Rozdział 5: Możliwości


Rozdział 5: Możliwości

 

 

 

WrĂłcili do Alterny przed zachodem słońca i sprzedali łupy z pięciu mniejszych koboldĂłw i siedmiu niĹźszych robotnikĂłw kupcowi nieopodal rynku. Ich zysk wyniĂłsł zaledwie siedem szylingĂłw z małym dodatkiem.


– Wow… – Yume spojrzała na monety ze smutnym wyrazem twarzy. – Wiecie, nie wygląda to zbyt dobrze…


– Jest nawet gorzej… – Ranta się skrzywił. – Tak szczerze, to jest Ĺźałosne… Serio… Serio…


– …Oczekiwałem trochę więcej… – zaśmiał się niezręcznie Moguzo.


– To prawda. – Shihoru spuściła głowę. – …Myślałam, Ĺźe będzie to bardziej opłacalne niĹź gobliny…


– N-no cóż… – Haruhiro chciał im coś powiedzieć, lecz zabrakło mu odpowiednich słów.


– To były tylko normalne koboldy – wtrąciła się szybko Merry, mĂłwiąc spokojnie i wyraĹşnie. – Jeśli zapolujemy na starsze, na pewno zarobimy więcej.


– T-tak, ma rację. – Haruhiro błyskawicznie przytaknął. – No wiecie jak to jest. Nie mieliśmy zbyt duĹźych problemĂłw, prawda? Na początku być moĹźe było trochę dziwnie, ale nikt nie ucierpiał, więc mamy spore pole do popisu. Dzisiaj nie włoĹźyliśmy w to wystarczająco duĹźo trudu, dlatego zyskaliśmy tak mało, nie sądzicie?


– Miejmy nadzieję, żę masz rację – parsknął szyderczo Ranta. – Jeśli jutro będzie tak samo, masz wziąć za to odpowiedzialność.


– Co to niby ma znaczyć? Wziąć odpowiedzialność?


– Masz dać mi swoją działkę – odpowiedział.


– Niby dlaczego miałbym to zrobić…? – Haruhiro był zdumiony.


– Co? PrzecieĹź to ty zasugerowałeś pĂłjście do tych kopalni.


– A ty to aprobowałeś, dobrze pamiętam? – przypomniał mu.


– Jedynie zatwierdziłem pomysł. Nie ja to zasugerowałem. Przez ostatnie setki milionĂłw lat wszyscy wiedzą, Ĺźe osoba rzucająca jakiś pomysł, jest potem najbardziej za niego odpowiedzialna.


– Dobra, gadaj sobie zdrĂłw…


– Hę? Zawsze mĂłwię, co chcę.


Oczywiście, że tak.
Haruhiro nie był w stanie znaleźć Ĺźadnej riposty, co go bardzo wkurzało. Wiem, Ĺźe nie powinienem się z takiego powodu denerwować, ale nie mogę nic na to poradzić. Jestem zmęczony? Jeśli tak, to jego wina.


Nawet tutaj, gdy napełniali Ĺźołądki przy tanim, lecz serwującym dość dobre jedzenie stoisku, jakiekolwiek słowa wymienione z Rantą po prostu go męczyły.


Kiedy nie chcę z nim gadać, łazi i zawraca mi głowę kaĹźdą drobnostką. Taki właśnie jest. Dobra, niech mu będzie. Jeśli tak tego chce, będę go całkowicie ignorował.


– Hej, Haruhiro – powiedział Loczek.


– …


– Jo, Haruhiro.


– …


– Ahoj, Haruhiro.


– …


– Ahoj-hoj.


– …


– Dlaczego! – Zaczął tańczyć w dziwaczny sposĂłb, trzymając w dłoni na wpół zjedzonego mięsnego szaszłyka. – Ho-ho-hoj, hoj-hoj, ho-ho-hoj! Ho-ho-hoj, hoj-hoj, ho-ho-hoj, ho-ho-hoj! Ho-ho-hoj, hoj-hoj, ho-ho-hoj, ho-ho-hoj!


Cholera, jest Ĺşle,
pomyślał Haruhiro.


Ranta wymachiwał na zmianę nogami, kręcąc biodrami, lecz z jakiegoś powodu gĂłrna część jego ciała ledwo się poruszała. Wyglądało to dziwacznie, tak dziwacznie, Ĺźe aĹź śmiesznie.


OdwrĂłcił się, Ĺźeby na niego nie patrzeć.
Wszyscy zapewne starają się na niego nie patrzeć. Ale… Słyszę, Ĺźe ktoś powstrzymuje chichot. Nie tylko jedna osoba. Kilka za chwilę zacznie się śmiać.


