Rozdział 17: Drogocenny


Rozdział 17: Drogocenny

 

 

 

Nie miało znaczenia, czy moĹźe się nim stać, czy nie, tak długo jak oddychał, czas niezmiennie płynął. Po tym jak szedł spać, słońce wstawało. Po tym jak nastawał ranek, wyruszał do Starego Miasta w Damuro.


Zasadzili się na dwa gobliny, raniąc jednego z nich podczas ataku wyprzedzającego. Ranta i Yume zajęli się właśnie nim, a Moguzo i Haruhiro wzięli na siebie tego nietkniętego.


Miał na sobie wgnieciony hełm i zwyczajną kolczugę, a takĹźe nosił ze sobą uszkodzony miecz. Był dosyć trudnym przeciwnikiem, lecz Moguzo był od niego o wiele większy, a w dodatku miał olbrzymią przewagę w sile. Wyglądało na to, Ĺźe bez problemu przebije się przez jego obronę, jednak z jakiegoś powodu tego nie robił.


Dlaczego? Czyżby Moguzo się bał?


To prawda, nie był tak nieostroĹźny jak Ranta. Jednak miał dobry powĂłd, by być uwaĹźnym.


Goblin nosił hełm, więc Haruhiro był w stanie zauwaĹźyć pewną rzecz, oglądając ich walkę. Z tym elementem pancerza nie zginiesz od jednego, niewielkiego ciosu w głowę. Jednak bez niego nawet lekkie draśnięcie moĹźe wywołać powaĹźne konsekwencje, dlatego teĹź jego zachowanie było usprawiedliwione.


Poprzedniej nocy Moguzo wyjawił im, Ĺźe chciałby mieć hełm oraz zbroję płytową. Nie nowego, ostrego półtoraka: pragnął czegoś, co wspomogłoby jego umiejętności obronne. Z lepszym ekwipunkiem nie musiałby zwracać takiej uwagi na wszystkie ciosy, co umoĹźliwiłoby mu rzucenie się w sam wir walki. Prawdopodobnie właśnie to miał na myśli.


Haruhiro spędził większość czasu na wymyślenie sposobu, by dostać się za plecy przeciwnika. Nie miał na sobie zbroi, więc kaĹźdy atak wroga mĂłgł być dla niego zabĂłjczy w skutkach, dlatego teĹź unikał ich najlepiej, jak tylko potrafił.


JednakĹźe Moguzo walczył z przeciwnikiem, po prostu wymieniając się z nim ciosami. Gdyby biegał wokół jak Haruhiro, zapanowałby tu totalny chaos.


Jako Ĺźe mieli przydzielone inne role, początkowo tego nie rozumiał. Nie zauwaĹźał. Nie, tak naprawdę nawet nie prĂłbował tego zauwaĹźyć.


– Moguzo…! – krzyknął do niego, tnąc w kierunku goblina w tej samej chwili.


Ten odwrĂłcił się do niego, a Haruhiro się wycofał.


StwĂłr na sekundę się zawahał.


To był tylko krĂłtki moment.


Zakręcił się, by znowu stanąć twarzą w twarz z Moguzo, lecz ten zdążył juĹź pchnąć swoim mieczem w jego kierunku.


– Hunghh…!


Półtorak zatopił się głęboko w boku goblina. Lecz Ĺźywe stworzenia nie umierają tak Ĺ‚atwo.


Pisnął z bĂłlu, “Gyaghahh!” i prĂłbował zamachnąć się swoim mieczem.


Nie pozwolę ci na to!
Haruhiro zaatakował go od tyłu. Dłoń, w ktĂłrej trzyma broń. Celuj w dłoń. Nadgarstek.


– Cios…!


Nie był w stanie jej odciąć, lecz jego sztylet zatrzymał się na kości i ofiara opuściła swoją broń. Moguzo stęknął i przekręcił swojego półtoraka. StwĂłr wrzasnął, prĂłbując złapać swojego przeciwnika. Haruhiro złapał jego hełm lewą ręką i całą mocą zdarł go z jego głowy, a następnie wepchnął swĂłj sztylet pod jego brodę.


– Tutaj!


Nawet po tym wszystkim potwĂłr potrzebował chwili, by przestać się szamotać.


