Rozdział 20: Niewielka duma Zabójców Goblinów


Rozdział 20: Niewielka duma Zabójców Goblinów

 

 

 

Obudzili się przed biciem dzwonu o godzinie 6:00 i od razu zaczęli się przygotowywać. Zjedli cokolwiek, co wyglądało na przyzwoite śniadanie i ruszyli do północnej bramy, by dotrzeć tam na 8:00. Tam spotkali się z Merry i zabrali się do Starego Miasta w Domuro. Nie skończyli jeszcze kreślić mapy tego miejsca. Większa jej część została stworzona podczas poszukiwania goblinĂłw, ktĂłre nadawały się do zaatakowania.


Zyskali w końcu takie doświadczenie, gdzie walka z trzema przeciwnikami nie sprawiała im Â Â juĹź większego problemu. JednakĹźe kiedy w grupce znajdował się niezbyt ciężki stwĂłr z wybitnymi umiejętnościami unikania ciosĂłw, musieli być ostroĹźni.


Czasami gobliny posiadały teĹź bronie długodystansowe. Zazwyczaj były to prymitywne, krĂłtkie łuki. Strzały były powolne i nie miały w sobie zbyt duĹźej mocy, więc nie były na tyle straszne, w przeciwieństwie do kusz, ktĂłre stanowiły juĹź duĹźe niebezpieczeństwo. Jeśli zostaliby trafieni w nieodpowiednie miejsce, bełt z takowej broni mĂłgłby być nawet śmiertelny. Do tego ciężko uzbrojone goby były czasami nienaturalnie silne, więc gdyby je lekcewaĹźyli, mieliby niemałe kłopoty.


Co do grup składających się z czterech lub więcej osobnikĂłw, dopĂłki warunki nie były nadzwyczajnie dobre, odpuszczali. CzwĂłrka była w tej chwili ich gĂłrnym limitem.


Jeśli napotkali grupkę pięciu stworĂłw, udawali po prostu, Ĺźe ich nie widzieli. Kiedy było ich pięć, sześć lub więcej, śmiało moĹźna było przypuszczać, Ĺźe były rodziną, klanem lub inną zbieraniną posiadającą swoje własne terytorium. Zazwyczaj w okolicy były kolejne, podobne grupy, więc zaatakowanie jednej z nich było niczym nadepnięcie na ogon tygrysa.


Większość samotnych goblinĂłw wyglądało na biedne, lecz czasami w swoich sakiewkach miały ukryte cenne przedmioty. Dlatego teĹź były obierane za cel.


Raz dziennie szli do 
tego miejsca.


Gobliny w Starym Mieście moĹźna było podzielić na dwie, szeroko rozumiane kategorie: te, ktĂłre przebywały w jednym miejscu i rzadko się z niego ruszały, oraz te, ktĂłre podróşowały z miejsca na miejsce. Te naleĹźały do tej drugiej grupy. Jedynie od czasu do czasu znajdowały się w tym miejscu.


Gdy widzieli je z daleka, mieli problem, by usiedzieć na miejscu.


Nie, jeszcze nie. Nie spieszyć się. Ten czas jeszcze nadejdzie.


W tym momencie druĹźyna Haruhiro była jedyną ekipą, ktĂłrej tereny łowieckie znajdowały się w Starym Mieście w Domuro. Nie musieli się martwić, Ĺźe ktoś ukradnie im zdobycz sprzed nosa. To był czas, w ktĂłrym powinni budować swoją siłę.


Po powrocie do Alterny, być moĹźe nie codziennie, ale często odwiedzali Tawernę Sherry’ego.


Bez Ĺźadnego konkretnego powodu, po prostu pili i rozmawiali. Merry nie odzywała się zbyt duĹźo, ale było to milion razy lepsze od gadulstwa Ranty.


Inni ochotnicy czasami naśmiewali się z nich, mĂłwiąc “Hej, ZabĂłjcy GoblinĂłw” albo â€œJak leci, ZabĂłjcy GoblinĂłw?”, albo â€œJak tam w Damuro, zabawnie? ZabĂłjcy GoblinĂłw?”. Tak naprawdę za kaĹźdym razem, gdy odwiedzali ten przybytek, mogli liczyć na to, Ĺźe zostaną nazwani w taki sposĂłb przynajmniej raz lub dwa razy.