– Pft! – wybuchnęła śmiechem Yume.


– Whoa-ho! – Ranta był podekscytowany. – Ho-ho-hoj!


– Pft! – Shihoru teĹź nie mogła się powstrzymać.


– Ho-ho-ho-hoj, hoj-hoj! Ho-ho-ho-ho-ho-hoj! – Chłopak dalej skakał wokół.


– Gwahah! – Moguzo takĹźe się ugiął.


Jedynie Haruhiro i Merry pozostali na placu boju. Spojrzał na dziewczynę, ktĂłra skierowała wzrok w dół, a jej ramiona dygotały. Ranta podszedł do niej, przeprowadzając ostateczny atak swoim tańcem.


Merry. Jest Ĺşle. Jesteś na granicy wytrzymałości.


Zatopiła swoją głowę w ramionach i połoĹźyła się na ladzie. Choćby się waliło i paliło, nie chciała pozwolić na to, by ją rozśmieszył.


– Ho-ho-hoj, hoj-hoj! Ho-ho-ho-hoj! Ho-ho-hoj, hoj-hoj! Ho-ho-ho-hoj! Ho-ho-hoj, hoj-hoj! Ho-ho-ho-hoj!


– …


Merry, trzymaj się. Dasz sobie radę.


—Chwileczkę, dlaczego musimy w ogĂłle toczyć tę bitwę?


Nagle chęć śmiechu zniknęła. Haruhiro wślizgnął się za Rantę, kopiąc go stopą w tył kolana.


– Uwah?! – Wzięty z zaskoczenia, odwrĂłcił się i spotkał się twarzą w twarz z Haruhiro. – Co ty do diabła robisz?! Haruhiro! Prawie ją miałem…!


– Nie pluj, jak mĂłwisz. Jesteś obrzydliwy.


Ranta umyślnie na niego splunął.


– Peh! Peh! Peh! Peh!


– Whoa! Chwilka! Przestań!


– Ĺťe niby ja przestanę? Peh, peh, peh, peh, peh, peh!


Haruhiro nie był jedyną ofiarą tego ataku. Reszta towarzyszy, a takĹźe samo jedzenie było w Ĺ›linie.


Katastrofa.


Co więcej, pomimo Ĺźe kaĹźdy był wkurzony i zły, Ranta wyglądał na zadowolonego z siebie, co tylko pogarszało sytuację.


Dzięki temu ich droga powrotna do pensjonatu była jak dotąd najmniej przyjemna.


Jego zachowanie dowodziło jedynie, Ĺźe jest z nim coś nie tak. I to bardzo.


– …Okej! – zadeklarował. – Skoro dziewczyny kąpią się dzisiaj pierwsze, przyszła pora na podglądanie!


Haruhiro przekręcił się jedynie na swoim łóżku, plecami do irytującego go osobnika.
Nawet nie chcę odpowiadać.


– No co? Haruhiro? Nie idziesz? Strzelam, Ĺźe martwisz się o takie głupoty jak to, co się stanie, jeśli znowu nas złapią. Głupiec. Moguzo, idziesz, co nie?


– …Co? N-nie…


– Dlaczego nie? No dawaj. Jeśli nie pĂłjdziesz, nie będę miał stołka.


– Nie jestem stołkiem…


– Ale moĹźesz za niego robić! Ty, panie, moĹźesz zostać doskonałym stołkiem! – zadeklarował.


– Nie chcę…


– Teraz to mnie to nawet nie obchodzi! Zaufaj mi i pomóş, by było mi wygodnie! Nie pozwolę, by skończyło się Ĺşle! Dobra?!


– N-nie idę.


Będąc postawionym w obliczu nadzwyczaj silnej odmowy ze strony Moguzo, Ranta stracił ducha walki.


– …Dobra! Wszystko łapię. PĂłjdę sam i zakończę tę misję ze zdumiewającym sukcesem. Potem będzie za późno, Ĺźeby Ĺźałować. Nie obchodzi mnie to. Nie masz z tym problemu.


– N-nie mam.


– Naprawdę ci to nie przeeeeszkadza?!


– Powiedziałem, Ĺźe nie.


– Cóş, a mi przeszkadza! Moguzo! Jeśli nie zostaniesz moim stołkiem, mĂłj plan umrze w samym zarodku! No dawaj! Zbieraj się! Bez znaczenia, co powiesz, biorę cię ze sobą! …Cholera, jesteś ciężki! Jeśli ciągnę cię tak mocno, a nawet nie mogę cię ruszyć… Ile waĹźysz? Jesteś grubasem?