To była kwestia Ĺźycia i Ĺ›mierci, obie strony konfliktu walczyły na powaĹźnie, śmiertelnie powaĹźnie. Nikt nie miał prawa wymagać, Ĺźeby było z tym łatwo. Czy Manato o tym nie wspominał?


Podobnie jak oni, gobliny takĹźe nie chciały umrzeć. Zabijali je, zabierali ich rzeczy, jedli i Ĺźyli dalej.


Przeciwnik Ranty i Yume został osłabiony dzięki magii Shihoru, ale to chłopak, jak zawsze, zadał ostateczny cios.


Kiedy walka się juĹź skończyła i Haruhiro zbierał sakiewki goblinĂłw, Merry przyłoĹźyła pięć palcĂłw swojej prawej dłoni do czoła, przyciskając brew tym środkowym.


Zrobiła to naprawdę szybko! Prawie nie zauwaĹźyłem.
Jednak widział wszystko.


To heksagram. Manato robił go często po pokonaniu wroga. Jestem nieco zaskoczony, bo nie wygląda na osobę, ktĂłra miałaby to w zwyczaju. Choć trzeba przyznać, Ĺźe tak naprawdę jej nie znam. Nie wiem kompletnie niczego o Merry. Nigdy nie prĂłbowałem się niczego dowiedzieć.


– Hej, trochę ci pomogę – powiedział do Moguzo podczas ich popołudniowej przerwy. – NiewaĹźne czy będzie tani, ale kup sobie jakiś hełm. MoĹźe poszukaj teĹź jakiejś uĹźywanej zbroi w swoim rozmiarze. Nawet jeśli takowej nie znajdziesz, dowiedz się, ile kosztowałoby jej przygotowanie. To da nam jakieś pojęcie o cenie takiego przedsięwzięcia.


– …Co? Naprawdę? Ale… ja nie mogę. Nie sądzę, Ĺźe powinieneś za to płacić, Haruhiro.


– To nic takiego, naprawdę. Jak na razie potrzebuję tylko tego. – Postukał po swoim sztylecie. – Jeśli nie masz odpowiedniego ekwipunku, jest to problem dla nas wszystkich. Więc robię to takĹźe w swoim własnym interesie, rozumiesz? Ĺťelazna zbroja jest droga, prawda? Gdybyśmy zarabiali duĹźo pieniędzy, pozwoliłbym ci kupić ją samemu, ale nasz budĹźet jest nieco skromny, dlatego oczekiwanie od ciebie, Ĺźe zapłacisz za wszystko sam, jest lekką przesadą.


– Achh, kiedy tak o tym mĂłwisz, to Yume takĹźe się zgadza. – Uśmiechnęła się. – Moguzo, jeśli będziesz kupował sprzęt obronny, to Yume takĹźe się dołoĹźy. ChodĹşmy wszyscy poszukać ci jakiegoś uroczego hełmu, dobra?


– …W takim razie ja teĹź się dołożę. – Shihoru niepewnie podniosła rękę. – Nie mogę dać zbyt wiele, ale z chęcią cię wspomogę.


– Choćby nie wiem co, nie otrzymasz ode mnie nawet złamanego miedziaka, rozumiesz?! Od razu mĂłwię! – zadeklarował Ranta.


– W porządku, nikt od ciebie niczego nie oczekiwał – powiedział Haruhiro.


Zerknął na Merry, by zobaczyć jej reakcję na to wszystko.


Dziewczyna gapiła się w przestrzeń, jakby chcąc powiedzieć, Ĺźe to nie jej sprawa. Czy to była jedynie jego wyobraĹşnia, kiedy odniĂłsł wraĹźenie, Ĺźe wygląda ona na smutną i samotną?


Przyszło mu wtedy do głowy, Ĺźe jeśli będzie miał tylko taką moĹźliwość, powinien obserwować ją podczas walki.
Trzyma się jedynie swojej laski, nigdzie się nie rusza, rzadko kiedy nas leczy. Nie ma Ĺźadnej motywacji, jedynie stoi w miejscu, tak teraz widział zachowanie dziewczyny. Ale czy faktycznie tak było?


Pierwsza grupa goblinĂłw, ktĂłrą spotkali po południu, składała się z trzech osobnikĂłw, więc zrobiło się zbyt niebezpiecznie na obserwację Merry podczas potyczki.


