Rozdział 7: Powolny start


Rozdział 7: Powolny start

 

 

 

Na północ od Alterny wznosił się łańcuch gĂłrski Tenryu, szereg niesamowicie wysokich i niedostępnych gĂłr. Ziemie te, zwane Grimgarem, zostały przez niego przepołowione. Tereny po jego południowej stronie nazywa się ojczyzną, zaś te na północy – granicą.


Cóş, jedynie ludzie nazywali je granicą. Będąc bardziej dokładnym, KrĂłlestwo Arabakii, ktĂłre panowało nad ojczyzną, Alterną i terenami wokół nich, traktowało ziemie na północ od gĂłr jako swoją granicę.


Nawiasem mĂłwiąc obszary te nie były nią jeszcze jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. NaleĹźy nadmienić, Ĺźe istniało wtedy wiele ludzkich państw. Oczywiście istniały takĹźe inne rasy, lecz ludzie byli zbyt potężni. Jednak wraz z nadejściem bytu posiadającego przeraĹźające magiczne moce – NieĹźywotnego KrĂłla, sytuacja diametralnie się zmieniła.


NieĹźywotny KrĂłl stworzył nową rasę, nieumarłych. Stojąc na ich czele nie ograniczył się jedynie do powiększania swojej siły. OprĂłcz bycia sprawnym wojownikiem i magiem, był najprawdopodobniej takĹźe świetnym politykiem. Pozwolił czołowym przedstawicielom innych ras na mianowanie się krĂłlami, a potem utworzył wraz z nimi Sojusz WładcĂłw.


Wypowiedzieli oni wojnę rasie ludzkiej, ktĂłra została zmiaĹźdĹźona. Ci, ktĂłrzy nie zostali starci na proch, wycofali się na południe od GĂłr Tenryu. Po tym wszystkim, na podstawie rekomendacji pozostałych władcĂłw, NieĹźywotny KrĂłl mianowany został Imperatorem i ustanowił Imperium Nieumarłych. Ludzie nie mogli juĹź dłuĹźej stąpać po ziemiach na północ od Ĺ‚ańcucha gĂłrskiego.


NieĹźywotny KrĂłl, Imperator Nieumarłych, zanegował własne imię i w jakiś sposĂłb zmarł sto lat temu. Tracąc władcę, ktĂłry trzymał to wszystko w ryzach, Imperium rozpadło się. KrĂłlestwo Arabakii wykorzystało tę okazję, by załoĹźyć miasto warowne Alterna. Reszta była juĹź historią.


Nawiasem mĂłwiąc usłyszeli to wszystko od Manato.


Obszar pomiędzy Alterną, a GĂłrami Tenryu, na południu naszpikowany był farmami i wioskami, zaś tereny północne to przede wszystkim pola i lasy.


– Więc, tak jak mĂłwiła Yume – Łowczyni wyjaśniała klepiąc trawę – jest jelonek i jest teĹź lisek, tak? Jest wiosna, więc czasem wyskoczy teĹź jakiś niedĹşwiadek. Och, są takĹźe chimosy. Są okrągłe i puszyste z paciorkowatymi, małymi oczkami i długimi, cienkimi ogonkami. Mają tycie uszka i Ĺ‚apki. Cały czas podskakują, wiecie? Są niezłą zwierzyną. No i są teĹź szczury ziemne. Są wielkości kota, mają twarde futro i słyszałam, Ĺźe są cholernie dzikie.


– Och, tak? – Ramta podniĂłsł dłonie do oczu tak, by wyglądało, Ĺźe rozgląda się wokoło. – Jednak z tego co widzę, nie ma tutaj niczego.


Dziewczyna cicho jęknęła i zmarszczyła brwi.


– Kiedy mĂłj mistrz z gildii zabierał mnie na zewnątrz na lekcje, widziałam je tu i Ăłwdzie. Nakładał wtedy strzałę na cięciwę i, ziuuuuuf, zdejmował ofiarę.


– MoĹźe tam. – Manato wskazał w kierunku drzew znajdujących się przed nimi i na prawo. – Bardziej prawdopodobne jest, Ĺźe znajdziemy coś ukrywającego się pośrĂłd drzew, nie sądzicie?


