mogli sobie poradziÄ, dlatego teĹź zazwyczaj zostawiali straĹźnicÄ w spokoju.
Nawet brak reakcji na dziaĹania orkĂłw nie wpĹywaĹ na zasiÄg ich ataku – Alterna oblegana byĹa niezwykle rzadko. I choÄby zdarzyĹa siÄ sytuacja podobna do tej z Ish Dogranem, nie miaĹa ona szans wstrzÄ
snÄ
Ä fundamentami warownego miasta, jakim byĹa Alterna. W najgorszym przypadku, gdyby zielonoskĂłrzy zaatakowali olbrzymiÄ
armiÄ
, zmuszeni byliby zamknÄ
Ä bramy i przygotowaÄ siÄ na dĹugotrwaĹe oblÄĹźenie.
ZapasĂłw im nie brakowaĹo. Mogli nawet oczekiwaÄ wsparcia z kontynentalnej czÄĹci KrĂłlestwa Arabakii. OczywiĹcie wrogowie takĹźe o tym wiedzieli, dlatego nigdy na powaĹźnie nie myĹleli o wysyĹaniu wojsk na AlternÄ. Martwe GĹowy byĹy dla nich jedynie punktem obserwacyjnym, pozwalajÄ
cym kontrolowaÄ ruchy ludzi. Nie posiadali tam wielu jednostek, wiÄc jeĹli tylko ludzie zdecydowaliby siÄ na atak, bez problemu zajÄliby to miejsce.
PanowaĹa zgodna opinia co do tej kwestii, zatem Ĺźaden z ochotnikĂłw nie poddawaĹ w wÄ
tpliwoĹÄ sukcesu tej misji. Pewniakiem byĹo, Ĺźe ich misja zakoĹczy siÄ powodzeniem, tak jak zawsze. Aczkolwiek nikt nie mĂłgĹ przewidzieÄ, jak potoczÄ
siÄ sprawy w Nadrzeczu, na ktĂłre dotychczas nie udaĹo siÄ przeprowadziÄ udanego natarcia. KiedyĹ musi byÄ ten pierwszy raz.
Pomimo tego, morale byĹy wysokie.
Wszak Armia Graniczna miaĹa zapewniÄ liczne oddziaĹy na zajÄcie Nadrzecza, a dodatkowo w samej misji mieli wziÄ
Ä Soma i jego Pogromcy Dnia, oraz wiele innych wpĹywowych grup ochotnikĂłw. To po prostu nie mogĹo siÄ nie udaÄ.
Haruhiro nie potrafiĹ znaleĹşÄ nikogo, kto wypowiadawaĹby siÄ na ten temat negatywnie.
ByÄ moĹźe to dobry pomysĹ⌠chyba?
Koniec koĹcĂłw to byĹa jedna zĹota moneta. Czyli sto srebrnych.
Ostatnio polowali w Kopalniach Cyrene. ZdarzaĹy siÄ dni, gdy przy dobrych wiatrach zysk przekraczaĹ trzydzieĹci szylingĂłw na gĹowÄ. Jednak zazwyczaj niepewnym byĹo, czy zdoĹajÄ
zarobiÄ chociaĹź po dziesiÄÄ srebrnych monet dla kaĹźdego dziennie. Talizmany ze starszych koboldĂłw zazwyczaj sprzedawaĹy siÄ po co najmniej piÄÄ szylingĂłw, co byĹo dosyÄ stabilnÄ
cenÄ
. JednakĹźe ich wydatki takĹźe wzrastaĹy. Wszyscy zaczÄli siÄ lepiej odĹźywiaÄ. Dodatkowo pili, a takĹźe kupowali to, czy tamto.
Z tego co udaĹo mu siÄ usĹyszeÄ, zaliczka oraz wykonanie zadania zapewniaĹy w sumie zĹotÄ
monetÄ, jednakĹźe kaĹźda peĹna noc na sĹuĹźbie dawaĹa im kolejne trzydzieĹci szylingĂłw na gĹowÄ.
To zapewne oznaczaĹo, Ĺźe szefostwo planowaĹo zakoĹczyÄ to w jeden dzieĹ.
