RozdziaĹ 10: Damuro
Faceci wyznali swoje grzechy Yume i Shihoru, pĹaszczÄ c siÄ przed nimi na ziemi i gorÄ co przepraszajÄ c.
To znaczy, zrobili tak Haruhiro, Manato i Moguzo.
– Nie widziaĹem niczego, wiÄc przestaĹcie jÄczeÄ! – powiedziaĹ zaĹ Ranta, obrzydzajÄ
c wszystkich jakimkolwiek brakiem skruchy. PoskutkowaĹo to tym, Ĺźe dziewczyny zaczÄĹy z peĹnÄ
determinacjÄ
ignorowaÄ istnienie chĹopaka.
Haruhiro nie byĹ pewny, czy to pogorszyĹo ich zgranie czy moĹźe jednak nie, ale prawdopodobnie nie miaĹo to tak naprawdÄ jakiegokolwiek znaczenia.
Nazajutrz, pojutrze i kolejnego dnia nie zarobili praktycznie nic. âPraktycznie nicâ oznacza, Ĺźe ich dochĂłd byĹ bliski zeru. BÄ
dĹşmy szczerzy, to byĹo zero.
Nie byĹ teĹź w stanie zapytaÄ swoich towarzyszy o ich stan majÄ
tkowy, wiÄc nie miaĹ peĹnego wglÄ
du w ich finanse. On sam jednak znaĹ stan swojego konta co do miedziaka.
Przez ostatnie trzy dni byĹ czternaĹcie miedziakĂłw do tyĹu, trzynaĹcie i dwanaĹcie, co w sumie daje trzydzieĹci dziewiÄÄ miedziakĂłw na minusie. Nie liczÄ
c opĹaty depozytowej w wysokoĹci mniejszej od miedziaka, jego aktualny majÄ
tek wynosiĹ jednego szylinga i czterdzieĹci dziewiÄÄ miedziakĂłw.
Wszelkie nadzieje na kupno rzeczy codziennego uĹźytku czy nowej pary bielizny zostaĹy juĹź dawno porzucone. OczywiĹcie szczytem arogancji byĹaby myĹl o przeprowadzce z pensjonatu do jakiegoĹ lepszego miejsca – to zbyt dalece wykracza ponad jego stan. UcinaĹ wydatki na jedzenie o miedziaka dziennie, lecz jak nisko mĂłgĹ z tym zejĹÄ? W tej chwili byĹa to dla niego najwaĹźniejsza kwestia.
Szok spowodowany brakiem jakiegokolwiek zysku przez trzy ostatnie dni byĹ tak wielki, Ĺźe odkÄ
d wrĂłcili do pensjonatu, nikt nie odezwaĹ siÄ nawet sĹowem.
Wszyscy pozostali leĹźeli juĹź w swoich Ĺóşkach. MoĹźe juĹź spali.
Nie, najprawdopodobniej nie. Nikt z nich nie mĂłgĹby byÄ tak gĹupi, by spaÄ spokojnie w takiej sytuacji. Cóş, przynajmniej tak sÄ
dziĹ. Ranta chrapaĹ.
Wow. Haruhiro byĹ tak zdegustowany, Ĺźe zamieniĹo siÄ to nawet w jakiĹ rodzaj podziwu. Cóş, ja teĹź powinienem siÄ trochÄ zdrzemnÄ
Ä. CaĹe te rozmyĹlania do niczego nie prowadzÄ
. Jutro moĹźe zdarzyÄ siÄ coĹ dobrego. Za to dzisiejszy dzieĹ siÄ juĹź skoĹczyĹ. Nie mogÄ nic z tym zrobiÄ. WaĹźne jest jutro. Co zrobiÄ? Dam z siebie wszystko i bÄdÄ polowaĹ. MuszÄ coĹ zdobyÄ, nawet jeĹli bÄdzie to jeden miedziak. SÄ
dzÄ, Ĺźe jeden nie wystarczy. Tak, zdecydowanie nie. ZdobÄdÄ duĹźo, tyle ile tylko bÄdÄ mĂłgĹ. MuszÄ coĹ zrobiÄ, pĂłki nie zabraknie mi pieniÄdzy.
Kiedy strzÄ
snÄ
Ĺ siÄ i obrĂłciĹ, usĹyszaĹ, Ĺźe ktoĹ wstaje z Ĺóşka pod nim.
– …Manato?
– Tak?
– Nie Ĺpisz? WciÄ
Ĺź jest noc. Albo raczej dopiero siÄ zaczÄĹa. Idziesz do toalety czy jak?
– Nie. – Najwidoczniej wstaĹ juĹź z Ĺóşka. – IdÄ siÄ przejĹÄ. Prawdopodobnie nie muszÄ tego mĂłwiÄ, ale wrĂłcÄ, wiÄc siÄ nie martw.
– Co. Idziesz siÄ przejĹÄ⌠o tej porze?
– Noc siÄ dopiero zaczÄĹa. – UĹmiechnÄ
Ĺ siÄ lekko. – Do zobaczenia później. Musisz byÄ zmÄczony, wiÄc nie czekaj, aĹź wrĂłcÄ. IdĹş spaÄ.