– Tak – przytaknął Haruhiro – moĹźliwe. Gdybym był zwierzęciem bałbym poruszać się na otwartym terenie, gdzie nie ma wysokiej trawy czy drzew, za ktĂłrymi moĹźna się schować.


– Wszystkie boją się mnie, prawda…? – zaśmiał się Ranta.


– Okej, więc to twoja wina, Ĺźe niczego nie upolowaliśmy.


– Zamknij się, Haruhiro! Powiedz, Ĺźe to 
dzięki mnie! Powiedz z szacunkiem, Ĺźe to dzięki mnie!


– Zamkniesz się? Jeśli będziesz tak krzyczał, wystraszysz wszystkie zwierzęta, ktĂłre są jeszcze w okolicy.


To dzięki mnie!


– Mam tego dość… Nie słucha tego, co się do niego mĂłwi…


– Um… – Shihoru, ktĂłra była cicho przez cały ten czas, otworzyła usta po raz pierwszy od dłuĹźszej chwili.
– Czy moĹźemy zabi— zdejmować zwierzęta?


Wszyscy przystanęli.


Teraz jak o tym wspomniała, zadaniem ochotnikĂłw było zabijanie potworĂłw i członkĂłw wrogich ras, a nie polowanie na jedzenie i rzeczy, ktĂłre mogą sprzedać.


– Yume myśli… – Wykrzywiła się, nie wiedząc jak powiedzieć to, co chciała. – Yume nauczyła się od Mistrza jak okazywać szacunek zwierzętom po tym, jak odbierze się im Ĺźycie. Ale Yume lubi zwierzęta i nie chce ich zabijać. Są urocze. Wiecie, Yume czułaby się z tym Ĺşle.


– Nie bądĹş mięczakiem – zadrwił Ranta. – Jesteś jakąś elegancką młodą damą czy co? KaĹźde stworzenie kiedyś umrze i zostanie objęte przez Lorda Skullhella. Jeśli coś ma umrzeć, abyśmy to my przetrwali, to nie ma w tym nic dziwnego.


– Jeśli to prawda… – Yume nagle wycelowała wprost w niego i naciągnęła cięciwę ze strzałą. – …to będzie w porządku jeśli zginiesz przez wzgląd na Yume i pozostałych, Ranta.


– N—! – Chłopak odskoczył do tyłu. – N-ni-ni-ni-ni-ni-nie bądĹş głupia, Małe Cycki! Zabicie mnie nic ci nie da, wiesz?! Nic! Naprawdę nic! To znaczy! P-przestań, proszę!


– Yume poczuje się lepiej, jeśli to zrobi. W końcu nazwałeś piersi Yume małymi.


– S-s-sama to wcześniej powiedziałaś, nie?! Powiedziałaś, Ĺźe masz małe cycki!


– MĂłwienie tego samemu, a przez kogoś innego to kompletnie inna sprawa. SzczegĂłlnie, jeśli słyszysz to od chłopaka. To boli, wiesz?


– P-p-przepraszam! W-wybacz! Przepraszam, okej?! Patrz, błagam cię! – Skłonił się w podskoku. – Widzisz?! MĂłj błąd! Wybacz mi! Proszę! Yume, nie są małe! Są olbrzymie! Wybuchowo duĹźe! Są prawie jak cud natury!


– Chłopie… – Haruhiro spojrzał z politowaniem na Rantę. – Obstawiam, Ĺźe nawet trochę tego nie Ĺźałujesz.


– Ĺťałuję, dobra?! Niby czemu nie?! Jak moĹźesz mĂłwić, Ĺźe nie Ĺźałuję?! Na jakiej podstawie?!


Yume wzdychnęła, chowając strzałę do kołczanu i odkładając łuk.


– …Szkoda strzały.


– Fiu fiu. – Ranta powstał i udał, Ĺźe wyciera pot z czoła. – Wiesz co? Tak czy owak, jeśli byś strzeliła, to myślę, Ĺźe i tak byś spudłowała. Tak tylko mĂłwię. Gwoli ścisłości. Hej? Yume? Zostaw tę maczetę. N-nie wyciągaj jej! To nie jest śmieszne! Jeśli mnie tym dotkniesz, będzie bolało! Umrę! Naprawę umrę!