– …Tak, jestem gruby, ale…


– Nie jest gruby – przerwał Haruhiro wbrew samemu sobie. – Moguzo nie jest gruby. Brzuch mu nie odstaje. Jest po prostu duĹźy.


– Oh-ho. – Ranta klapnął łóżko Haruhiro. – W końcu humor wrĂłcił, co? Jesteś beznadziejny, wiesz? Dobra, chodĹşmy. Raz dwa, wstawać!


W jaki sposĂłb zinterpretował słowa chłopaka w taki sposĂłb? Haruhiro nie miał zielonego pojęcia.
Czy ktoś, ktokolwiek, proszę, moĹźe się dla mnie go pozbyć?


—Prawie nie Ĺźartuję.


Po tym wszystkim wziął kąpiel po dziewczynach. Gdy wrĂłcił do ciemnego pomieszczenia i połoĹźył się na Ĺ‚óşku, myślał.
Problemem jest, czy powinienem się od niego uwolnić? Zdarza mi się, Ĺźe nie chcę widzieć jego twarzy juĹź nigdy więcej. Gdyby odszedł, prawdopodobnie przyjąłbym to jako dobrą wiadomość.


Haruhiro był pewny, Ĺźe nie tylko on czuł się w ten sposĂłb.


Nie wiem jak z Moguzo i Merry, ale Yume i Shihoru często się z nim kłócą. Jestem prawie pewny, Ĺźe Ĺźadna z nich nie jest typem osoby, ktĂłra otwarcie powie o tym, czy kogoś lubi albo nienawidzi. Pomimo tego tworzą dosyć bezczelne widowisko z tego, jak go nie cierpią. To tylko oznacza, Ĺźe Ranta nie moĹźe być dobry.


Wciąż jednak na takiej podstawie nie mogę o niczym zdecydować. Koniec końcĂłw ja jestem liderem… prawda? Muszę teĹź wziąć pod uwagę praktyczną stronę tego wszystkiego.


Jakie są jego zalety w czasie walki? Jak wpłynąłby na nas jego brak?


Haruhiro przemyślał to.


Ranta funkcjonuje teraz jako drugi tank. Pod swoją skĂłrzaną zbroją nosi koszulkę kolczą, a do tego ma ten hełm garnczkowy, więc… no… jest rozsądnym wyborem do tej roli.


Nie wyglądało na to, by mroczni rycerze mieli w zwyczaju walczyć w bezpośrednich starciach, lecz starali się utrzymywać dystans i unikać blokowania ostrzy. Wtedy atakują spoza zasięgu przeciwnika, lub wyprowadzają ciosy podczas wycofywania się. UĹźywają swoich nieszablonowych umiejętności, by bawić się z przeciwnikiem. Zasadniczo nie są tankami, a raczej agresorami. Biorąc pod uwagę charakter Ranty, prawdopodobnie nawet bardziej pasował do tej roli.


Wciąż jednak nie mogli uczynić Yume, z jej lekką zbroją, drugim tankiem. Haruhiro teĹź nie był w stanie tego zrobić. Merry jako kapłanka oraz Shihoru jako mag były poza dyskusją. Drogą eliminacji, pozostawał jedynie Ranta.


Jeśli go stracimy, druĹźyna straci swojego drugiego tanka,
doszedł do wniosku chłopak. Nie mamy zastępcy, więc ta strata byłaby bolesna.


W takim przypadku moglibyśmy poszukać innego ochotnika. W przeciwieństwie do kapłanĂłw, dla ktĂłrych nie brakuje chętnych grup, gdybyśmy poszukali, prawdopodobnie udałoby się nam kogoś znaleźć—tak mi się przynajmniej wydaje. Jeśli pĂłjdziemy do Kikkawy, ktĂłry ma tyle kontaktĂłw… prawdopodobnie znalazłby kogoś dla nas.


Nawet Merry dołączyła do nas właśnie przez niego. Na początku było draĹźliwie, lecz stopniowo zaklimatyzowała się w naszej grupie. Kikkawa jest aĹź nazbyt towarzyski i zachowuje się jak kumpel w stosunku do kaĹźdego, ale jego oko do ludzi moĹźe nie jest wcale takie złe. No i zapewne musi być sporo wojownikĂłw lepszych od Ranty.


MoĹźe… to jest jakaś opcja. Wygląda na to, Ĺźe warto to rozwaĹźyć.


Moguzo zaczął chrapać.


Co z Rantą? Zazwyczaj to on zasypia pierwszy. Ale teraz nie słyszę jego charakterystycznego chrapania.