Oczywiście Ranta odpowiadał “Och, zamknij się!”, ale gdyby za kaĹźdym razem denerwowali się z tego powodu, nie byłoby temu końca.


Tak naprawdę nazwa ta nie przeszkadzała tak bardzo Haruhiro. Sądził, Ĺźe brzmi nawet nieĹşle.


ZabĂłjcy GoblinĂłw. Niezłe. Nawet je lubię. Jeśli nazywają nas w taki sposĂłb, staniemy się najlepszymi pogromcami goblinĂłw w Ochotniczym Korpusie Ĺťołnierzy.


Dzień po dniu, gobliny, gobliny, gobliny. Goblinygoblinygobliny.


Z początku twarze tych stworzeń były dla Haruhiro identyczne, lecz teraz potrafił dosyć sprawnie je rozróşniać. ZauwaĹźył, Ĺźe ogromną większość stanowiły osobniki męskie, zaś Ĺźeńskie były nadzwyczaj rzadkie. Według Merry były one przechowywane przez gobliny wyĹźszej klasy w Nowym Mieście jako Ĺźony.


– To harem, o ktĂłry wcale nie jestem zazdrosny… – powiedział Ranta.


– Nawet kobiety-gobliny nie zwrĂłciłyby na ciebie uwagi.


– Haruhiro, ty kretynie, nic o tym nie wiesz? Jestem gorącym kąskiem nawet wśrĂłd gobĂłw! Nie lekcewaĹź Błędnego Rycerza Seksapilu!


– Niby tak mĂłwisz, Rycerzu Seksapilu, ale Yume cały czas widzi cię zagadującego do dziewczyn w tawernie i zawsze jesteś ignorowany.


– T-to po prostu… cóż… no wiesz… to zdarza się czasami nawet tak niesamowitemu mężczyĹşnie jak mi…


– Nawet Rycerz Seksapilu czasami zostaje odprawiony z kwitkiem. Pomimo tego, Ĺźe jest tak gorącym kąskiem, seksowny Rycerz Seksapilu!


– Przestań powtarzać w kółko “Rycerz Seksapilu”! Tak poza tym, jeśli te idiotki nie potrafią zrozumieć mojego uroku, nie są nawet warte mojej uwagi! Ludzie, ktĂłrzy to widzą, po prostu to rozumieją! Merry, gdybyś była zmuszona do wybrania kogokolwiek z naszej trĂłjki, kogo byś wybrała? Mnie, prawda?


– Gdybym musiała byłby to pan Moguzo.


– Co…?!


– Co? J-ja…? – Moguzo otworzył szeroko oczy. Wyglądał bardziej na zdumionego, niĹź na onieśmielonego.


– Hmm… – Haruhiro błądził wzrokiem między Merry, a swoim towarzyszem.


– Hoh! – krzynęła Yume. Była pod wraĹźeniem takiej odpowiedzi.


Shihoru spojrzała na Merry mrugając.


– Co, C-C-C-C-C-Coogh! – Ranta ugryzł się w język, kiedy z trudem, jąkając się, prĂłbował coś powiedzieć. – …Dlaczego?! Dlaczego nie ja, dlaczego ze wszystkich ludzi Moguzo?! To nie do pomyślenia, wiesz o tym?!


– Jest duĹźy i milutki. – Merry była spokojna i opanowana.


– …Wybrałaś go ze względu na rozmiar… C-cóş, tutaj nie mam Ĺźadnych szans… Nic nie mogę zrobić, by pokonać go w tej kategorii… Wciąż pomyśleć, Ĺźe przegrałem… I to jeszcze z Moguzooooooo… Choleeeera!


– Szkoda, co nie, Rycerzu Seksapilu?


– Powiedziałem ci, przestań mnie tak nazywać, Małe Cycki! Posypujesz tylko moje rany solą…


Haruhiro takĹźe był trochę zszokowany w związku z tą przegraną. Wyglądało na to, Ĺźe Merry nie jest zainteresowana jedynie ładną twarzą. MoĹźe dlatego, Ĺźe widzi swoją cudowną twarz codzienne w lustrze, nie jest tak zainteresowana twarzami innych ludzi. Ale tak naprawdę ani Haruhiro, ani Ranta nie mieli jakoś specjalnie atrakcyjnych aparycji, więc to wcale nie było tutaj problemem.