Korona w jeden dzieĹ.
To byĹa wielka sprawa. NaprawdÄ wielka sprawa.
Bardzo kuszÄ
ca zresztÄ
.
DostrzegaĹ wszystkie âzaâ, wiÄc dlaczego Haruhiro nie byĹ do tego przekonany?
Po wyjĹciu z tawerny rozwaĹźaĹ rozmowÄ o tym wszystkim z Merry. To nie byĹo zasadÄ
, lecz Merry miaĹa zwyczaj wychodzenia ze wszystkimi, by po jakimĹ czasie wrĂłciÄ samotnie na kolejnego drinka.
Prawdopodobnie miaĹ do tego okazjÄ, jednakĹźe zrezygnowaĹ. Dlaczego?
W barze—nie, nie tylko—nie wiedziaĹ kiedy to siÄ zaczÄĹo, lecz ostatnio wyczuwaĹ ĹcianÄ. ĹcianÄ, ktĂłra powstaĹa miÄdzy nim, a jego towarzyszami. ByĹ oddzielony od nich czymĹ, co wyglÄ
daĹo na mur.
ByÄ moĹźe to byĹa tylko jego wyobraĹşnia, albo zbyt duĹźo o tym myĹlaĹ. NiemoĹźliwe, by byĹ tutaj jedyny, a reszta znajdowaĹa siÄ po drugiej stronie. JednakĹźe miÄdzy nimi byĹa przepaĹÄ.
To byĹ niezaprzeczalny fakt.
Jego towarzysze budowali pewnoĹÄ siebie. Haruhiro sÄ
dziĹ takĹźe, Ĺźe roĹli w siĹÄ. Jakby nie patrzeÄ dosyÄ Ĺatwo radzili sobie na trzecim poziomie Kopalni Cyrene. CzÄĹciowo ze wzglÄdu na to, Ĺźe nie musieli dĹuĹźej martwiÄ siÄ Plamami Ĺmierci, jednak czuĹ, Ĺźe po prostu nie mogÄ
przegraÄ. Na obecnym poziomie, gdyby wziÄli na siebie grupÄ siedmiu, nie, oĹmiu goblinĂłw, prawdopodobnie daliby sobie z nimi radÄ. Z koboldami sytuacja wyglÄ
daĹa inaczej. Wszystko zaleĹźaĹo od tego, ilu byĹo wĹrĂłd nich starszych. Zazwyczaj na jednego starszego przypadaĹy dwa lub trzy zwykĹe koboldy. Nawet jeĹli stanÄliby naprzeciw trzem starszym i piÄciu zwykĹym, mogliby sobie poradziÄ. ChoÄ nie chciaĹby podejmowaÄ takiego ryzyka.
—To wĹaĹnie to.
ChcÄ unikaÄ ryzyka, jeĹli jest to tylko moĹźliwe.
BezpieczeĹstwo przede wszystkim.
Jako lider, zawsze o tym pamiÄtam.
Nie chcÄ, abyĹmy zostawali ranni. ChciaĹbym to ograniczyÄ do minimum. JeĹli moĹźliwe, do zera. W sumie zero brzmi dobrze. Bez wzglÄdu na wszystko, chciaĹbym utrzymaÄ to na takim poziomie.
BojÄ siÄ. To jest przeraĹźajÄ
ce. Wszyscy wyglÄ
dajÄ
na spokojnych i opanowanych. A ja… nie do koĹca. ByÄ moĹźe nie czujÄ, Ĺźe przegramy, ale zawsze jestem na granicy. JeĹli bÄdziemy dalej myĹleÄ: âmoĹźemy to zrobiÄ, to takĹźeâ, bojÄ siÄ, Ĺźe Ĺşle skoĹczymy. Albo stanie siÄ coĹ dziwnego. KtoĹ z nas spektakularnie coĹ schrzani. Nie mogÄ wykluczyÄ takiej sytuacji.
– …To tak jakby⌠– TrzymaĹ gĹowÄ w dĹoniach.