– Och, okej. – Haruhiro przytaknÄ
Ĺ i wtedy przyszĹo mu do gĹowy, Ĺźe moĹźe nie powinien puszczaÄ Manato samego. Lecz ten zdÄ
ĹźyĹ juĹź opuĹciÄ pokĂłj.
Ĺťeby stĹumiÄ poczucie winy, wywiÄ
zaĹ rozmowÄ z Moguzo, ktĂłry teĹź jeszcze nie spaĹ. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, lecz w pewnym momencie przysnÄ
Ĺ. Kiedy siÄ obudziĹ, Manato byĹ z powrotem. Nawet wstaĹ z Ĺóşka wczeĹniej niĹź on.
– Dobry, Haruhiro. ChcÄ sprĂłbowaÄ dzisiaj iĹÄ w nowe miejsce. Co o tym sÄ
dzisz?
Ostatniej nocy Manato poszedĹ do tawerny Sherryâego na Ulicy Ogrodu KwiatĂłw, gdzie zbierali siÄ ochotnicy. Kiedy tam byĹ, niektĂłrzy stawiali mu drinki, niektĂłrzy praktycznie wymuszali na nim picie. Nie wdawaĹ siÄ w szczegĂłĹy, ale musiaĹo byÄ dosyÄ drogo.
– MogĹeĹ wziÄ
Ä mnie ze sobÄ
– powiedziaĹ.
– Haruhiro, moĹźesz piÄ? – zapytaĹ w odpowiedzi.
– Nie wiem. – PrzechyliĹ gĹowÄ, zastanawiajÄ
c siÄ. – Czy kiedykolwiek piĹem? MoĹźe nie.
– Cóş, co do mnie. – UĹmiechnÄ
Ĺ siÄ figlarnie Manato. – WyglÄ
da na to, Ĺźe mogÄ to lubiÄ. MoĹźe wiÄc po czÄĹci chciaĹem tam iĹÄ, Ĺźeby siÄ po prostu napiÄ.
KaĹźdy miaĹ w tym momencie po dziurki w nosie lasu, wiÄc nie byĹo Ĺźadnego gĹosu sprzeciwu co do propozycji chĹopaka.
OkoĹo cztery kilometry na pĂłĹnocny-zachĂłd od Alterny, trochÄ ponad godzinÄ marszu, znajdowaĹo siÄ miasto.
Cóş, nie, bardziej wĹaĹciwym byĹoby powiedzieÄ, Ĺźe kiedyĹ byĹo tam miasto. Przynajmniej w tym momencie nikt tam nie mieszkaĹ. Ĺťaden czĹowiek.
OsiemdziesiÄ
t procent muru chroniÄ
cego kiedyĹ to miejsce rozpadĹo siÄ. Ponad poĹowa budynkĂłw popadĹa w ruinÄ, prawdopodobnie siedemdziesiÄ
t, do osiemdziesiÄciu procent. ByĹo tu rĂłwnieĹź peĹno gruzu i chwastĂłw rosnÄ
cych dosĹownie wszÄdzie. W najróşniejszych zakÄ
tkach walaĹy siÄ zardzewiaĹe miecze i wĹĂłcznie, niektĂłre z nich byĹy wrÄcz wbite w ziemiÄ. Bardziej przeraĹźajÄ
ce byĹy jednak szkielety porozrzucane w róşnych miejscach.
ZauwaĹźyli jakieĹ zwierzÄ chodzÄ
ce po dachach i ruinach muru, nie mogli jednak ustaliÄ, czy byĹ to kot czy pies. PrĂłbujÄ
c siÄ do niego zbliĹźyÄ, po prostu uciekĹo. DaĹo siÄ rĂłwnieĹź dosĹyszeÄ kraczÄ
ce wszÄdzie wrony. ChcÄ
c znaleĹşÄ ĹşrĂłdĹo tego dĹşwiÄku, znaleĹşli pozostaĹoĹci po budynku, ktĂłry byĹ domem dla dziesiÄ
tek wron, a nawet wiÄcej.
Dawno temu Damuro byĹo drugim co do wielkoĹci miastem w Arabakii. ByĹo duĹźo wiÄksze od Alterny. JednakĹźe sprzymierzone siĹy NieĹźywotnego KrĂłla najechaĹy to miejsce i zrĂłwnaĹy je z ziemiÄ
. Nieumarli objÄli nad nim kontrolÄ.
Teraz byĹo inaczej. Po rozpadniÄciu siÄ Imperium NieumarĹych gobliny, ktĂłre byĹy kiedyĹ rasÄ
niewolnikĂłw bez krĂłla, wszczÄĹy bunt i wyparĹy nieumarĹych, by miasto staĹo siÄ ich wĹasnoĹciÄ
. Od tamtej pory Damuro byĹo siedliskiem goblinĂłw.
JednakĹźe nie zadbaĹy one wystarczajÄ
co dobrze o poĹudniowo-wschodniÄ
czÄĹÄ, zwanÄ
Starym Miastem, ktĂłra zdÄ
ĹźyĹa od tamtego czasu popaĹÄ w ruinÄ. Nie oznaczaĹo to tego, Ĺźe nie byĹo tam goblinĂłw. Owszem, byĹy.