– Więc, co do naszej ofiary – powiedział Manato z wymuszonym w jakiś sposĂłb uśmiechem. – Z tego co słyszałem, nawet blisko Alterny są błotniste gobliny, ghule i inne cele, z ktĂłrymi powinni sobie poradzić nawet kadeci. Jednak nie jestem tego pewny, jedynie tak słyszałem.


– Gobliny i ghule… – Haruhiro się skupił. Nazwy brzmiały dla niego znajomo. MoĹźe jedynie tak to sobie wyobraĹźał, ale w jakiś sposĂłb wyczuwał, Ĺźe były to humanoidalne istoty.


– …Okej, więc – powiedziała Shihoru z duĹźo większą mocą, niĹź zazwyczaj. – Dlaczego by nie skupić się na tych dolinach i ulach?


– Miałaś na myśli “błotniste gobliny i ghule”… – zasugerował łagodnie, by ją poprawić.


Kiedy to zrobił, jej twarz przybrała odcień czerwieni, a sama dziewczyna się skuliła.


– Jasne, cokolwiek będzie dobre – zgodził się Ranta, jakby się niczym nie przejmując.


– Brzmi lepiej – powiedziała Yume, wyglądając na szczęśliwą w związku z tym wyborem.


– O-kej – oznajmił Moguzo ze skinieniem głowy.


– Sądzę, Ĺźe zaczniemy od lasu. – Kapłan, Manato, objął dowodzenie. Haruhiro i pozostali podążyli za nim w kierunku pobliskich drzew.


W lesie było ich niewyobraĹźalnie duĹźo. Z szerokimi liśćmi, ktĂłrych nazwy nie znali. Pod stopami mieli ściółkę tak grubą, Ĺźe nie mogli nawet wypatrzeć śladĂłw zwierząt. RĂłwnieĹź przez to, nie mieli pod sobą zbyt duĹźo twardego gruntu. Wszędzie było dziwnie miękko lub lekko grząsko. Ziemia pod stopami była słaba, co utrudniało marsz.


Słychać było śpiew ptakĂłw. Kiedy zawiał wiatr, akompaniowały im szeleszczące liście.


– Błotniste gobpuddingi i gulle – wyszeptała Yume. – MoĹźe kręcą się wokół wody.


Tak jakby było to jego obowiązkiem, poprawił ją:


– Masz na myśli błotniste gobliny i ghule – kontynuował: – Woda, co? Gdzie mogłoby to być? Bagno albo ĹşrĂłdło? MoĹźe moczary?


– SprawdĹşmy – powiedział Manato.


Manato wziął na siebie rolę dowĂłdcy, ale skoro jesteśmy w lesie, mam wraĹźenie, Ĺźe powinna to być robota Yume. Cóş, chyba jest okej. Naprawdę jest okej? Wszystko jedno, jest dobrze.


Ale jak długo by nie szukali, nie mogli znaleźć wodopoju. Nie napotkali nawet Ĺźadnej innej Ĺźywej istoty, oprĂłcz owadĂłw. Cały czas słyszeli śpiew ptakĂłw, lecz gdzie one były?


Ranta przesadnie głośno przełknął ślinę.


– …Patrząc po tym miejscu, jesteście pewni, Ĺźe to nie Martwe Lasy czy coś takiego?


– To musi być wina Ranty. – Yume nadęła policzki i gniewnie spojrzała na chłopaka. Widocznie po Incydencie Małych CyckĂłw dalej była absolutnie chłodna w stosunku do niego. – Wszystkie istoty uciekły, bo Ranta był za głośno, nie sądzita?


– Jestem cicho! Przez dłuĹźszą chwilę nic nie mĂłwiłem!


– Wystarczy, Ĺźe tutaj jesteś. Twoje istnienie samo w sobie jest głośne i denerwujące.


– Jak miło, Ĺźe to mĂłwisz! Tak, cóş, po prostu będąc tutaj, twoje cycki są juĹź małe!