– Ranta – zawołał Haruhiro i dostał odpowiedĹş.


– …No?


– Słuchaj.


– Co?


– Jest coś, o czym powinienem ci powiedzieć.


– Hmph.


– Ale nie tutaj… Nie chcę obudzić Moguzo. MoĹźemy wyjść na zewnątrz?


– No dobra.


Wyszli na zewnątrz pensjonatu. Haruhiro zastanawiał się, dlaczego tak naprawdę go tutaj zawołał.


Czy mamy coś, o czym powinniśmy pogadać? Nie chcę z nim gadać. Po prostu… Czuję, Ĺźe muszę mu powiedzieć. Bez względu na to, co zrobię, nagłe wyrzucenie go bez ostrzeĹźenia ze słowami “nie potrzebujemy ciebie więcej” byłoby okrutne. To byłoby zbyt okrutne. Nawet w stosunku do niego.


Albo po prostu nie chcę działać potajemnie. Oczywiście, Ĺźe nie chcę. Oczywiście. Jeśli chcę go wyrzucić, dlaczego miałbym to planować w sekrecie, tak jakbym brudził sobie ręce? To wcale nie jest zabawne.


– No, więc powiedz to – zaczął Ranta.


Haruhiro ukucnął, opierając się o Ĺ›cianę. Ranta zrobił to samo.


– Hm? – żądał odpowiedzi.


– Jakby to ująć…? Co o tym myślisz? O druĹźynie?


– DruĹźyna to druĹźyna, tyle. Ni mniej, ni więcej.


– Co to niby znaczy? Ni mniej, ni więcej?


– Masz ze mną jakiś problem? Myślę, Ĺźe dobrze odgrywam swoją rolę.


– Jak…?


– Co, nie mam racji? Nawet dzisiaj udowodniłem, Ĺźe jednego mogę załatwić sam.


– No tak, gdybyśmy zaatakowali wszyscy, zajęłoby to sekundę.


– MoĹźesz zagwarantować, Ĺźe zawsze tak będzie? Nie moĹźesz, prawda? Jeśli mogę wziąć jednego sam na sam, daje to nam większe pole do popisu. Taktycznie. Coś w tym stylu.


– …Nawet jeśli… – Haruhiro mocno trzymał swoje czoło w dłoni.
Na swĂłj sposĂłb on teĹź myśli o tym wszystkim? Ale… nawet jeśli…


– Nie mogę stwierdzić, kiedy starasz się zrobić coś takiego – wyjaśnił. – Nie, dopĂłki mi o tym nie powiesz.


– Chcesz Ĺźebym mĂłwił ci o kaĹźdej drobnostce, ktĂłrą mam zamiar zrobić i wszystkich moich intencjach za wczasu?


– AĹź tak to nie. Po prostu są rzeczy, ktĂłrych nie zrozumiem, pĂłki mi nie powiesz. I tak nie trudno cię… Ĺşle zrozumieć, chyba tak to moĹźna ująć.


– Zapewne i tak nie o to ci chodziło. – Ranta podniĂłsł jakiś kamyczek i rzucił go. – Tak naprawdę nie ma znaczenia, co chodzi mi po głowie. Wszyscy wyrobiliście sobie o mnie opinię i osądzacie mnie w jej kategoriach.


– …Nawet jeśli to prawda, nasze wraĹźenia wynikają z twojego zachowania i słów.


– Co, Ĺźe niby to moja wina?


– A co, niby czyja? – Krew buzowała w głowie Haruhiro. – Moja? Yume? Shihoru? Moguzo? Albo Merry?


Muszę się uspokoić,
pomyślał. Nie chcę zacząć kłótni.


– …Pracujesz w grupie – westchnął. – Musi być… jak to się nazywa… chęć do współpracy? Potrzebujemy tego.


– I mĂłwisz, Ĺźe tego nie mam?


– A myślisz, Ĺźe masz?


– Nie.


– Więc nie…


– Hej, kaĹźdy ma swoje zalety i wady. Jeśli ja mam jakieś słabości, co z wami? Nie macie Ĺźadnych? Ja jestem tym złym, a wy to co, grupka świętych?


– …Nie, to nieprawda – zawahał się Haruhiro.


– Jaką mam wadę? – zapytał Ranta. – Ĺťe jestem samolubny?


– Głośny i irytujący? – dodał chłopak.


– Zamknij się, kanalio.


– Do tego wulgarny. I szybko zrzucasz winę na innych.


– Nie wszystko jest moją winą. To nazywa się współodpowiedzialność. Współodpowiedzialność. Właśnie to znaczy być w druĹźynie.


