RozdziaĹ 14: ChĹopak
– …Czy wam teĹź siÄ wydaje, Ĺźe jest tam nieco za gĹoĹno? – zapytaĹ Haruhiro, wskazujÄ c palcem.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
– Hmm? – Yume przyĹoĹźyĹa dĹonie do oczu niczym lornetkÄ. – …Hmm. Nic nie widaÄ przez te pĹoty, ale mam wraĹźenie, Ĺźe jest tam jakaĹ gĹowa, co siÄ podnosi i opada.
– SĹyszÄ teĹź ujadanie koboldĂłw. – Merry nasĹuchiwaĹa. – WyglÄ
da na to, Ĺźe jest ich tam spora grupka.
– Chyba nie myĹliszâŚ? – powiedziaĹa Shihoru, ĹciskajÄ
c laskÄ.
Moguzo przytaknÄ
Ĺ.
– CzyĹźby to⌠Ranta?
Byli juĹź na czwartym poziomie, na farmie. Zeszli z trzeciego i znajdowali siÄ juĹź niedaleko studni na piÄ
ty poziom, kiedy to Haruhiro zauwaĹźyĹ coĹ dziwnego.
– Czy udaĹo mu siÄ samemu dotrzeÄ aĹź tutajâŚ? – zastanawiaĹ siÄ.
Zawsze wiedziaĹem, Ĺźe jest uparty. ByÄ moĹźe to nie jest najbardziej zdumiewajÄ
ca cecha, ale robi wraĹźenie fakt, iĹź zdoĹaĹ dokonaÄ czegoĹ takiego.
Z pewnoĹciÄ
moĹźna byĹo stwierdziÄ, Ĺźe radziĹ sobie z przetrwaniem lepiej niĹź przeciÄtny czĹowiek. Nikt inny nie mĂłgĹ siÄ poszczyciÄ takim nastawieniem.
– ChodĹşmy! – powiedziaĹ chĹopak.
Spojrzeli po sobie i ruszyli w kierunku haĹasu. Jak najszybciej, lecz ostroĹźnie. JeĹli zostaliby zauwaĹźeni i Ĺcigani, wszystko poszĹoby na marne.
Jednak dosyÄ trudnym bÄdzie niepostrzeĹźenie dostaÄ siÄ do miejsca, gdzie gromada koboldĂłw biega dookoĹaâŚ? Haruhiro zaleciĹ, by reszta pozostaĹa z tyĹu, gdy on sam wystawiĹ gĹowÄ zza pĹotu.
– …Och.
Byli tutaj. CaĹa gromada. Biegali w tÄ i z powrotem, czasami wskakujÄ
c i wyskakujÄ
c z zagrĂłd, caĹy czas ujadajÄ
c w szale niczym psy.
PrzyglÄ
daĹ siÄ im przez chwilÄ. Nawet nie spoglÄ
dali w jego stronÄ. Nie, Ĺźeby mu to przeszkadzaĹo.
SchowaĹ gĹowÄ.
– …Nie ma szans.
To byĹ jedyny sensowny wniosek.
Gdyby poszli choÄ krok dalej, z pewnoĹciÄ
zostaliby nakryci. JeĹli chcieliby byÄ zauwaĹźeni, mogliby zwabiÄ koboldy od Ranty, ktĂłry prawdopodobnie uciekaĹ lub siÄ ukrywaĹ, lecz nawet gdyby to zrobili, nie byliby pewni, Ĺźe uda im siÄ odciÄ
gnÄ
Ä wszystkie.
Dodatkowo Haruhiro sÄ
dziĹ, Ĺźe w porĂłwnaniu do nich to Ranta Ĺatwiej mĂłgĹ uniknÄ
Ä wzroku koboldĂłw.