Tak jakby, no wiesz⌠Nie wierzÄ⌠W swoich towarzyszyâŚ? Ale, tym bardziej, w siebie.
Czy to dobrze? Czy to dobrze, by ktoĹ taki jak ja byĹ liderem?
Haruhiro martwiĹ siÄ, czy jakakolwiek druĹźyna pod jego dowĂłdztwem miaĹaby szansÄ na sukces. Jednak moĹźe przesadnie to analizowaĹ?
To wcale nie tak, Ĺźe coĹ zepsuĹ. Po prostu czuĹ, Ĺźe tak siÄ stanie, dlatego miaĹ obawy, to wszystko. Gdybym miaĹ coĹ spieprzyÄ, co—co jeĹli ktoĹ by ucierpiaĹ? Co, jeĹliby umarĹ? Czy oni wcale o tym nie myĹlÄ
? JeĹli nie, nie sÄ
zbyt naiwni? Zbyt optymistycznie do tego podchodzÄ
.
Koniec koĹcĂłw to pewnie dlatego, Ĺźe nikt z nich nie jest liderem. Nie czujÄ
tego ciÄĹźaru odpowiedzialnoĹci, wiÄc mogÄ
siÄ odprÄĹźyÄ.
– Ach⌠– jÄknÄ
Ĺ.
To bÄdzie utrapienie.
Zawsze tak jest.
MoĹźe mnie to nie obchodzi. Nie muszÄ przesadnie nad tym myĹleÄ. JeĹli chodzi o rozkaz, po prostu zagĹosujemy. JeĹli kaĹźdy siÄ zgodzi, naleĹźy im pozwoliÄ. Co wiÄcej mogÄ zrobiÄ.
– Nie, nie⌠– Haruhiro zaczÄ
Ĺ machaÄ gĹowÄ
w przĂłd i w tyĹ, wciÄ
Ĺź trzymajÄ
c jÄ
w dĹoniach.
To nie jest wcale dobre. MuszÄ przejmowaÄ siÄ trochÄ bardziej.
– AughâŚ
Gdy tak pojÄkiwaĹ, usĹyszaĹ kroki, ktĂłre wnet ucichĹy. Jeszcze przed chwilÄ
wydawaĹ z siebie dziwne dĹşwiÄki, wiÄc osoba, ktĂłrej kroki sĹyszaĹ, mogĹa pomyĹleÄ, Ĺźe trafiĹa na jakiegoĹ niebezpiecznego szaleĹca.
UniĂłsĹ gĹowÄ, by na drugim koĹcu korytarza ujrzeÄ dziewczynÄ z wĹosami na boba, stojÄ
cÄ
tak, Ĺźe palce jej stĂłp byĹy skierowane do Ĺrodka.
– Ach. – Haruhiro opuĹciĹ dĹonie, w ktĂłrych trzymaĹ wczeĹniej gĹowÄ. – …EmmâŚ
ZaczÄĹa iĹÄ w jego stronÄ. Nie powoli i ostroĹźnie, niczym przestraszona, lecz spokojnie i pewnie.
Prawdopodobnie przejdzie po prostu obok. OczywiĹcie, czemu miaĹoby byÄ inaczej. To byĹo oczywiste, prawda? Co ona w ogĂłle tutaj robiĹa? Wszyscy o tej porze ĹpiÄ
. Nie pomyĹlaĹ, Ĺźe mĂłgĹby jÄ
spotkaÄ. Nie pomyĹlaĹ, ale moĹźe, gdzieĹ gĹÄboko, na to liczyĹ.
Nie, powiedzenie, Ĺźe na to liczyĹ, byĹo przesadÄ
. Raz juĹź jÄ
tutaj widziaĹem, wiÄc byÄ moĹźe spotkam jÄ
ponownie. Nie mĂłgĹ zaprzeczyÄ, Ĺźe taka myĹl przemknÄĹa mu po gĹowie.
Rzecz jasna, nie byĹo gwarancji, Ĺźe na niÄ
trafi. Nie powinien mieÄ takiej moĹźliwoĹci. Powinna przejĹÄ obok niego. Jednak, zatrzymaĹa siÄ. Wtedy, tak jakby po chwili zawahania, pochyliĹa lekko gĹowÄ w jego kierunku.