– …Hmpf.


– Ach, mĂłj błąd. To było nie na miejscu. Wystrzeliłem bez pomyślenia. Moja niewyparzona gęba powiedziała czystą prawdę. Ołć! – Ranta nagle podskoczył. – …C?! C-co?! Ł-łooo?!


– Co? – Haruhiro zamrugał. Ranta podnosił i opuszczał nogi, jakby tańczył. Coś było u jego stĂłp i prĂłbowało przyczepić się do jego nogi, ciamkając i drapiąc. Było rozmiaru kota, z ciałem pokrytym sierścią wyglądającą jak igiełki.


– Szczur ziemny – powiedziała Yume, rozglądając się wokół. – Powinny atakować w grupach, więc w okolicy moĹźe być ich więcej.


Shihoru pisnęła i rzuciła się w kierunku Moguzo. Nie, nie było to celowe: zwyczajnie prĂłbowała od czegoś uciec i najwidoczniej na niego wpadła.


– Są tutaj…! – Manato machał swoją krĂłtką laską wokół. – Uch! Są zbyt szybkie!


– Hej! – Ranta wciąż się wycofywał, tańcząc. – P-pomóşcie mi tutaj! Pomoc mi powinna być priorytetem! P-pomocy! Niech ktoś pomoooooĹźe!


– Walcz, mroczny rycerzu! – Haruhiro wyciągnął swĂłj sztylet, ale nie wiedział jak wiele jest ziemnych szczurĂłw, a do tego biegały wszędzie dookoła. Śmiertelne techniki walki, ktĂłrych nauczył się w gildii złodziei, były przeznaczone na ludzi lub inne humanoidalne rasy, więc nie miał tak naprawdę pojęcia, co powinien zrobić. Na początek sprĂłbował machnąć bronią w dół w kierunku tych kreatur, lecz tak jak podejrzewał, nie drasnął nawet jednego. – Te cholerstwa są szybkie…!


Z okrzykiem na ustach Moguzo uĹźył obu rąk, by podnieść swĂłj półtorak nad głowę i nim machnąć. Ranta był w miejscu, w ktĂłre uderzył.


Loczek z płaczem odskoczył z miejsca, w ktĂłre po chwili uderzyła broń Moguzo. Udało mu się to w ostatniej chwili.


To była ziemia. Półtoraręczny miecz uderzył w nią, a w powietrze uniosła się gleba. Nie stało się jednak nic więcej.


– M-Moguzo, cholera! PrĂłbujesz mnie zabić?! – Ranta w końcu wyciągnął swĂłj długi miecz. Lecz wyciągnięcie go było jedyną rzeczą, ktĂłrej dokonał. Wciąż uciekał od szczurĂłw. – Cholera! Cholera, cholera! Moi sojusznicy prĂłbują mnie zabić, wciąż jestem na celowniku, nic nie idzie po mojej myśli…!


Ten sztylet nie jest w stanie ich przeciąć.
Haruhiro sprĂłbował kopnąć jednego z nich, lecz ten bez problemu tego uniknął.


– Moguzo chciał ci pomĂłc! BądĹş wdzięczny!


– Wcale mi to nie pomogło! – Ranta wyskoczył, tnąc swoim mieczem w dół, a z jego ust wydobył się krzyk. – Zawiść! Co? Umiejętność mrocznego rycerza! Chybiłem…?!


– Nie uĹźywaj umiejętności lekkomyślnie! – Haruhiro wybrał jednego szczura, na ktĂłrym skupił swoje ataki.
Będę go Ĺ›cigał. A to pech. Uciekł za to drzewo.


– Fu, o rany…!


– Marc em Parc. – Shihoru w trakcie czaru narysowała swoim kijem w powietrzu pieczęcie Ĺźywiołów. Był to Magiczny Pocisk. Kropla światła wielkości dłoni wypłynęła z końca jej laski— i z jakiegoś powodu uderzyła w tył głowy Ranty.


– Uoch?!