Jeśli brać pod uwagę wygląd i umiejętności, Haruhiro był uosobieniem przeciętności, lecz po tak wielu dniach walk z goblinami był chociaĹź pewny, Ĺźe ma ponadprzeciętne zdolności właśnie w tej dziedzinie.


Nie bądź zarozumiały,
przypomniał sobie. Nie jestem wyjątkowy jak Renji, Manato, czy Merry. Kiedy Manato jeszcze Ĺźył, pomagał mi we wszystkim. Teraz stawiam swoje pierwsze kroki jako zabĂłjca goblinĂłw. Jeśli tak przeciętny typ jak ja straci czujność, to czeka na niego jedynie poraĹźka. Nawet bycie czujnym nie oznacza, Ĺźe nie jest niebezpiecznie. Nie mogę opuszczać gardy.


Kiedy wszystko szło dobrze, był w stanie zdobyć ponad dziesięć szylingĂłw jednego dnia. Nawet gdy nie mieli zbyt duĹźego szczęścia, zarabiał jakieś dwie srebrne monety. Merry zamieszkiwała dosyć dobry pensjonat, zaś Haruhiro i pozostali dalej Ĺźyli w okropnym, lecz tanim przybytku dla ochotnikĂłw. Wciąż wydawali na jedzenie maksymalnie dwanaście miedziakĂłw, a resztę pieniędzy, ktĂłre udawało im się zaoszczędzić, inwestowali w druĹźynę.


Jedną z rzeczy, na ktĂłre szły pieniądze, był oczywiście ekwipunek. Drugą z nich były umiejętności.


Jeśli chodzi o Haruhiro, zakupił on uĹźywany ochraniacz na klatkę piersiową, podbrzusznik, a takĹźe pancerz na ręce i nogi. Wszystkie te elementy były wykonane z garbowanej skĂłry, więc były lekkie i nie krępowały jego ruchĂłw. Co do samego zabezpieczenia przed atakami, dawały niewiele więcej niĹź samo placebo, lecz waĹźną częścią tego wszystkiego było to, Ĺźe po prostu czuł się bezpieczniej.


Co do broni, mĂłgł naostrzyć tą, ktĂłrą właśnie posiadał. Nie chciał kupować nowej, poniewaĹź przyzwyczaił się juĹź do tej posiadanej, a gdyby jednak miał jakieś pieniądze, lepiej było wydać je na sprzęt dla Moguzo.


Moguzo prĂłbował zebrać cały komplet zbroi płytowej, ktĂłrą tak bardzo chciał. W normalnych warunkach była ona robiona na zamĂłwienie, więc gdyby chcieli kupić ją od zbrojmistrza, nawet najtańsza kosztowałaby nie kilka złotych koron, lecz ponad dziesięć. Oczywiście było to poza ich zasięgiem, zatem szukali uĹźywanych elementĂłw, a później zmieniali ich rozmiar u zbrojmistrza. Nawet wtedy ich cena wynosiła dziesiątki szylingĂłw za kaĹźdy element, więc zebranie kompletu dalej pozostawało w sferze marzeń.


Udało im się zdobyć kirys, naplecznik, naramienniki, karwasze oraz nagolenniki chroniące jedynie przednią część nĂłg. Wszystko to nosił na zbroi kolczej. Jako hełmu wciąż uĹźywał barbuta. Jego oręż w dalszym ciągu stanowił miecz półtoraręczny, ktĂłry otrzymał od swojej gildii. Coraz wyraĹşniej było widać ślady uĹźytku na nim i lada chwila będzie trzeba go wymienić. W przeciwnym wypadku moĹźe stać się coś złego.


Ranta kupił koszulkę kolczą, a na niej z jakiegoś powodu nosił takĹźe skĂłrzaną zbroję. Na jego skĂłrzni był namalowany znak Skullhella, z ktĂłrego był strasznie dumny. Zakochał się w dziwnym hełmie, wyglądającym jak odwrĂłcone do gĂłry nogami wiaderko, zwanym hełmem garnczkowym. Oczywiście nosił go na sobie. Co do broni, pewnego dnia na rynku zauwaĹźył ładnie wykonany długi miecz i pod impulsem kupił go, więc Loczek w tym momencie był kompletnie spłukany.