– …Hej – powiedziaĹa bardzo opryskliwie.
W zaleĹźnoĹci od osoby, ktoĹ mĂłgĹby pomyĹleÄ, Ĺźe chce takim zachowaniem wszczÄ
Ä kĹĂłtniÄ. Nawet Haruhiro lekko siÄ zdenerwowaĹ.
To przecieĹź ona siÄ przywitaĹa! MoĹźe odejĹÄ w kaĹźdej chwili, ale wcale tego nie robi.
Dziewczyna nawet nie prĂłbowaĹa spojrzeÄ mu w oczy. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe chce odejĹÄ, lecz odejĹcie tak szybko byĹoby dziwne, wiÄc nie wiedziaĹa, co ze sobÄ
zrobiÄ.
Serio, naprawdÄ, moĹźesz sobie iĹÄ, dobraâŚ? pomyĹlaĹ. NaprawdÄ to czuĹ, jednak jednoczeĹnie chciaĹ z niÄ
zamieniÄ choÄ kilka sĹĂłw.
Cóş, nie to, Ĺźeby miaĹ pomysĹ, o czym mogliby rozmawiaÄ. Ĺťadne sĹowa nie przychodziĹy mu na myĹl. Nic, co w jakikolwiek sposĂłb byĹoby adekwatne.
– Ha⌠Hahaha⌠– Nie majÄ
c innego pomysĹu, sprĂłbowaĹ siÄ lekko zaĹmiaÄ. Dziewczyna westchnÄĹa.
Ach, zauwaĹźyĹ. Teraz odejdzie.
– Czekaj – powiedziaĹ.
– Huh? – ZatrzymaĹa siÄ. – …Co?
– NicâŚ
Och, chĹopie.
Co teraz? WyĹlizgnÄĹo mi siÄ i jÄ
zatrzymaĹem. Pustka w gĹowie, wszÄdzie biaĹo. Nie, niemoĹźliwe. Nie mogĹo byÄ w niej caĹkiem biaĹo. Za to moja twarz. Na pewno jest koszmarnie blada.
– C-cóş⌠No wiesz. WĹaĹnie toâŚ? Cóş⌠Um, nic⌠Serio.
– Ach, okej – odpowiedziaĹa.
– J-jasne.
– CzeĹÄ. – OdwrĂłciĹa siÄ, by odejĹÄ.
– Ummmm, posĹuchaj.
– Huh?
– Huh?! – krzyknÄ
Ĺ.
– Serio, o co chodzi?
– O co? No⌠Nie wiem – jÄ
kaĹ siÄ. – Er⌠W za⌠sadzie, tak⌠Uh⌠HmâŚ
Jest Ĺşle. Jakkolwiek bym na siebie nie patrzyĹ, zachowujÄ siÄ jak totalny dziwak, co nie? MoĹźe powinienem przeprosiÄ? PowiedzieÄ âprzepraszamâ? Czy to teĹź byĹoby dziwne? Zbyt nagĹe? ZĹe? Cholera, cholera, cholera.
– Heh⌠– ZasĹoniĹa usta rÄkawem.
Czy ona wĹaĹnie⌠mnie wyĹmiaĹa?
– JesteĹ dziwny – powiedziaĹa, wciÄ
Ĺź zasĹaniajÄ
c dolnÄ
czÄĹÄ twarzy rÄkawem.
– Ach⌠dziwny? MyĹlisz, Ĺźe jestem dziwnyâŚ? – zdoĹaĹ odpowiedzieÄ.
– Dziwny i obrzydliwy.
– Nie gadaj?!
– Tak gadam.
– Serio? AĹaa⌠To duĹźy szok⌠– jÄknÄ
Ĺ.
– Ĺťe niby co? – SpojrzaĹa tam i z powrotem. – Co tutaj robisz?
– Ja? Nic⌠dziwnego, dobra? Po prostu siedzÄ i, no cóş⌠moĹźna powiedzieÄ, Ĺźe o czymĹ rozmyĹlam⌠– To nie byĹo wcale Ĺmieszne, lecz prawie znowu siÄ zaĹmiaĹ, nim zdoĹaĹ siÄ powstrzymaÄ. – A co z tobÄ
, Choco?