– Co?! – Shihoru otworzyła oczy. Wygląda na to, Ĺźe strzeliła z zamkniętymi. Z tego powodu nie trafiła w miejsce, ktĂłre chciała. – …P-przepraszam! Ja…


– Ty suko! Zabiję cię! W sumie to nie, daj mi się obmacać…! – Pocierał tył swojej głowy gotĂłw, by napaść na dziewczynę.


Bez chwili zawahania Manato podciął mu nogi swoją laską. Ranta potoczył się do przodu ze zdezorientowanym burknięciem.


– Co ty robisz?! – krzyknął na chłopaka, prĂłbując uderzyć szczura. Dla Haruhiro wyglądało, jakby uĹźywał swojej krĂłtkiej laski sprawnie, lecz wciąż nie mĂłgł ani razu trafić przeciwnika.


– J-jeśli byśmy zdołali choć trochę! – Yume machała dziko swoją maczetą dookoła. – Jeśli tylko byśmy trafili! Mistrz mĂłwił, Ĺźe większość zwierząt ucieka, kiedy zostaną zranione, więc dajcie z siebie wszystko!


Moguzo huknął mocno w drzewo, z ktĂłrego spadły na niego kaskadą liście i owady. Stał tam, cały w listowiu i robakach, rycząc w zamęcie.


– To nas nie urządza! – Haruhiro postanowił coś z tym zrobić. Uklęknął na jedno kolano i obniĹźył swoją postawę. Nie biegł, nie poruszał się, po prostu czekał na szczury.


Przede mną. Jeden nadchodzi. Szczur ziemny.
Haruhiro wystawił lewe ramię. No dawaj. Złap przynętę. SprĂłbuj mnie ugryźć. Jest Ĺşle. Są jedynie wielkości kotĂłw, ale są cholernie straszne. Szybkie. Ale muszę być cierpliwy. Cierpliwość jest— W tym momencie poczuł ostry bĂłl w prawej goleni.


– Ałaaaaa…?!


Inny szczur zaszedł go od tyłu i zatopił swoje zęby w jego nodze. Kiedy zareagował, prĂłbując go zrzucić, kreatura zbliĹźająca się do niego od przodu ugryzła jego lewe ramię.


– Ałć!


– Haruhiro…! – Manato pobiegł w jego kierunku, wykonując ostry zamach swoją laską. – Nie ruszaj się…!


Nagle z Ĺ‚omotem i piskiem jego kończyny zostały uwolnione.


Zwierzęta uciekały. Z niewyobraĹźalną prędkością. Wszystkie, nawet ten, w ktĂłrego uderzył Manato, zniknęły w jednej chwili. Nie było po nich śladu.


– Haruhiro, wszystko w porządku? – Klęknął obok, sprawdzając jego rany.


– Ach, myślę, Ĺźe tak… – Jego obraĹźenia nie były powaĹźne.


Jak podwinę nogawkę i rękaw, pewnie jest tam trochę dziur po zębach, tam gdzie mnie ugryzły. Tak sądzę. No i trochę krwawię. Ale jeśli to wszystko, no to cóş. Tylko trochę boli.


– PozwĂłl, Ĺźe cię uleczę. – Kapłan podniĂłsł pięć palcĂłw swojej prawej dłoni do czoła, naciskając środkowym palcem i czyniąc znak heksagramu. – Światło, niech boska ochrona Lumiarisa zstąpi na ciebie… Uzdrowienie.


W jego dłoni zabłysło światło. Było ciepłe i w mgnieniu oka zasklepiło rany Haruhiro. Trzy sekundy na jego prawą goleń, trzy sekundy na lewe ramię i leczenie było skończone.


– Fantastyczne… – Haruhiro sprĂłbował dotknąć miejsc, gdzie powinny być rany. Dalej była tam krew, lecz nie było Ĺźadnego znaku pierwotnych obraĹźeń. Nie bolało, a nawet nie swędziało.


– Dziękuję, Manato. Koniec końcĂłw to teĹź ty odpędziłeś szczury.


– Dzięki temu, Ĺźe byłeś Ĺźywą przynętą.


– Nie, moim planem było uĹźycie lewego ramienia jako przynęty i poradzenie sobie samemu…


– Oczywiście… Ale, wiesz, wszystko dobre, co się dobrze kończy.