Co za idiota.


Yume załatwiła sobie płaszcz i spodnie z garbowanej skĂłry, ktĂłre wyglądały na niej naprawdę nieĹşle. Razem z peleryną z kapturem, ktĂłrą zakładała na wierzch, w końcu zaczęła trochę przypominać powaĹźnego łowcę.


Szata i kapelusz, ktĂłre Shihoru otrzymała w swojej gildii, zaczęły się powoli niszczyć i dziurawić, więc kupiła sobie nowy komplet. Wciąż jednak miała tę samą laskę. Najwidoczniej, w przeciwieństwie do innych dziedzin magii, magia cienia, ktĂłrą posługiwała się dziewczyna – Magia Darsh – nie zaleĹźała od jakości posiadanej przez maga laski. Tak naprawdę powiedziała im, Ĺźe mogłaby uĹźywać jej nawet bez tego.


Nabyła także nową umiejętność, “Senny Cień”.


Haruhiro nauczył się od Barbary-sensei “Skradania” oraz â€œOdepchnięcia”, Moguzo nabył “Okrzyk”, Ranta “Szał” i â€œDystans”, zaś Yume “Strzelca Wyborowego”, ktĂłre podnosiło jej celność przy uĹźyciu łuku, oraz â€œSzczurzy Unik”, umiejętności umoĹźliwiającej jej natychmiastowe uniknięcie ciosĂłw przeciwnika.


Merry była juĹź kapłanką, ktĂłrej moc i doświadczenie przewyĹźszały o kilka poziomĂłw Haruhiro oraz pozostałych, więc siła całej druĹźyny z pewnością takĹźe wzrastała. Pytanie tylko o ile?


W Starym Mieście w Damuro było miejsce, ktĂłre nazywali kuĹşnią. Piec i kowadło znajdujące się w tym w połowie zawalonym budynku bez dachu, a takĹźe inne ślady sugerowały, Ĺźe musiała tu kiedyś takowa się znajdować.


Przesiadywała tam teraz grupa pięciu goblinów.


Grupa Haruhiro przychodziła tutaj juĹź wiele razy, czasami nawet odpocząć, czy zrobić sobie przerwę na drugie śniadanie. Nigdy wcześniej, aĹź do dzisiaj, nie spotkali tutaj Ĺźadnego z tych stworzeń.


Wyglądało na to, Ĺźe istniała duĹźo dysproporcja między goblinami z Nowego Miasta, a tymi, ktĂłre uczyniły Damuro swoim domem. NajwyraĹşniej te, ktĂłre straciły swoje wpływy lub zostały w jakiś inny sposĂłb wykluczone ze Ĺ›rodowiska, były zmuszone przybyć do Starego Miasta.


Te osobniki musiały dopiero co dotrzeć w te rejony.


Nowo przybyli musieli na początku wybrać miejsce, a gdy byli większą grupą, prĂłbowali teĹź ustanowić własne terytorium. Ta piątka najwidoczniej wybrała kuĹşnię jako swoją bazę wypadową.


Po wykonaniu zwiadu Haruhiro powrĂłcił na miejsce, ktĂłre znajdowało się trochę dalej od zawalonego budynku, aby zdać raport czekającym.


– SprĂłbujmy – zaproponował. – Jest ich piątka. Ten z kolczugą ma ze sobą kuszę. Reszta ma na sobie skĂłrzane zbroje, jeden jest z włócznią, inny ma krĂłtki miecz i puklerz, kolejny toporek, a ostatni miecz. Ten z kuszą to prawdopodobnie ich szef, a pozostali wykonują jego rozkazy. Nie będzie łatwo, ale to będzie dla nas dobry test.


– Brzmi interesująco. – Ranta oblizał usta i chwycił swĂłj hełm garnczkowy, leżący obok niego. – ZrĂłbmy to, zaraz przekroczę czterdzieści jeden zebranych
vice. Kiedy mi się to uda, będę mĂłgł przywołać Zodiaczka w południe. Heheheh…


Yume obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.