– …Co, bez zwrotu grzecznoĹciowego w stosunku do mnie? – zapytaĹa.
– P-przepraszam. Po prostuâŚ
Wydaje mi siÄ to bardziej naturalne. Ale gdybym to powiedziaĹ, pewnie jeszcze bardziej by siÄ mnie wystraszyĹa. Jednak naprawdÄ tak czujÄ. âChokuĹâ, albo âpanna Chocoâ, moĹźe⌠No nie. Nie pasuje. âChocoâ to Choco.
– Czy jesteĹ – zwÄĹźyĹa lekko oczy – bawidamkiem? Jednak na takiego nie wyglÄ
dasz.
– …Nie jestem, dobra? – odpowiedziaĹ. – Jestem dokĹadnie tym, na kogo wyglÄ
dam. Ĺťadnym bawidamkiem. Umm, uch⌠ChokuĹâŚ? Panno?
– W porzÄ
dku. MoĹźe byÄ Choco.
– Ach. Serio?
– Jasne – potwierdziĹa. – JakoĹâŚ
– JakoĹ co?
– …To moĹźe zabrzmi dziwnie, ale jakoĹ⌠Wiesz co, niewaĹźne.
– Huh? Powiedz – nalegaĹ. – Teraz siÄ zastanawiam.
– Nie powiem.
– S-serio? Dobra⌠Niech bÄdzie.
– WiÄc ci to nie przeszkadza – dodaĹa.
– HÄ?! Nie, nie o to chodzi. PowiedziaĹaĹ przecieĹź, Ĺźe mi tego nie zdradzisz.
– Ty ĹźaĹosny miÄczaku.
WytrzeszczyĹ oczy. Jego serce biĹo niemiĹosiernie szybko. To nie byĹ jego normalny puls. Co to byĹo?
Te sĹowa. âTy ĹźaĹosny miÄczakuâ. BrzmiaĹy znajomo.
MoĹźe tylko to sobie zmyĹlam. Jednak niezbyt czÄsto tak siÄ kogoĹ nazywa⌠przynajmniej tak myĹlÄ.
Jednak nie sĹyszaĹ nigdy wczeĹniej tej kwestii.
Nie, to nieprawda. SĹyszaĹem to juĹź kiedyĹ.
– Choco – powiedziaĹ.
– Tak?
– Obstawiam, Ĺźe teĹź nie pamiÄtasz? Co byĹo przed tym, nim tutaj przybyliĹmy.
– …Tak, nie pamiÄtam.
– Ja tak samo. Ani rodziny, ani przyjaciĂłĹ. W ogĂłle ich nie pamiÄtam.
– Tak.
– Co do tej kwestii – kontynuowaĹ nerwowo – czy mogĹo byÄ tak⌠şe doĹÄ
czyĹem do druĹźyny i myĹlaĹem, Ĺźe spotkaĹem te osoby po raz pierwszy wĹaĹnie tutaj, ale moĹźe to wcale nie jest prawdÄ
?
– …Ĺťe znaliĹcie siÄ przed przybyciem tutaj? – zapytaĹa.
– Cóş, mĂłwiÄ jedynie, Ĺźe jest taka moĹźliwoĹÄ.
– MogĹo tak byÄ. Na przykĹad ja iâŚ
SpojrzaĹa na niego. Przelotny rzut oka. Jednak natychmiast odwrĂłciĹa wzrok.
– ty teĹź – skoĹczyĹa.
Haruhiro wziÄ
Ĺ gĹÄboki oddech.
– …MogliĹmy siÄ znaÄ, prawda? Jest taka moĹźliwoĹÄ.
– Ale⌠– zaczÄĹa.
– Tak?
– …skoro tego nie pamiÄtamy, nie ma to znaczenia.
– To nieâŚ
…prawda, chciaĹ zaprzeczyÄ.
Ale miaĹa racjÄ.
