RozdziaĹ 12: Kiedy jest to waĹźne
Gdy juĹź dotarli na trzeci poziom i myĹleli, Ĺźe mogÄ chwilÄ odpoczÄ Ä, dojrzaĹ ich brygadzista z dwoma stronnikami, co z miejsca zaskutkowaĹo przejĹciem do walki wrÄcz.
– Ugh! Och! UĹaaaâŚ!
Haruhiro odparĹ ostrze jednego z przybocznych swoim sztyletem, parowaĹ, i wciÄ
Ĺź parowaĹ.
OdepchniÄcie byĹo umiejÄtnoĹciÄ
, ktĂłra pozwalaĹa mu jedynie graÄ na zwĹokÄ. Kiedy tylko wdawaĹ siÄ w prawdziwÄ
walkÄ, sprowadzaĹa siÄ ona do notorycznego odpierania ciosĂłw. W tym momencie musiaĹ skupiÄ siÄ na broni przeciwnika i jego ruchach, co bardzo utrudniaĹo mu ocenÄ sytuacji wokóŠniego.
Co siÄ dzieje? Czy wszyscy dajÄ
radÄ? MartwiÄ siÄ, ale nie mam na to czasu. Czas. MuszÄ kupiÄ czas. ChoÄby odrobinkÄ. Nie ma wyboru, muszÄ wziÄ
Ä ktĂłregoĹ z nich na siebie.
Moguzo poradzi sobie z brygadzistÄ
jeden na jednego. Yume nie jest pĹochliwa, powinna bez problemu wymieniaÄ teraz ciosy z drugim stronnikiem. Do tego mamy Shihoru. I Merry.
JeĹli Haruhiro powstrzyma pojedynczego wroga, powinni sobie poradziÄ.Â
Jednak tylko jeĹli bÄdzie w stanie to zrobiÄ.
– WoofâŚ!
Przeciwnik nagle odwrĂłciĹ siÄ do niego plecami. Gdy jego wzrok zatrzymaĹ siÄ na ĹwiszczÄ
cym ogonie, pomyĹlaĹ, O nie.
Stronnik obrĂłciĹ siÄ z powrotem, robiÄ
c szeroki wymach swoim mieczem. Nie byĹ w stanie go zablokowaÄ, lecz jego ciaĹo zareagowaĹo instynktownie. UĹźywaĹ OdepchniÄcia tak wiele razy, Ĺźe wpadĹ w nawyk stosowania go przy kaĹźdym ataku przeciwnika.
– ĹoooâŚ!
PoszĹo prawie tak dobrze, jak oczekiwaĹ. Jego sztylet zostaĹ zepchniÄty przez ostrze przeciwnika, a kiedy chĹopak straciĹ rĂłwnowagÄ, kobold nie ustÄpowaĹ.
– Woof! Woof! Woof! WoofâŚ!
– Ach! Ach! Woah! UghâŚ! – krzyczaĹ.
Nie miaĹ czasu na uĹźycie OdepchniÄcia. UniknÄ
Ĺ ostrza, nie szczÄdzÄ
c na energii potrzebnej do ruchu – nie mĂłgĹ w tej chwili siÄ tak popisywaÄ. SkrÄciĹ swoje ciaĹo tak mocno jak tylko potrafiĹ, Ĺźeby zejĹÄ z drogi ciÄcia przeciwnika.
Nie przetrwa w taki sposĂłb. WiedziaĹ to doskonale. ChciaĹ rozegraÄ to na spokojnie, ale po prostu nie mĂłgĹ. Zawsze zaczynaĹ panikowaÄ wbrew sobie.
– …AchâŚ! – wrzasnÄ
Ĺ.
TrafiĹ mnie. W lewÄ
rÄkÄ, trochÄ ponad Ĺokciem.
PĹytkie. Wszystko jest dobrze, powiedziaĹ sobie. Nie, chwila, przecieĹź krwawiÄ. I to dosyÄ mocno. Boli. Co jest? No nie, cholera, proszÄ. Do kogo mĂłwiÄ âproszÄâ? Nie wiem, ale jeĹli miaĹbym zgadywaÄ, do tego kobolda? MoĹźe chodzi o âprzestaĹ mnie atakowaÄâ? Nawet jeĹli poproszÄ, nie posĹucha mnie.