JeĹli caĹa ich grupa znowu byĹaby Ĺcigana przez koboldy, nie byĹo gwarancji, Ĺźe znowu uda im siÄ zwiaÄ. Tak naprawdÄ moĹźna byĹo przypuszczaÄ, Ĺźe nie udaĹoby siÄ im to ponownie. Musieli odrzuciÄ od siebie wszelkie takie przejawy optymizmu.
NaprawdÄ nie chciaĹ, by go znaleĹşli. Jednak nie miaĹ Ĺźadnego pomysĹu jak mogliby pomĂłc Rancie tak, Ĺźeby siÄ nie naraĹźaÄ. Kwestia priorytetĂłw.
Co powinno byÄ waĹźniejsze?
Co jest teraz najwaĹźniejsze? A co po tym?
Priorytetem byĹoâŚ
…aby ich piÄ
tka byĹa bezpieczna.
Na nastÄpnym miejscu jest uratowanie Ranty.
Ta kolejnoĹÄ nie mogĹa zostaÄ zmieniona. MusiaĹo tak byÄ.
Nawet jeĹli nie byĹby to Ranta, nawet jeĹli byĹaby to Yume czy Shihoru, czy nawet Moguzo czy Merry, Haruhiro musiaĹby podjÄ
Ä takÄ
samÄ
decyzjÄ. SÄ
dziĹ, Ĺźe to wĹaĹnie byĹ obowiÄ
zek lidera.
– Spadamy stÄ
d – powiedziaĹ, krÄcÄ
c gĹowÄ
. – Nie mam wÄ
tpliwoĹci, Ĺźe on jest gdzieĹ tutaj, ale jeĹli koboldy nas dostrzegÄ
i zrobimy jeszcze wiÄkszy zgieĹk, sytuacja jedynie siÄ pogorszy. One nie wyglÄ
dajÄ
na zbyt cierpliwe. Szybko siÄ poddajÄ
. Jestem pewny, Ĺźe muszÄ
teĹź wracaÄ do swojej roboty. WiÄc⌠w koĹcu wszystko siÄ uspokoi. Poszukamy go wtedy.
– Ale co jeĹli⌠– zaczÄĹa niepewnie Shihoru. – Ranta zostanie wczeĹniej zĹapany⌠Och, przepraszam, ja tylkoâŚ
– JeĹli tak siÄ stanie⌠– Yume przygryzĹa wargÄ i skrzywiĹa siÄ. – …JeĹli tak siÄ stanie, nigdy wiÄcej go nie zobaczymy.
– Masz racjÄ – powiedziaĹa Merry, choÄ jej twarz byĹa lekko blada.
Moguzo gĹoĹno westchnÄ
Ĺ.
– Tym, kto podjÄ
Ĺ tÄ decyzjÄ⌠– ChwyciĹ mocno za swojÄ
kurtÄ. – …jestem ja. Bez wzglÄdu na to, co siÄ stanie, odpowiedzialnoĹÄ za to bÄdzie spoczywaÄ na mnie.
– Nie, tak nie moĹźe byÄ. – Yume energicznie potrzÄ
snÄĹa gĹowÄ
. – To nie tylko twoja odpowiedzialnoĹÄ, panie Haru. To coĹ za co my wszyscy musimy—
– Nie.
ByĹ wdziÄczny, Ĺźe jego gĹos nie zadrĹźaĹ. Nie chciaĹ pokazywaÄ swojej ĹźaĹosnej sĹaboĹci bardziej, niĹź byĹo to potrzebne. Nie miaĹo to zbyt wielkiego znaczenia, gdy nie dziaĹo siÄ nic waĹźnego, ale nie w takich momentach. WĂłwczas nie mĂłgĹ sobie na to pozwoliÄ.