– Wcale nie skończyło się dobrze! – Ranta zachowywał się jak dziecko, ktĂłre wpadło w złość. Miotał nogami, gdy usiadł juĹź na ziemi. – Co jest w tym dobrego? Znienacka zostaliśmy zaatakowani przez dziwne rzeczy! Jedynie je odpędziliśmy. Nie zarobimy na tym ani grosza. I chwileczkę, teĹź jestem ranny, o tutaj. To boli! Ulecz mnie w końcu!


– Och, przepraszam. – Manato popędził do niego.


– Nie musisz go przepraszać… – wymamrotał do siebie Haruhiro, rozglądając się po okolicy. Moguzo chyba zbyt duĹźo wymachiwał swoim mieczem, gdyĹź siedział teraz wycieńczony na ziemi.

 

 

Shihoru opierała się o drzewo, jakby chciała się schować. Jej niewypał z Magicznym Pociskiem musiał ją przygnębić.


Yume jako jedyna wyglądała wciąż na pogodną, jej oczy nerwowo przeskakiwały z jednego miejsca na drugie. Uśmiechnęła się szeroko, gdy jej wzrok spotkał Haruhiro. Chłopak takĹźe się uśmiechnął, choć tak naprawdę nie miał takiej intencji. Czuł, Ĺźe nie jest to odpowiednia pora na uśmiechanie się do siebie.
MoĹźe jednak jest. Kto wie?


– …Ma rację, zdołaliśmy jedynie je odpędzić – westchnął Haruhiro. – MoĹźe lasy są zbyt niebezpieczne? Być moĹźe jest dla nas za wcześnie…?


– Tak! Znowu Ĺźyję…! – Najwidoczniej leczenie Ranty dobiegło końca, bo powstał i zaczął wymachiwać kółka swoim ramieniem. – Okej, okej, ludzie, ruszamy!


– …R-ruszamy? – Moguzo zamrugał. – G-gdzie?


– Jesteś głupi? Ĺťeby znaleźć jakieś błotniste goby i ghule, oczywiście! Nie Ĺźartuj sobie. Myślisz, Ĺźe wrĂłcimy teraz z pustymi rękoma po tym, jak zostaliśmy tak podrapani przez te ziemne-jak-kolwiek-je-nazywacie! Nie moĹźemy się teraz wycofać!


– Tak przypuszczam… – Manato zastanowił się przez chwilę, a potem przytaknął. – Myślę, Ĺźe Ranta ma rację. Istnieje jakieś ryzyko. Te szczury są mięsoĹźercami, prawda?


– Ziemne szczury tak – odpowiedziała Yume. – Mogą być wszystkoĹźerne. Słyszałam, Ĺźe kiedy polują w grupach, tak jak widzieliśmy przed chwilą, potrafią zaatakować nawet ludzi.


– Cóş, faktycznie nas zaatakowały… – dodał Haruhiro.


– Więc są wszystkoĹźerne. – Manato spojrzał w dół, głaszcząc się po policzku. – W kaĹźdym razie, jeśli w tych lasach Ĺźyją drapieĹźniki takie jak one, musi być takĹźe jakaś ofiara, nie sądzicie?


– No a jak??? – Ranta prychnął szyderczo. – Czy właśnie to zrozumiałeś, Manato? Myślałem o tym juĹź od dawna. Jeśli drapieĹźniki takie jak one Ĺźyją w tych lasach, musi teĹź być jakaś ofiara.


– …Chłopie, powtarzasz jedynie to, co powiedział Manato. Słowo w słowo. – Spojrzał na niego pogardliwie kątem oka Haruhiro.


– Spadaj, Śpiące-Oczka! Dlaczego się nie zdrzemniesz?


– JuĹź ci mĂłwiłem, urodziłem się z takimi oczami i to nie znaczy, Ĺźe jestem śpiący! Nie mĂłwiłem ci tego?!


– Haruhiro. – Manato uśmiechał się. – Zwykle najlepiej zignorować to, co mĂłwi Ranta.