– WoofâŚ! – Ponownie odwrĂłciĹ siÄ plecami do Haruhiro.
Ten sam trik co wczeĹniej. MuszÄ po prostu uniknÄ
Ä w odpowiednim momencie, pomyĹlaĹ. To tak oczywiste. Kiedy czytam jego ruchy, nie jest to wcale takie straszne.
Tak wĹaĹnie zrobiĹ. UdaĹo mu siÄ.
Odskocz. Dobrze, tutaj mnie nie dosiÄgnie—
A raczej nie powinien, lecz stronnik wykonaĹ przewrĂłt i skoczyĹ na zdumionego tÄ
decyzjÄ
Haruhiro.
– Co—?
To nie byĹ jego miecz. KopnÄ
Ĺ mnie prosto w klatÄ.
OdleciaĹ, lÄ
dujÄ
c na swoim tyĹku.
Przeciwnik podÄ
ĹźyĹ za nim, prĂłbujÄ
c zaatakowaÄ, pĂłki wstanie.
Och, cholera. Ma mnie.
– PotÄpienieâŚ!
ĹwiatĹo.
Magia Merry.
OĹlepiajÄ
ce ĹwiatĹo trafiĹo kobolda, ktĂłry zachwiaĹ siÄ oszoĹomiony.
Gdy Haruhiro podnosiĹ siÄ na nogi, Merry zbliĹźyĹa siÄ do przeciwnika.
– RozwaĹkaâŚ!
Szeroko machnÄ
wszy swojÄ
kapĹaĹskÄ
laskÄ
, trafiĹa niÄ
prosto w twarz stronnika.
Kombo ĹÄ
czÄ
ce PotÄpienie z RozwaĹkÄ
.
WspaniaĹe, pomyĹlaĹ, peĹen respektu. —Chwila, nie czas na podziwianie towarzyszyâŚ!
Kobold staĹ chwiejnie na swoich Ĺapach. ChĹopak przeĹlizgnÄ
Ĺ siÄ za jego plecy, chwytajÄ
c go i zatapiajÄ
c ostrze swojego sztyletu pod jego szczÄkÄ.
PajÄ
k.
Od razu siÄ wycofaĹ, kiedy przez moment skrzyĹźowaĹ swoje spojrzenie z Merry.
– UratowaĹaĹ mi tyĹek! – powiedziaĹ, rozglÄ
dajÄ
c siÄ wokĂłĹ.
Moguzo ma przewagÄ, ale za to Yume ma problemy. Chyba jest ranna. Lepiej jej pomogÄ.
Wtem Shihoru uĹźyĹa Splotu Cienia, by opóźniÄ brygadzistÄ, dziÄki czemu Moguzo zdjÄ
Ĺ go jednym potÄĹźnym ciÄciem, po czym wspĂłlnie rozprawili siÄ z ostatnim przeciwnikiem. Jak najszybciej zebrali jedynie talizmany z ciaĹ koboldĂłw, a gdy tylko Merry uleczyĹa ich rany, mogli w koĹcu odetchnÄ
Ä peĹnÄ
piersiÄ
. CoĹ, na co nie mieli dotÄ
d okazji.
– Nawet bez Ranty sobie jakoĹ poradziliĹmy – oznajmiĹa Yume, lekko siÄ uĹmiechajÄ
c. Jednak daĹo siÄ dostrzec na jej twarzy wyczerpanie. ZresztÄ
podobnie jak Haruhiro, zostaĹa ranna w ostatniej potyczce. Zapewne bardziej prawdziwym byĹoby stwierdzenie, Ĺźe nie jakoĹ sobie poradzili, lecz po prostu jakoĹ siÄ to uĹoĹźyĹo.
– …ByĹo blisko⌠chyba – powiedziaĹa Shihoru, spuszczajÄ
c gĹowÄ. – NaprawdÄ myĹlÄ, Ĺźe Yume i pan Haruhiro nie powinni byÄ w pierwszej linii⌠Ach, znaczy to nie tak, Ĺźe jesteĹcie gorsiâŚ
– Wiem. – UĹmiechnÄ
Ĺ siÄ do niej. ByĹ to jednak wymuszony uĹmiech. – Jest tak jak mĂłwisz. Yume i ja po prostu nie potrafimy zajÄ
Ä siÄ wrogami w bezpoĹredniej walce. Cóş⌠szczegĂłlnie ja. Nie wiem jak to ujÄ
Ä, ale⌠kiedy wszystko idzie nie po mojej myĹli, przeciwnik zmusza mnie do biegania w kĂłĹko, a nawet jak idzie dobrze, to ja go zmuszam do ucieczki i prĂłbujÄ dotrzymaÄ mu tempa. Wtedy musi byÄ ciÄĹźko dla Merry i ciebie. CaĹe pole walki zmienia siÄ w baĹagan. MyĹlÄ, Ĺźe wĂłwczas ciÄĹźko siÄ poĹapaÄ, co tak naprawdÄ siÄ dzieje.