Nie mogli juĹź potem znaleźć Ĺźadnych grup czy pojedynczych stworzeń, ktĂłre wyglądałyby na odpowiednie cele, lecz podczas drogi powrotnej ze Starego Miasta w Damuro natknęli się przypadkiem na parę goblinĂłw.


Przechodzili obok siebie, więc spotkanie z miejsca przerodziło się w walkę wręcz. Shihoru i Merry, ktĂłre zazwyczaj walczyły na tyłach, nie miały nawet czasu, by się wycofać.


Jeden z przeciwnikĂłw zrobił wypad na Merry.


Z trudem złapała oddech.


– Nie gap się bez sensu w przestrzeń… – Ranta zatrzymał przeciwnika swoim ciałem, powalając go na ziemię. – …ty głupia dziwko!


– Nie gapiłam się! – warknęła.


To prawda, wcale nie wyglądało na to, by gapiła się w przestrzeń.


Drugi ze stworĂłw prĂłbował skoczyć na Shihoru. Merry krzyknęła i od razu zamachnęła się swoją kapłańską laską, uderzając z całej siły napastnika. Była to kapłańska umiejętność służąca do samoobrony, Rozwałka. Manato takĹźe się jej nauczył, więc Haruhiro z Ĺ‚atwością to rozpoznał.


Było jedynie dwĂłch wrogĂłw, więc od początku mieli przewagę. Kiedy Haruhiro wpatrywał się w ich plecy, od czasu do czasu zerkał takĹźe na Merry.


Tak właśnie myślałem. Ta laska nie jest tylko na pokaz. Nauczyła się odpowiednich umiejętności do samoobrony. Nie chce ruszać na pierwszą linię, lecz i tak ochroniła Shihoru.


Co więcej, kiedy goblin ruszył na Moguzo i walnął go z byka w brodę, Merry uwaĹźnie się temu przyglądała. Zaraz po tym odwrĂłciła się w innym kierunku. Tak jakby pomyślała,
Wszystko z nim w porządku. Nie potrzebuje leczenia.


“Jedynie stała”? “Nie miała Ĺźadnej motywacji”? To wcale nie to.
Dziewczyna obserwowała całą walkę z daleka, oceniając, czy ktoś nie potrzebuje jej pomocy. Jeśli sytuacja tego wymagała, była zdolna uĹźyć swojej broni.


– Um, dziękuję za wcześniej – powiedziała Shihoru do Merry, kiedy podeszła do niej po konfrontacji.


– O czym ty mĂłwisz? – OdwrĂłciła się od niej.


PrzecieĹź nie musi mĂłwić tego w taki sposĂłb. Jeśli powiedziałaby “nie ma sprawy”, albo chociaĹź się uśmiechnęła, wtedy wszyscy by ją polubili. To nie powinno być takie trudne. Jestem prawie pewny, Ĺźe to ułatwiłoby sprawę nam wszystkim, nawet Merry. Dlaczego więc tego nie robi?


Po powrocie do Alterny i sprzedaĹźy całego dzisiejszego łupu, zawołał do niej: “Ach, Merry, poczekaj chwileczkę!”. ZauwaĹźył, Ĺźe chce odejść bez wypowiedzenia nawet jednego słowa.


Podrapała się po włosach, odwracając się do niego, jakby był to dla niej wielki kłopot.


– Coś jeszcze?


Tak jak powiedziałem, zachowujesz się strasznie rozmawiając o czymkolwiek. Zaczynam myśleć, Ĺźe pragniesz być znienawidzoną. Wciąż jednak jesteśmy członkami jednej druĹźyny, prawda? Lepiej jest być lubianym, niĹź nienawidzonym. Chciałbym mieć jaja, Ĺźeby jej to powiedzieć, ale nie potrafię. Jeśli zbyt mocno się w to zaangaĹźuję, prawdopodobnie ucieknie. Powiedziałaby pewnie coś w stylu: “Mam juĹź dosyć! Do widzenia!” i odeszła z naszej ekipy.


– Nie powiedziałbym, Ĺźeby to było coś waĹźnego, ale nie chciałabyś z nami czegoś zjeść? Później poszlibyśmy moĹźe do tawerny?


– Nie, dziękuję.


– …Czemu tak oficjalnie?


Merry odwrĂłciła wzrok i spojrzała w dół, marszcząc lekko brwi. Była zła? Wyglądała na trochę zawstydzoną.


– …Bez Ĺźadnego większego powodu.