– W jaki sposĂłb tym razem będzie nam w stanie pomĂłc? Teraz jedynie
od czasu do czasu szepce przeciwnikom do uszu, przeszkadzając im w walce.


– UwaĹźaj, bo moĹźe cię to zszokować. Teraz, kiedy Zodiaczek stanie się jeszcze potężniejszy, będzie mĂłgł raz na jakiś czas pociągnąć za ręce lub nogi przeciwnika, zakłócając ich ruchy! —Kiedy będzie miał na to ochotę.


– Koniec końcĂłw wszystko zaleĹźy od jego kaprysu. – Shihoru wyglądała na zirytowaną.


– Och, jeszcze jedna rzecz. Całe te ciąganie za kończyny zaczyna się dopiero wieczorem. Do wieczora, no wiecie. Będzie szeptał; mĂłwił nam, czy czyhają na nas jacyś wrogowie; opowiadał demoniczne Ĺźarty. —Kiedy będzie miał na to ochotę.


– Jest zbyt kapryśny – zaśmiała się Merry.


– Och, spadajcie. – Ranta nałoĹźył na głowę swĂłj hełm i był teraz ubrany w wiaderkowym stylu. – Co wy wiecie o Zodiaczku? Nie musicie go rozumieć. Wystarczy, Ĺźe ja go rozumiem. Heh. Mroczni rycerze są samotni. Albo raczej powściągliwi?


– J-ja… – Moguzo przytaknął. – …postaram się ściągnąć na siebie tylu, ilu tylko dam radę. Na pewno dwĂłch. Jak przyjdzie co do czego, zastraszę ich Okrzykiem.


Shihoru przytuliła swoją laskę, ktĂłrej końcĂłwka wcisnęła się w jej policzek.


– Zacznę od uśpienia jednego swoją magią.


– Tak. – Skinął głową Haruhiro. – Dobra, więc Shihoru połoĹźy goblina z kuszą do snu. To, czy uda ci się to za pierwszym razem, będzie miało wielkie znaczenie.


– …Wiem. Zostaw to mnie.


– Kiedy Yume strzeli juĹź z Ĺ‚uku z zaskoczenia, postara się wziąć jednego na siebie i walczyć z nim wręcz.


– Ja będę starał się zajść ich od tyłu i jeśli tylko nadarzy się okazja, wykończyć jednego z nich. Merry, ty… – Haruhiro spojrzał na nią, a dziewczyna jedynie milcząco przytaknęła.


Wyglądało na to, Ĺźe mĂłwiła jeszcze mniej niĹź wcześniej, ale jeśli ją o coś zapytał, odpowiadała i robiła bardzo dobrze to, co do niej naleĹźy. Jej styl nie był taki, jak opisywał go Hayashi, lecz najpewniej musiała nauczyć się ze swojego wielkiego… zbyt wielkiego… błędu i zmieniła swĂłj sposĂłb działania. Być moĹźe nie traktowała ich zbyt łagodnie, lecz była kapłanem, ktĂłremu mogli zaufać.


Jeśli tylko uśmiechnęłaby się raz na kilka dni, byłoby wtedy perfekcyjnie.


– To prĂłba generalna. – Spojrzał na kaĹźdego ze swoich towarzyszy, wyciągając prawą rękę.


Ranta, Moguzo, Yume i Shihoru połoĹźyli swoje dłonie. Merry zrobiła to samo. Nie byli zbyt daleko od kuĹşni, więc Haruhiro powiedział to cicho.


– Fighto – wyszeptał.


– Ippatsu – odpowiedzieli jednocześnie.


Haruhiro prowadził, a razem z nim szły Yume i Shihoru. Ranta, Merry i Moguzo szli za nimi.


Opuszczając biodra i rozluĹşniając kolana, Haruhiro uĹźył umiejętności Skradanie, by poruszać się bezszelestnie. Yume i Shihoru nie były złodziejami, więc nie potrafiły go naśladować, lecz mogły iść po jego śladach, krok w krok za nim. Nawet to robiło wielką róşnicę.


Ruszyli z cienia zawalonego budynku w cień jego pozostałości. Podążając wzdłuĹź ściany wyglądającej tak, jakby w kaĹźdej chwili mogła się rozpaść, przykleili się do gĂłry gruzu. Senny Cień miał zasięg mniej więcej dwudziestu metrĂłw, więc znajdowali się juĹź w odpowiednim miejscu.