– JeĹli wszyscy robiÄ
to, o czym zdecydujÄ, odpowiedzialnoĹÄ spada na mnie – wyjaĹniĹ. – Nie wiem, nie potrafiÄ tego dokĹadnie wyjaĹniÄ, ale tak musi byÄ. Nie poradzÄ sobie z tym bez waszego wsparcia, ale wciÄ
Ĺź. MyĹlÄ, Ĺźe jeĹli bÄdziemy wspieraÄ siebie nawzajem, dalej bÄdziemy sĹabi. RdzeĹ⌠gĹĂłwny filar⌠myĹlÄ, Ĺźe druĹźyna potrzebuje kogoĹ takiego. Problemem jest to, Ĺźe nie wiem, czy jestem w stanie temu podoĹaÄ⌠No cóş, przynajmniej prĂłbujÄ. BÄdÄ robiĹ wszystko, co w mojej mocy. Dlatego chcÄ, byĹcie pozwolili mi nieĹÄ tÄ brzemiÄ.
Yume nagle klepnÄĹa go w plecy.
– Panie Haru, w koĹcu zachowujesz siÄ jak chĹopak.
– …Je-jestem facetem, wiesz o tym? Zawsze byĹem.
– Nie, Yume nie o tym. Umm, wiÄc⌠Uhh, Yume nie wie tak naprawdÄ, co miaĹa na myĹli, ale jest pewna, Ĺźe zachowaĹeĹ siÄ jak chĹopak. BÄdzie za tobÄ
podÄ
ĹźaÄ, panie Haru.
– Co? Uch, jasne. DziÄki. Jakby dziwnie to nie brzmiaĹoâŚ
Gdy powiedziaĹa, Ĺźe bÄdzie za nim podÄ
ĹźaÄ, na chwilÄ zamarĹo mu serce. Kiedy coĹ takiego mĂłwi dziewczyna, ciÄĹźko jest nie pomyĹleÄ o czymĹ wiÄcej. Nie sĹuĹźyĹo mu to.
OczywiĹcie domyĹlaĹ siÄ, Ĺźe Yume po prostu akceptuje go na tÄ chwilÄ jako lidera.
– Um⌠– Shihoru z jakiegoĹ powodu spuĹciĹa gĹowÄ. – Haruhiro, pozwĂłl mi podziÄkowaÄ z gĂłry za wszystkoâŚ
– D-dziÄki. …Ale czemu?
– …WydawaĹo mi siÄ, Ĺźe powinnam to powiedzieÄ – wymamrotaĹa.
– OkejâŚ
Moguzo chrzÄ
knÄ
Ĺ i pokazaĹ mu kciuki w gĂłrÄ.
Nie bÄdÄ
c pewnym, jak na to zareagowaÄ, takĹźe podniĂłsĹ kciuk. Po chwili Merry wyciÄ
gnÄĹa do niego dĹoĹ. Po pospiesznym wytarciu dĹoni o pĹaszcz, podaĹ jej rÄkÄ.
Jej skĂłra jest absurdalnie gĹadka, pomyĹlaĹ. DĹoĹ Merry. Taka gĹadka.
Haruhiro spojrzaĹ jeszcze raz na domniemanÄ
kryjĂłwkÄ Ranty.
No tak, nic siÄ nie zmieniĹo. PĂłjĹcie tam bÄdzie samobĂłjstwem.
– Cofnijmy siÄ o tyle, ĹźebyĹmy byli w stanie dostrzec, co siÄ tam dzieje – powiedziaĹ do reszty, dodajÄ
c: – Wszystko z nim dobrze. Gdyby coĹ takiego mogĹo go zabiÄ, juĹź dawno kopnÄ
Ĺby w kalendarz. Przynajmniej kilkukrotnie.
OczywiĹcie powiedziaĹ to po to, by ulĹźyÄ ich zmartwieniom. Zapewne oni takĹźe doskonale to wiedzieli. Jednak pomimo tego wszyscy przytaknÄli. ByĹ im za to wdziÄczny.
—Nie chcÄ ĹźebyĹ wrĂłciĹ, by nawiedzaÄ mnie w snach. To byĹoby najgorsze. Gdy opuĹcili ten teren, Haruhiro szepnÄ
Ĺ w swojej gĹowie, WiÄc nie umieraj, Ranta.