Nie miaĹo znaczenia to, co byĹo miÄdzy nimi w przeszĹoĹci⌠czy byli przyjaciĂłĹmi, parÄ
, rodzinÄ
, jeĹli oboje tego nie pamiÄtali, nie miaĹo to znaczenia.
Ĺťadnego znaczenia.
– JeĹli tak siÄ zastanowiÄ, nie zapytaĹam ciÄ jeszcze o imiÄ – oznajmiĹa.
– ImiÄ? – Haruhiro poczuĹ, jakby znienacka oberwaĹ.
Choco nie znaĹa jego imienia.
– Ach⌠No tak, racja, co nie? – zapytaĹ.
OczywiĹcie.
Dopiero siÄ poznali, wiÄc nie byĹo opcji, by je znaĹa.
To naprawdÄ byĹ tylko przypadek. Nim przybyĹ do Grimgaru, znaĹ dziewczynÄ o imieniu Choco. Po prostu ta tutaj miaĹa takie samo imiÄ.
âTy ĹźaĹosny miÄczakuâ. Jakbym to juĹź wczeĹniej sĹyszaĹ⌠moĹźe tylko mi siÄ wydaje.
Koniec koĹcĂłw to by byĹo na tyle, nic wiÄcej.
– Haruhiro – powiedziaĹ.
– Haruhiro⌠– SpuĹciĹa wzrok, po chwili jednak znowu na niego patrzÄ
c. – …Hmm. MogÄ nazywaÄ ciÄ Hiro?
– Jasne.
To byĹo dziwne. Czemu czuĹ taki gorÄ
c w swoich gaĹkach ocznych? Nie rozumiaĹ.
Yume nazywaĹa go âpanem Haruâ. Dla Merry byĹ po prostu âHaruâ. Zazwyczaj tak to szĹo.
Ale, jakoĹ⌠nazywano mnie tak wczeĹniej⌠czujÄ to.
WoĹano tak na mnie.
KtoĹ, gdzieĹ.
– Nie mam z tym problemu – dodaĹ. – OczywiĹcie.
– Rozumiem. – KucnÄĹa, wpatrujÄ
c siÄ w jego twarz. – …Wszystko dobrze?
– Huh? Co masz na myĹli? – PotarĹ oczy jednym palcem. – Wszystko okej, jasne?
WyglÄ
daĹa, jakby coĹ podejrzewaĹa.
Haruhiro wstaĹ, rozciÄ
gajÄ
c siÄ lekko.
– Pora pĂłjĹÄ w kimono. …Co robiĹaĹ, Choco? Jest dosyÄ późno.
– MusiaĹam siÄ przewietrzyÄ – odpowiedziaĹa.
– Nie moĹźesz zasnÄ
Ä?
– Tak. Czasami tak mam.
Cóş, wiÄc byÄ moĹźe jeszcze na siebie wpadniemy.
Kogo obchodzi przeszĹoĹÄ, ktĂłrej nawet dobrze nie pamiÄtam? CiÄ
gle jest przede mnÄ
przyszĹoĹÄ.
W tym momencie Choco, ktĂłra stoi przede mnÄ
, wydaje siÄ ponura, nietowarzyska i nieprzystÄpna. Jej duĹźe Ĺlepia przypominajÄ
mi malutkie zwierzÄ, peĹne ostroĹźnoĹci, a dodatkowo nie patrzy ludziom w oczy, gdy z nimi rozmawia. Ale gdy jakimĹ sposobem nasz wzrok siÄ spotka, moje serce bije jak szalone.
Jest w moim typie. Z pewnoĹciÄ
mogÄ stwierdziÄ, Ĺźe jestem niÄ
zainteresowany. Co w tym zĹego?
– Choco, jesteĹ zĹodziejem? – zapytaĹ.
– …Jak zgadĹeĹ?Â
– MogÄ powiedzieÄ po twoim ekwipunku. W koĹcu sam teĹź nim jestem.
– Ach. WyglÄ
dasz jak takowy – zgodziĹa siÄ.
– Hm? Niby w jaki sposĂłb?
– JesteĹ chudy.