KuĹşnia miała jedynie dwie, pełne dziur ściany. Pozostałe runęły niemal w całości. Z miejsca, w ktĂłrym właśnie stali, widzieli cztery z pięciu goblinĂłw, więc mogli wybrać cel według własnego widzimisię.


Kiedy tylko Haruhiro dał znak swoimi dłońmi, dziewczyny wyjrzały zza rumowiska.


Yume przygotowała swĂłj łuk i umieściła strzałę na cięciwie, zamykając oczy i głęboko oddychając. Otworzyła je. Aktywowała Strzelca Wyborowego. NajwyraĹşniej specjalne ćwiczenia wzrokowe i autohipnoza poprawiły jej zdolność widzenia z dystansu, a poza tym polepszyły jej czujność wzroku. To była prawdziwa natura tej umiejętności.


Shihoru rysowała swoją laską pieczęcie Ĺźywiołów i zaczęła cichym głosem wygłaszać inkantacje.


– …Ohm, rel, ect, krom, darsh.


Czarny, przypominający mgiełkę Ĺźywiołak wyleciał z czubka jej laski. Nie był tak szybki jak Tętent Cieni, więc jeśli przeciwnik go zauwaĹźył, był dosyć łatwy do uniknięcia.


Leci. Powinno być dobrze. Leci. Trafił.


Ĺťywiołak cienia zaatakował twarz kusznika, przedzierając się do jego nosa, uszu i ust. Po chwili zaczął słaniać się na nogach. Włócznik, ktĂłry siedział oparty o Ĺ›cianę, zauwaĹźył to i stanął na rĂłwne nogi. Wtedy teĹź Yume wypuściła swoją strzałę.


Ta utknęła w ramieniu przeciwnika, ktĂłry przez impet upadł na tyłek.


– …Moguzo! Ranta! – krzyknął Haruhiro.


Wrzasnęli głośno i zaszarĹźowali w kierunku kuĹşni. Kusznik upadł na ziemię.


Spał. To było duĹźo głębsze od zwykłego snu, ale jeśli ktoś uszczypnąłby lub kopnąłby go mocno, wtedy i tak by się zbudził. Musieli zająć się pozostałymi przeciwnikami, by te go nie obudziły.


Haruhiro i Yume pogonili za nimi, podobnie jak Moguzo i Ranta.


– Dzięki! – krzyknął Moguzo, by przestraszyć stwora z toporem swoim Szaleńczym Atakiem, nazywanym przez nich Cięciem Dziękczynnym, zaś Ranta dĹşgnął przeciwnika Gniewem, lecz niestety chybił.


Moguzo przestał zwracać uwagę na wytrąconego z rĂłwnowagi przeciwnika, a zamiast tego skupił się na goblinie z puklerzem. Gdy ten się wycofał, blokując półtoraka swoją tarczą, Moguzo natychmiastowo zwrĂłcił się z powrotem do poprzedniego wroga, tnąc w jego kierunku swoim orężem.


Chciał wziąć na samego siebie obu tych przeciwnikĂłw. Ranta wymieniał ciosy z goblinem władającym mieczem. Yume zaszarĹźowała w kierunku włócznika, ktĂłry został juĹź wcześniej raniony jej strzałą.


Haruhiro spojrzał szybko na Shihoru i Merry. Merry obserwowała sytuację na polu bitwy przeraĹźająco powaĹźnym spojrzeniem, mając swoją laskę cały czas w gotowości. Jeśli jakikolwiek wrĂłg zbliĹźyłby się do Shihoru, byłaby tam, by mu przeszkodzić. Shihoru jako mag była praktycznie bezbronna, więc czuli się spokojnie, Ĺźe Merry ją broniła.
To nie tak, Ĺźe chcę wpędzić Merry w kłopoty.


– Zdejmę go! – krzyknął Haruhiro. Jeszcze raz sprawdził pozycje swoich towarzyszy i goblinĂłw.
KtĂłrego? Wybierz cel. Tego. Tego z toporem.