– Och, rozumiem. Przepraszam, Ĺźe krytykuję cię za coś tak nieistotnego.


– Tak naprawdę… – Zaczęła zaciskać usta, lecz przestała, spuszczając głowę i kręcąc nią od lewa do prawa. – Do zobaczenia—


Najprawdopodobniej następnym słowem, które chciała wymówić, było
jutro. Dla Merry, ktĂłra zawsze opuszczała ich bez słowa, było to coś rzadko spotykanego. Tak naprawdę nie rzadko spotykanego, a kompletnie nowego, poniewaĹź to był pierwszy raz, kiedy się w ogĂłle poĹźegnała. Kończąc jednak na tych dwĂłch słowach odwrĂłciła się od Haruhiro i pozostałych.


Merry zawsze szybko się ulatnia, lecz sposĂłb w jaki dziś odeszła był dosyć… dziwny. Tak jakby się speszyła.


– Rany, cóş za nieprzyjemna kobieta. Serio. – zadrwił Ranta.


– Naprawdę…? – Moguzo pogłaskał się po policzku. To było ledwie co dostrzegalne, ale zaczęła rosnąć mu broda.


Twój zarost jest naprawdę gęsty, Moguzo.


– Wydaje mi się, Ĺźe dzisiaj zachowywała się trochę inaczej.


– Tak, tak, kompletnie inaczej, co nie? – Przytaknęła Yume. – Trzeba przyznać, Ĺźe Merryś była dziś nawet troszeczkę urocza. Tak przynajmniej wydawało się Yume, no wiecie.


– Nie nazywaj wszystkiego jak leci uroczym, uroczym, lub dla odmiany uroczym. – Ranta spojrzał na nią kątem oka. – W twoim przypadku “urocze” tyczy się tak wielu rzeczy, Ĺźe juĹź nie wiem, co to tak naprawdę znaczy.


– Wcale nie musisz tego rozumieć. Nie chcę, byś mnie rozumiał.


– To było tak 
nie urocze.


Kiedy w końcu udało im się uspokoić tę dwĂłjkę, wyruszyli na poszukiwania hełmu dla Moguzo. Na rynku znaleĹşli sklep, ktĂłry miał w asortymencie uĹźywane, Ĺźelazne hełmy. Jeden z nich, zwany barbuta, był stosunkowo tani.


Były one wykuwane z jednego arkusza Ĺźelaza, więc prostota ich wykonania sprawiała, Ĺźe nie naleĹźały do drogich. Kształtem przypominały duĹźy palec ludzkiej stopy, a kiedy miałeś taki na głowie, twoje oczy, nos i usta były widoczne poprzez otwĂłr w kształcie litery T.


Na pierwszy rzut oka wygląda tak, jakby mĂłgł łatwo spaść z głowy, lecz w Ĺ›rodku jest owinięty skĂłrą, więc powinno być dobrze,
pomyślał Haruhiro.


Ranta zawzięcie targował się o cenę, dzięki czemu udało im się kupić hełm, ktĂłry nie dość, Ĺźe świetnie pasował na Moguzo, pomimo zadrapań i wygięć, to jeszcze udało im się zapłacić za to nie aĹź czterdzieści dwa szylingi, a jedynie osiemnaście. Haruhiro dał trzy srebrniaki, Yume i Shihoru dołoĹźyły tyle samo, a sam Moguzo musiał wyłoĹźyć dziewięć monet.


– Cóş, więc wychodzi na to, Ĺźe dołoĹźyłem się dwudziestoma czterema szylingami, kumacie?! – powiedział Ranta, kiedy jedli przy jednym ze stoisk. – Lepiej bądĹşcie mi wdzięczni! – Wypiął pierś dumnie do przodu, a dziewczyny jedynie zmarszczyły brwi.


Haruhiro takĹźe był zbulwersowany tym zachowaniem, ale jakby nie patrzeć, miał rację. Prawdopodobnie nikt z nich, prĂłcz właśnie Ranty, nie byłby na tyle bezczelny, by tak zawzięcie się targować. Dwadzieścia cztery szylingi były raczej lekką przesadą, lecz dzięki niemu zaoszczędzili zapewne jakieś dziesięć monet.


– Masz rację. Dzięki, Ranta – powiedział powaĹźnie Haruhiro.