– Zawsze tworzysz takie bezsensowne argumenty – sprzeciwił się Haruhiro.


– Nie jest wcale bezsensowny, jest odpowiedni!


– Jeśli mamy zamiar zrobić listę twoich wad, będziemy tutaj siedzieć całą noc.


– Więc co z tobą, Haruhiro? Jakie ty masz wady? – warknął.


– Jestem… – ucichł.


—Wady.


Moje wady.


To nie to, Ĺźe nic nie przychodzi mi do głowy. Mam wady. Tak naprawdę duĹźo ciężej wymyślić mi zalety.


– Dlaczego miałbym mĂłwić o nich tobie? – powiedział w końcu.


– Zawsze wspominasz o moich, a kiedy przychodzi czas na ciebie, to siedzisz cicho? Wiedziałem, Ĺźe tak będzie. Zawsze tak to działa.


– Zawsze… tak działa?


– A co, mylę się? Jestem łatwym celem, więc atakujecie mnie, a co z tego wam przychodzi? Budujecie jakieś poczucie jedności? Trzymacie się przecieĹź razem.


– Nie, naprawdę tak nie jest.


– MoĹźesz temu zaprzeczyć? Nie moĹźesz, prawda?


– …To nie tak, Ĺźe spiskujemy, by cię atakować.


– Tak, nie musicie spiskować. To niewypowiedziana umowa. Jestem dla was po prostu kozłem ofiarnym.


– Masz manię prześladowczą.


– Naprawdę tak sądzisz? – Uśmiechnął się sarkastycznie. – Cóş, pewnie fajnie jest być wami. Dzięki mnie moĹźecie przymykać oko na swoje wady. Ale czy kiedykolwiek na to narzekałem? Powiedziałem to teraz, bo o tym wspomniałeś. Gdybyś tego nie zrobił, nigdy bym nie zaczął tej rozmowy. Nie jestem zainteresowany kumplowaniem się z wami. Nie jestem w stanie bawić się w przyjaciół. Dlatego teĹź, jeśli chcecie mnie nienawidzić, nie mam nic przeciwko. Z chęcią będę dla was antagonistą, albo kimkolwiek tylko zechcecie. Nie przeszkadza mi to, w końcu jesteśmy druĹźyną. Odegram swoją rolę. To właśnie nazywa się pracą w grupie, prawda?


Haruhiro prĂłbował coś odpowiedzieć, ale nie potrafił. Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.


PrĂłbował powiedzieć mu â€œproszę, odejdĹş z naszej druĹźyny”. Dla jej dobra. Tak naprawdę nie był pewien, czy byłby w stanie powiedzieć to bez zawahania. Gdyby nie był w stanie, chciałby chociaĹź to wszystko omĂłwić.
Jeśli nie naprawisz swoich skłonności, nie moĹźemy juĹź dłuĹźej ze sobą współpracować. Właśnie to chodziło mu po głowie.


Czy był zbyt jednostronny? Czy naprawdę uĹźywali go jako kozła ofiarnego, tak jak powiedział?


Nie sądzę,
pomyślał.


Były w nim rzeczy, ktĂłre pozostawiały wiele do Ĺźyczenia. To była jego wina, Ĺźe wszyscy go obwiniali.


—To nie nasza wina. To on nie ma racji.


Skoro tak to wyglądało, czy nie powinien go wyrzucić? Poczułby się lepiej. MĂłgłby wyjaśnić to pozostałym potem. Jego towarzysze prawdopodobnie poparliby jego decyzję.


Jednak nie był do końca pewny, czy potem by tego nie Ĺźałował. Kiedy nadszedłby czas, zapewne to on najbardziej by nad tym ubolewał. Jako ten, ktĂłry wpadł na ten pomysł, podjął decyzję i wyrzucił Rantę, brałby za to największą odpowiedzialność.


—Dlaczego to muszę być ja?


Dlaczego tylko ja?


– Idę spać. – Ranta wstał i wszedł do budynku.


Haruhiro nie był w stanie się poruszyć.


Coś ciężkiego ciąży mi na Ĺźołądku. Mam tego dość. Nie chcę więcej się tym zajmować. Nie chcę myśleć. Nie pasuję do tego. To za wiele. Bycie liderem. Nie potrafię wziąć odpowiedzialności. Pomóş mi, Manato. Tak, wiem. JuĹź nigdy więcej nie mogę się zwrĂłcić do niego o pomoc.


– …Czuję się samotny – powiedział głośno.


Nie powinienem zostać liderem.


To przekracza moje moĹźliwości.

 

 

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>