– Znaczy, to moĹźe akurat prawda, ale⌠Jestem zĹodziejem, bo jestem chudy? Taki masz wĹaĹnie obraz? Czy tak wyglÄ
dajÄ
dla ciebie zĹodzieje? Dlaczego ty nim zostaĹaĹ?
– Tak jakoĹ.
– PoszĹaĹ z nurtem?
– CoĹ w tym stylu.
– Jaki masz pseudonim? – zapytaĹ.
– Ten, ktĂłrego uĹźywamy jedynie wĹrĂłd zĹodziei?
– Tak. W koĹcu oboje nimi jesteĹmy.
– …JakoĹ nie chcÄ go zdradzaÄ – powiedziaĹa.
– Nie? Cóş, w sumie teĹź niezbyt jestem zadowolony ze swegoâŚ
– I tak to nie ja go wymyĹlaĹam – dodaĹa.
– To moĹźe powiemy je w tym samym momencie?
– Na raz?
– Zrobimy to na raz, dwa, trzy.
– Dobra.
– Okej. Raz, dwa, trzyâŚ
– Bezczelny Kot.
– Stary Kocur.
Spojrzeli siÄ na siebie.
Choco lekko wybuchnÄĹa Ĺmiechem.
– C-co? O co chodzi? – wyjÄ
kaĹ.
– Znaczy, proszÄ ciÄ, Stary Kocur?
– …No wiem. CaĹy czas mi mĂłwiono, Ĺźe mam wiecznie zaspany wzrok. Pewnie wyglÄ
dam na staruszka.
– MĂłj teĹź pewnie wyniknÄ
Ĺ z powodu moich oczu – powiedziaĹa.
– Bo wyglÄ
dajÄ
na bezczelne? Nie przez to, Ĺźe tak siÄ zachowujesz?
– ByÄ moĹźe.
– I chwila, oboje jesteĹmy kotami – dodaĹ.
– NiezĹy przypadek.
– NaprawdÄ to jestâŚ
Czy to tylko przypadek?
OczywiĹcie, pewnie tak.
– Twoim nauczycielem jest Barbara-sensei? – zapytaĹ.
– Kim jest Barbara? – odpowiedziaĹa.
– Och, wiÄc to nie ona. Jest osoba o takim imieniu w gildii.
– Hmm.
– Twoim nauczycielem jest facet?
– Tak. Jest straszny.
– Barbara-sensei takĹźe – zgodziĹ siÄ. – Jest kobietÄ
, lecz jest niewyobraĹźalnie strasznaâŚ
– Nigdy nie powinnam zostaÄ zĹodziejem – powiedziaĹa Choco.
– SĹyszaĹem jednak, Ĺźe w innych gildiach takĹźe jest ciÄĹźko.
– KaĹźda droga jest usĹana cierniami? – zapytaĹa.
– Chyba tak.
– ChciaĹabym podejĹÄ do tego na spokojnie – zaczÄĹa narzekaÄ.
– Wiesz, mi teĹź tak byĹoby najlepiejâŚ
– Czy odczuwasz tylko bĂłl?
– Tak – zgodziĹ siÄ bez zastanowienia. – Od razu przychodzi mi to do gĹowy. âAch, to wszystko jest bolesneâ.
– Mam tak samo.
– Rozumiem.
– Hej – powiedziaĹa.
– Tak?
– Hiro, czy twoja druĹźyna teĹź zaakceptowaĹa rozkaz?
– RozkazâŚ
Tym razem naprawdÄ zostaĹ zaskoczony. Przez chwilÄ poczuĹ siÄ tak, jakby zostaĹ uderzony w klatkÄ piersiowÄ
czymĹ niezbyt twardym.
– Rozkaz⌠Chwila, âteĹźâ? Choco, twoja druĹźyna bierze w tym udziaĹ? W tej operacjiâŚ?
– Ja nie chcÄ tego robiÄ. WyglÄ
da to na dosyÄ niebezpieczne. – CiÄĹźko westchnÄĹa, a jej grzywka lekko zafalowaĹa. – Lecz najwyraĹşniej, weĹşmiemy w tym udziaĹ.