– J-jasne – odpowiedział, mrugając zaskoczony, a następnie spuścił wzrok. – …T-tak długo, jak to rozumiecie. To moja, jakby to powiedzieć, zaleta? Moja wartość? Prawdziwa wartość? Coś w tym stylu. Zawsze mną gardziliście, więc weĹşcie to sobie do serca, tak na przyszłość. MĂłwię serio. Błagam, byście to sobie zapamiętali. Cóş, nie, nie będę błagał…


Po zjedzeniu mieli rozejrzeć się za zbroją, lecz było na to juĹź zbyt późno, więc poszli do tawerny. Nie wyglądało na to, by Merry była na miejscu. Haruhiro ją zaprosił, więc moĹźe właśnie przez to się nie pojawiła.


– W tej kobiecie naprawdę nie ma Ĺźadnego uroku. Jest nawet gorsza od Yume – mamrotał Ranta. Wyglądał na rozgoryczonego po tym, Ĺźe nie podziękowała mu nawet za uratowanie skĂłry. – No wiecie, nie potrafi nawet powiedzieć “cześć”, “dzięki”, czy “przepraszam”. Jest beznadziejna. Jedynie dobrze wygląda. Jest ładna. A nawet piękna. Cóş, nie umywa się jednak do tej elfki z druĹźyny Somy.


– A-ale… – zająkał się Moguzo. Wciąż miał na sobie swĂłj niedawno zakupiony hełm. Wyglądało na to, Ĺźe go polubił.


Nie będzie mu Ĺ‚atwo w nim pić,
pomyślał Haruhiro.


– Wcześniej, kiedy mnie leczyła, panna Merry powiedziała do mnie â€œprzepraszam”..


– Cooooo? Nie kłam mi tutaj. Tak jakby to mogło przejść jej przez usta.


– T-to prawda. Wtedy, kiedy oberwałem w głowę. Dłoń panny Merry dotknęła rany i jęknąłem z bĂłlu, więc powiedziała “przepraszam”.


– Tak, pamiętam. – Haruhiro przywołał sobie ten obraz w głowie. Nie był w stanie jej usłyszeć, ale zdecydowanie powiedziała wtedy coś do Moguzo. – Rozumiem, więc to były przeprosiny.


– A mnie obroniła. – Przytaknęła Shihoru. – Ciężko się do niej zbliĹźyć, ale nie sądzę, by była okropna czy bez serca. Nie jest taką osobą.


– Merryś jest prawdziwą ślicznotką – dodała Yume.


– Obserwowałem ją dzisiaj uwaĹźnie – powiedział Haruhiro – i zauwaĹźyłem, Ĺźe…


Opisał im wszystko, co dostrzegł w trakcie walki. Merry pracowała ciężko, by wypełnić swoją rolę w stu procentach, choć na swĂłj własny sposĂłb. Po prostu nie mĂłwiła im, co myśli, nie zwracała się do nich zbyt miło, a takĹźe miała problem z nastawieniem. To właśnie dlatego Ĺşle ją zrozumieli.


– …To tylko przypuszczenia, ale jeśli dobrze zrozumiemy metody działania Merry, będziemy mogli więcej czerpać ze współpracy z nią. Wciąż jednak nie wiem, czy to wystarczy.


– Co w tym złego? – Ranta wyżłopał trochę piwa, a potem prychnął szyderczo. – Jeśli ta kobieta wykonuje swoją robotę, tak jak mĂłwisz, to nie widzę Ĺźadnego problemu. Jednak nie jestem przekonany, Ĺźe robi to, co do niej naleĹźy.


– Jeśli tak to odbierasz, to juĹź mamy tutaj problem.


– Naprawdę to, co ja sądzę, ma dla was jakiekolwiek znaczenie? PrzecieĹź zawsze mnie ignorujecie, prawda?


– Nie dąsaj się.


– Wcale się nie dąsam. To fakty. Ta dziwka jest odludkiem w naszej druĹźynie, ale ze mną jest tak samo, co nie?


Naprawdę Ranta czuł się w taki sposĂłb? Nigdy by tego nie zauwaĹźył. To nie tyczyło się tylko Merry. Haruhiro nie zwracał takĹźe uwagi na Rantę. Czy to sprowadzało się właśnie do tego?


Teraz jak o tym pomyślę, on takĹźe jest człowiekiem.
Jeśli traktowali go Ĺşle, to naturalnym jest, Ĺźe będzie miał coś przeciwko.