Nie idąc, ani nie biegnąc, zbliĹźał się nisko na nogach, poruszając się wszerz tak, jakby ślizgał się po ziemi. Było to podobne do Skradania. WkrĂłtce znalazł się za przeciwnikiem i właśnie wtedy to się stało.


Kościste plecy przeciwnika zajęły większą część pola widzenia Haruhiro i wtem zauwaĹźył światło. Będąc dokładnym, było to coś co tylko przypominało światło. Mimo tego narysowało to przed nim bezbarwną linię, wskazującą na pewien punkt na plecach goblina.


Haruhiro nie miał pojęcia, co to jest. Nie zdarzało się to za kaĹźdym razem, a nawet nie często, ale ostatnio, raz na jakiś czas, bez Ĺźadnego powodu, po prostu wiedział,
właśnie tutaj.


Poruszał swoim sztyletem wzdłuĹź linii, ktĂłra nagle się przed nim pojawiła, a zaraz po tym rĂłwnie nagle zniknęła. Ostrze weszło nadzwyczaj gładko i o 
coś się otarło.


Właśnie tutaj,
pomyślał Haruhiro. Zanim jednak o tym pomyślał, sztylet juĹź się przez to przebił.


Wyciągnął swoją broń z ciała przeciwnika, a ten wydał jedynie krĂłtki jęk i upadł na ziemię. Martwy.


Goblin z puklerzem tracąc swojego partnera w walce stanął na palcach, robiąc krok… nie, pół kroku w tył. Moguzo z miejsca zawył i uderzył w tarczę z całej siły, aĹź ta odleciała na bok, a następnie kontynuował natarcie na praktycznie bezbronnego przeciwnika. Ten wymachiwał swoim mieczem jak cepem, lecz nie trzeba było martwić się o unikanie tych ciosĂłw.


Zbroja Moguzo odbijała wszystkie ataki. Zepchnął stwora, uniĂłsł wysoko swĂłj półtorak, a następnie z â€œUfff!” na ustach spuścił go prosto na czaszkę goblina.


Przeciął ją na pół.


Została trójka.


– Tch! Dystans! – Ranta cmoknął językiem, odskakując do tyłu z niewyobraĹźalną prędkością.


“Dystans” był umiejętnością, ktĂłra wykorzystywała specjalne ruchy, by natychmiastowo zwiększyć odległość pomiędzy uĹźytkownikiem, a przeciwnikiem. Goblin z mieczem pogonił za Rantą, tak jakby był przez niego wchłaniany. To była pułapka. Chłopak jedynie złośliwie się uśmiechnął, a następnie pchnął swoją bronią do przodu.


– …Szał!


Goblin był tak rozpędzony, Ĺźe nie mĂłgł uniknąć tego ciosu.


Gardło.


Długi miecz Ranty przebił gardło przeciwnika. Przekręcił ostrze, odkopując wroga na ziemię.


– Łahahahahahaha! – zaśmiał się głośno.


Inkantacje Shihoru były w połowie zagłuszone przez ten głoś… nie, przez ten głupi śmiech.


– …Ohm, rel, ect, vel, darsh! – To był Tętent Cieni. Z koniuszka laski wystrzelił Ĺźywiołak, uderzając we włócznika.


Gdy goblin zaczął drĹźeć dzięki hiper-wibracjom, Yume zbliĹźyła się do niego. Pierwszy cios maczetą wytrącił włócznię z rąk przeciwnika, a Yume nie przerywając ataku krzyknęła “Hah!” i cięła go w podstawę szyi. Ten, nie mogąc w pełni uniknąć tego ciosu, pisnął jedynie, otrzymując głębokie cięcie w ramię. W tym momencie walka została rozstrzygnięta.


– Dzięki…! – Moguzo wkroczył z całą mocą, uderzając Cięciem Dziękczynnym we włócznika.


– …MoĹźemy to zrobić. W ten sposĂłb. – Skinął głową Haruhiro. – Pora urzeczywistnić nasz plan.


– W końcu, co? – Ranta podszedł do Ĺ›piącego goblina, wymachując swoim mieczem. Czy kiedykolwiek nadejdzie czas, Ĺźe ten teatralnie okrutny uśmiech będzie mu pasował? – NiewaĹźne. To koniec. Nie tylko dla tych gobĂłw. …Dla
nich takĹźe.

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>