– Ranta przecieĹź teĹź duĹźo siÄ rusza – dodaĹa Merry.
ByÄ moĹźe prĂłbowaĹa go kryÄ, ale musiaĹ potrzÄ
snÄ
Ä gĹowÄ
.
– Tak, jasne. Jednak w jego przypadku prĂłbuje on zwabiÄ wroga tak, by walczyÄ z nim jeden na jednego. Kiedy prĂłbujÄ pomĂłc, wkurza siÄ. Jest kretynem, ale kiedy mu nie przeszkadzamy, zawsze zajmie siÄ jednym z nich. To bardzo nam uĹatwia sprawÄ. DodatkowoâŚ
Nie chcÄ go chwaliÄ. To po prostu nie fair. Ale to prawda, wiÄc to zrobiÄ.
WestchnÄ
Ĺ.
– …Jest coraz silniejszy. Szybszy niĹź ktokolwiek. Nie wiem czy to przez szalony sposĂłb, w jaki posĹuguje siÄ umiejÄtnoĹciami, ale potrafi pokonaÄ jednego po drugim w zawrotnym tempie. NaprawdÄ staĹ siÄ waĹźnÄ
czÄĹciÄ
naszej druĹźyny. Nie ma co do tego wÄ
tpliwoĹci.
ByÄ moĹźe robi wiÄcej niĹź taki bezuĹźyteczny typ jak ja. ByĹ blisko by to powiedzieÄ, ale w ostatniej chwili siÄ powstrzymaĹ. Nie ma co umniejszaÄ swojej wartoĹci. Nic dobrego z tego nie przyjdzie.
– PowinniĹmy iĹÄ i⌠– zaczÄ
Ĺ Moguzo, lecz po chwili siÄ zaciÄ
Ĺ.
– Teraz sĹuchajcie. – Yume spojrzaĹa na Haruhiro ze zwrĂłconymi do gĂłry oczami. NadÄĹa jeden policzek. – SĹuchajcie, pewnie wieta juĹź to wszyscy, ale Yume nie cierpi Ranty. Kiedy nazywa jej cycki maĹymi, naprawdÄ jÄ
to boli. Nawet kiedy prosi, by przestaĹ, on robi to dalej. Kiedy ktoĹ tak siÄ zachowuje to ciÄĹźko go lubiÄ, nawet jak ktoĹ ciÄ o to prosi.
– No tak. – PrzytaknÄ
Ĺ Haruhiro pokazujÄ
c, by kontynuowaĹa.
– WiÄc, no wiecie⌠– SpojrzaĹa w dĂłĹ, nadÄ
wszy tym razem oba policzki. – No wiÄc Yume dalej go nie cierpi, ale jak go nie ma, to juĹź mamy niemaĹe kĹopoty. Ale dla Ranty nie ma pana Haru, Moguzo, Shihoru, MerryĹ i Yume, caĹej piÄ
tki. PomyĹlcie jak byĹoby ciÄĹźko komukolwiek z nas, gdyby caĹa pozostaĹa piÄ
tka nagle zniknÄĹaâŚ
– Yume⌠– Shihoru poĹoĹźyĹa dĹoĹ na jej ramieniu.
– Kiedy Yume o tym myĹli⌠– MiaĹa Ĺzy w oczach. – Gdyby to byĹa Yume i byĹaby w takim miejscu i nagle wszyyyyyyscy by zniknÄli, czuĹaby siÄ naprawdÄ samotnie. Nie daĹaby rady zrobiÄ nawet jednego kroku. Kiedy tak siÄ zastanawia, co robi RantaâŚ
– Po pierwsze⌠– zaczÄ
Ĺ Haruhiro, lecz szybko zamknÄ
Ĺ usta i wziÄ
Ĺ wdech przez nos.