Jednak w tym przypadku, moĹźe powinien zrobić coś z tym, jak mĂłwi i się zachowuje. Wyglądało to tak, Ĺźe otrzymywał to, na co zasługuje. Ale nawet jeśli powiesz komuś, by zmienił swĂłj charakter, nie jest to rzecz, ktĂłrą moĹźna ot tak po prostu naprawić.


Nawet teraz Ranta ma jakieś dobre strony. Z pewnością znajdzie się chociaĹź jedna.


– Moja wina. – Haruhiro schylił głowę. – Przepraszam, Ranta. Następnym razem będę bardziej ostroĹźny.


– J-jasne! L-lepiej, Ĺźebyś był bardziej ostroĹźny, kretynie!


– …”Kretyna” mogłeś sobie odpuścić.


– Co jest złego w nazywaniu kretyna “kretynem”, kretynie?


– Chłopie… – Haruhiro podrapał się po szyi. W tym momencie nie mĂłgł się nawet zezłościć.


Czy on jest dzieckiem?
Tak, z pewnością takim był. MoĹźe lepiej nie zwracać uwagi na jego kaĹźdą prowokację, a po prostu odpuszczać. Jak sobie o tym przypomnę, to Manato radził sobie z nim właśnie w taki sposĂłb.


Kiedy tak westchnął i rozejrzał się dookoła, zauwaĹźył płaszcz Oriona. To był Shinohara. Wchodził właśnie schodami na piętro.


– Ach, idę przywitać się z panem Shinoharą – powiedział.


– Coooo? Niech zgadnę, prĂłbujesz dostać się do Oriona bez nas, prawda?! Nie pozwolę ci na to! Idę z tobą! – zażądał Ranta.


– …Cóş, nie o to chodzi. Wcale nie mam zamiaru tego zrobić, ale spoko, moĹźesz iść ze mną.


– W-więc ja teĹź.


– Jeśli idziecie wszyscy, Yume teĹź pĂłjdzie.


– Co… C-cóş, ja też… Czułabym się dziwnie, gdybym miała zostać tutaj sama…


Haruhiro miał wątpliwości, czy powinni robić to w ten sposĂłb, ale cała piątka ruszyła razem schodami. Shinohara zauwaĹźył ich jeszcze przed tym, nim Haruhiro zdążył go zawołać. Wstał z miejsca.


– Witaj, panie Haruhiro. Kopę lat. Czy to twoi towarzysze?


Łał. Spotkałem go tylko raz, a jednak mnie pamięta. To jest na swĂłj sposĂłb niesamowite. Chwileczkę, prawie kaĹźdy siedzący obok niego jest członkiem Oriona. Jest ich chyba ponad dwudziestka… nie, nawet trzydziestka. Większość z nich to faceci, moĹźe jedna trzecia to kobiety, a do tego wszyscy noszą płaszcze z symbolem druĹźyny.


– N-no tak… D-dobrze cię widzieć…


– ChodĹşcie za mną. …Hayashi, dasz radę znaleźć dla nich jakieś miejsca?


– Oczywiście, panie Shinoharo. – KrĂłtkowłosy, skośnooki mężczyzna o imieniu Hayashi, przyniĂłsł kilka stolikĂłw i krzeseł stojących w pobliĹźu.


– PrzysiądĹşcie się – oznajmił Shinohara. Usiadł na jednym z siedzeń, ktĂłre przyniĂłsł Hayashi, a Haruhiro i pozostali zrobili to samo.


Członkowie Oriona nie zwrĂłcili nawet na nich uwagi; po prostu kontynuowali cichą rozmowę między sobą.


Oni takĹźe są dobrze wychowani i bardzo sympatyczni,
pomyślał Haruhiro.


Pomimo tego, Ĺźe jeszcze niczego nie zamĂłwili, dostarczono im napoje. Nie wspominając o Moguzo, Yume i Shihoru— nawet Ranta był cichy i potulny jak owieczka.


Orion jest zdumiewający,
pomyślał Haruhiro.


– Cóş, jak leci, panie Haruhiro? Nie wygląda na to, byście kupili juĹź swoje odznaki, ale przyzwyczailiście się juĹź do nowego stylu Ĺźycia?


– Co? Skąd wiesz, Ĺźe nie mamy jeszcze odznak?