– Hejjjjj! – Loczek dĹşgnął palcem w jego kierunku. – Nie mĂłw od ręki takich okropnych rzeczy! Pewnie tylko grasz dobrego bohatera, a tak naprawdę jesteś nikczemnym intrygantem, co nie?!


– Któş to wie? – opowiedział, unikając pytania, a następnie wziął głęboki wdech. – W kaĹźdym razie, jeśli nie ma Ĺźadnych sprzeciwĂłw, dajmy z siebie wszystko.


Nikt się nie sprzeciwił. Haruhiro i inni szukali głębiej, wypatrując ziemnych szczurĂłw.


Wałęsali się po lesie, pĂłki słońce nie zaczęło zachodzić, lecz widzieli jedynie jednego jelenia. Yume wycelowała, ten jednak uciekł zanim zdołała wystrzelić.


Napotkali wiele ptakĂłw. Dodatkowo, zostali zaatakowani przez kolejną grupę szczurĂłw, lecz udało im się je odeprzeć. To wszystko. Jeśli zrobiłoby się ciemno, mieliby kłopoty, więc w końcu wyszli z lasu na zmęczonych nogach.


– …Co teraz? – zapytał Ranta tępo. Była to mała niespodzianka, Ĺźe zabrakło mu energii.


– Nie moĹźemy zrobić zbyt wiele – powiedział Haruhiro, desperacko powstrzymując westchnienie. Jeśliby teraz westchnął, był pewny, Ĺźe coś wewnątrz niego by się złamało. – …Musimy wrĂłcić. Do Alterny.


– Chłopcy mają chandrę, wszystko na marne… – wymamrotała Yume.


– Kim są chłopcy z chandrą? – oznajmił Haruhiro, aby poprawić uĹźyte przez nią powiedzenie, ale wtedy zauwaĹźył, Ĺźe rzeczywiście mieli tutaj czterech przygnębionych facetĂłw. Tym razem nie zdołał powstrzymać westchnienia.


– J-jednak! – zaczęła Shihoru, lecz zwiesiła głowę, jakby zabrakło jej pary. – …P-prawdę mĂłwiąc, to nic waĹźnego.


Zaburczało w czyimś brzuchu. Był to Moguzo.


– …Jestem głodny.


– Kiedy wrĂłcimy – Manato spojrzał na nich wszystkich – skoczymy na rynek i na początku zjemy gdzieś obiad. Znam tanie miejsce, gdzie moĹźemy zostać na noc. To pensjonat dla ochotnikĂłw na zachodzie miasta. MoĹźesz mieszkać tam za darmo, jeśli masz swoją odznakę. Od kadetĂłw pobierają jednak opłaty, na szczęście po niskiej cenie. Jeśli wynajmiemy jeden pokĂłj dla chłopakĂłw i jeden dla dziewcząt, będzie to kosztowało dwadzieścia miedziakĂłw na nas wszystkich.


– MoĹźe powinniśmy koczować na zewnątrz – zakpił Ranta. – Skoro nie przynieśliśmy ze sobą nawet jednej srebrnej monety.


– Nie, powinniśmy to zachować jako ostatnią deskę ratunku – odpowiedział stanowczo Manato. – Pokoje mogą być dzielone, ale pensjonaty mają łazienki i toalety. Myślę, Ĺźe jest duĹźa róşnica między posiadaniem tych rzeczy, a ich brakiem. SzczegĂłlnie dla dziewcząt.


Shihoru mocno ścisnęła swoją laskę, przytakując bez słowa.


– Ma rację – zgodziła się Yume.


– Nie umrzecie od braku toaletki czy kąpieli – wymamrotał Ranta, choć to on zapewne byłby pierwszym, ktĂłry byłby zdenerwowany i zaczął narzekać na ich brak.


– Zgadzam się z Manato. – Haruhiro podniĂłsł rękę, a Shihoru, Yume i Moguzo podążyli za nim.


Ranta z dezaprobatą cmoknął językiem, lecz nie sprzeciwiał się juĹź więcej.


I w ten właśnie sposĂłb ich pierwszy prawdziwy dzień w roli kadetĂłw cicho dobiegł bezowocnego końca.

 

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>