MyĹlenie o tym wszystkim na powaĹźnie jest naprawdÄ ciÄĹźkie. Nawet jeĹli czujÄ, Ĺźe zaraz przez to wszystko oszalejÄ, muszÄ w jakiĹ sposĂłb podjÄ
Ä decyzjÄ na spokojnie.
MogÄ to zrobiÄ? Czy jestem w stanie? Nie bÄdÄ wiedziaĹ, pĂłki nie sprĂłbujÄ. A nawet jeĹli sprĂłbujÄ, byÄ moĹźe i tak nie poznam odpowiedzi. Czy naprawdÄ siÄ uspokoiĹem, czy moĹźe nie? Jak mam to oceniÄ? Kogo zapytaÄ? âHej, czy wyglÄ
dam teraz na spokojnego?â Czy powinienem po prostu od tak zapytaÄ?
No tak, nie mogÄ tego zrobiÄ.
KaĹźdy skupiĹ swojÄ
uwagÄ na nim, czekajÄ
c na jego kolejne sĹowa.
Polegali na nim.
Po prostu muszÄ to zrobiÄ.
– Nie jestem pewny, czy Ranta jest bezpieczny, czy moĹźe nie. Jednak chcÄ dziaĹaÄ zakĹadajÄ
c, Ĺźe tak. JeĹli nie bÄdziemy myĹleÄ w ten sposĂłb, jakiekolwiek nasze dziaĹania stracÄ
caĹy swĂłj sens. WiÄc Ranta nadal Ĺźyje. A skoro Ĺźyje, chcÄ go uratowaÄ.
PatrzÄ
c na sytuacjÄ, Haruhiro nie mĂłgĹ zwaliÄ tej roboty na kogokolwiek innego. Nie mĂłgĹ teĹź od tak unieĹÄ dĹoni do gĂłry i po prostu stÄ
d uciec.
– Najpierw zejdĹşmy na czwarty poziom – zaczÄ
Ĺ. – JeĹli nam siÄ uda, pĂłjdziemy aĹź na piÄ
ty. JednakĹźe nie podejmujemy Ĺźadnego ryzyka. Ranta tam zostaĹ, aby umoĹźliwiÄ nam ucieczkÄ. PomijajÄ
c to, czy to byĹa rozsÄ
dna decyzja, czy nie, jeĹli damy siÄ zabiÄ przez wzglÄ
d na niego, jego poĹwiÄcenie pĂłjdzie na marne.
Jestem okropny, pomyĹlaĹ. Nie mogÄ powiedzieÄ tego gĹoĹno, ale gdyby to byĹ ktokolwiek inny niĹź on, prawdopodobnie borykaĹbym siÄ z odnalezieniem odpowiedzi o wiele dĹuĹźej.
Ranta.
Pewnie dlatego, Ĺźe to wĹaĹnie ty tam zostaĹeĹ, jestem w stanie byÄ choÄ trochÄ spokojny.
– PamiÄtajcie, nie rĂłbcie niczego nierozwaĹźnego – dodaĹ. – Priorytetem jest nasze wĹasne bezpieczeĹstwo, wiÄc jeĹli bÄdzie Ĺşle, zawracamy. Na tÄ chwilÄ wychodzimy na zewnÄ
trz. Kiedy siÄ tam dostaniemy, pomyĹlimy co dalej. JakieĹ sprzeciwy?
Nawet przez chwilÄ nie pomyĹlaĹ, Ĺźe ktokolwiek moĹźe podnieĹÄ dĹoĹ.
I rzeczywiĹcie, nikt tego nie zrobiĹ.
Haruhiro podjÄ
Ĺ decyzjÄ, a reszta po prostu na niÄ
przystaĹa. MartwiĹ siÄ, Ĺźe ogromna odpowiedzialnoĹÄ, niepewnoĹÄ czy nawet groza, moĹźe go sparaliĹźowaÄ.
Lecz tak siÄ nie staĹo. Tak naprawdÄ odczuĹ ulgÄ. Klamka zapadĹa. Teraz po prostu nie miaĹ innej opcji, musiaĹ wziÄ
Ä to wszystko na powaĹźnie. ByÄ moĹźe juĹź ma do tego odpowiednie nastawienie.
– Okej, chodĹşmy – oznajmiĹ. – Ranta na nas czeka.