– Zawsze interesuję się tym, jak radzą sobie nowi rekruci. Cały czas przesiadujecie w Starym Mieście w Damuro, prawda? Wygląda na to, Ĺźe za waszymi plecami niektĂłrzy zaczęli nazywać was Pogromcami GoblinĂłw.


– Achh… Cały ten czas braliśmy za cel jedynie gobliny, więc ma to sens.


Shinohara wstrzymał się na chwilę i wyprostował się.


– To, co zdarzyło się waszemu towarzyszowi było niefortunne.


– …To prawda. – Haruhiro spuścił wzrok na stół, ściskając swoje dłonie.
Wie nawet o tym. MoĹźe po prostu tak to działa.


Początkowo Alterna wydawała się dla niego ogromna, lecz w istocie nie była wcale taka duĹźa, po prostu wszystko było w niej ciasno ubite. Świat, ktĂłry był zajęty przez ochotnikĂłw, był jeszcze mniejszą częścią tego wszystkiego. Jeśli nie dołożą wszelkich starań, by coś ukryć, plotki na kaĹźdy temat rozniosą się w oka mgnieniu.
Powinienem o tym pamiętać na przyszłość.


– …TeĹź byłem bardzo rozczarowany – powiedział Haruhiro. – Był świetnym gościem.


– Być moĹźe będzie to zarozumiałe z mojej strony, ale wiem jak to jest stracić towarzysza – wyznał Shinohara. – TakĹźe tego doświadczyłem.


– …Rozumiem. To…


– Proszę, nigdy nie zapominajcie tego bĂłlu – dodał, patrząc na niego i pozostałych. Jego oczy były spokojne, lecz przepełnione głębokim Ĺźalem. – Nawet jeśli będziecie nieść ten bĂłl ze sobą, nie przeszkodzi wam to w brnięciu do przodu. Chcę, Ĺźebyście wyryli to sobie w sercach. Chcę teĹź, byście docenili towarzyszy, ktĂłrych teraz posiadacie. Doceniajcie czas, ktĂłry z nimi spędzacie, poniewaĹź kiedy minie, nigdy juĹź nie powrĂłci. Bez wątpienia będziecie czegoś Ĺźałować, ale proszę, pracujcie ciężko, by takich rzeczy było jak najmniej.


Kiedy słuchał Shinohary, Haruhiro nieświadomie dotknął swojej piersi ręką.
Doceń towarzyszy, których teraz posiadasz.


Jeśli tylko zrobiłby więcej, by docenić Manato, gdy ten jeszcze Ĺźył. Jeśli tylko zrobiłby więcej, by go zrozumieć. Jednak teraz juĹź nie było to moĹźliwe. Tym bardziej powinien doceniać czas, ktĂłry spędza teraz ze swoimi towarzyszami. Ĺťeby niczego potem nie Ĺźałować.


Nikt nie wie, kiedy sam mogę umrzeć.


Tak samo było z Moguzo, Rantą, Yume, Shihoru, czy nawet Merry. Nie chciał być pozostawiony z myślą, Ĺźe powinien zrobić to czy tamto inaczej, kiedy znowu ktoś umrze.
Nie chcę, by ktokolwiek z nas miał takie myśli.


– Panie Shinohara, chciałbym się poradzić w pewnej sprawie.


– Cóş to moĹźe być? Mam nadzieję, Ĺźe będę w stanie pomĂłc.


– Chodzi o Merry. Wczoraj podszedłeś do niej i z nią rozmawiałeś, prawda? Pewnie wiesz teĹź, Ĺźe jest teraz w naszej druĹźynie?


– Tak. Coś z nią nie tak?


– Chciałbym, byś nam opowiedział. O Merry. Wszystko co wiesz. Być moĹźe przychodzę do złej osoby, ale nie sądzę, by powiedziała nam cokolwiek sama, nawet jeśli chcielibyśmy ją do tego zmusić.


Shinohara stuknął swoim palcem wskazującym w stolik.


– …Myślę, Ĺźe lepiej będzie jak zwrĂłcicie się z tym do Hayashiego. W końcu to on kiedyś był z nią w jednej druĹźynie.


– Co…? – Haruhiro zerknął na stolik obok, gdzie Hayashi odstawiał właśnie swĂłj kielich. ZauwaĹźył on spojrzenie chłopaka i milcząco się skłonił.

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>