– …Jest sam⌠tak myĹlÄ?
Haruhiro schowaĹ siÄ za murem, ktĂłry wyglÄ
daĹ jakby miaĹ siÄ rozpaĹÄ, gdyby tylko oparĹ siÄ o niego caĹym ciÄĹźarem swojego ciaĹa. MiaĹ rozejrzeÄ siÄ z domu z brakujÄ
cym sufitem i jednÄ
ĹcianÄ
. ByĹ zĹodziejem, wiÄc stopniowo stawaĹ siÄ w druĹźynie najlepszÄ
osobÄ
do misji zwiadowczych, choÄ nie nauczyĹ siÄ jeszcze Skradania czy ZdolnoĹci Rabunkowych, wiÄc tak naprawdÄ byĹ zwykĹym goĹciem, ktĂłry potrafi otwieraÄ zamki uĹźywajÄ
c umiejÄtnoĹci WĹamu. ZastanawiaĹ siÄ czy to na pewno byĹ dobry pomysĹ, Ĺźeby to on wykonywaĹ to zadanie.
WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe bĹotniste gobliny, tak jak ten, ktĂłrego zabili w lesie, byĹy jednÄ
z odmian goblinĂłw… Ten znajdujÄ
cy siÄ tutaj z pewnoĹciÄ
wyglÄ
daĹ podobnie do bĹotnistego. MiaĹ jednak şóĹtawo-zielonÄ
skĂłrÄ i nie byĹ paskudny. MiaĹ nawet na sobie ubrania, a przy pasie nosiĹ maczugÄ lub coĹ, co takowÄ
przypominaĹo. Torba wiszÄ
ca mu na ramieniu musiaĹa byÄ gobliĹskÄ
sakiewkÄ
. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe to w nich przechowywaĹy rzeczy, w przeciwieĹstwie do ich bĹotnistych pobratymcĂłw, ktĂłrzy trzymali swoje kosztownoĹci na sznurku wiszÄ
cym na szyi. Owa tendencja do noszenia wszelakich kosztownoĹci w sakwach byĹa cechÄ
rozpoznawczÄ
tychĹźe stworzeĹ, podobnie jak to, Ĺźe nigdzie siÄ bez nich nie ruszaĹy.
Goblin siedziaĹ, odwrĂłcony plecami do Ĺciany, ze skrzyĹźowanymi ramionami. Twarz miaĹ skierowanÄ
ku dole, z zamkniÄty oczami. WciÄ
Ĺź byĹ dzieĹ, lecz czy on nie drzemaĹ? Na to wĹaĹnie wyglÄ
daĹo.
Haruhiro szybko, lecz tak cicho jak tylko mĂłgĹ, wrĂłciĹ do miejsca, gdzie czekaĹa na niego reszta.
– Jeden goblin. WyglÄ
da na to, Ĺźe Ĺpi.
– Dobrze, zabijmy go. – PrzytaknÄ
Ĺ Manato z ponurym spojrzeniem. – Moguzo jest w kolczudze, wiÄc bÄdzie haĹasowaĹ. Dlatego najpierw Haruhiro, Ranta i ja podejdziemy bliĹźej. Moguzo, Yume i Shihoru zbliĹźÄ
siÄ potem. JeĹli podejdziemy wystarczajÄ
co blisko i go nie zbudzimy, nasza trĂłjka go zamorduje. JeĹli siÄ obudzi, Yume, uĹźyjesz swojego Ĺuku, Shihoru, uĹźyjesz magii z dystansu. Moguzo, ty w takim wypadku zaszarĹźujesz na niego od przodu. W przypadku gdy zamieni siÄ to w bezpoĹredniÄ
walkÄ, uĹźyjemy takiej samej formacji jak ostatnio. Otoczymy go, by nam nie uciekĹ.
Wszyscy przytaknÄli w jednym momencie. Trzy dni bez jakiegokolwiek zysku, nawet Ranta byĹ teraz uosobieniem powagi.
Po tym jak wszyscy siÄ zgodzili, trĂłjka z nich wyruszyĹa przodem. Dotarli do budynku stosunkowo szybko, jednak wszystko, co nastÄ
piĹo potem, zabraĹo im duĹźo czasu. Dom byĹ peĹen gruzu, a nie mogli na nic nadepnÄ
Ä. SkoĹczyĹo siÄ na tym, Ĺźe wielokrotnie wzbudzali haĹas i zajÄĹo to o wiele dĹuĹźej, niĹź sÄ
dzili. Byli teraz tak blisko, Ĺźe brakowaĹo im ledwie kroku czy dwĂłch, Ĺźeby goblin znalazĹ siÄ w zasiÄgu ich broni.
Moguzo i reszta byli na zewnÄ
trz budynku. Manato popatrzyĹ na Haruhiro, potem na RantÄ. Ten drugi wskazaĹ na siebie.
Haruhiro nie byĹ pewny, czy zostawianie tego Rancie byĹo dobrym pomysĹem, lecz Manato pomachaĹ do niego, dajÄ
c sygnaĹ, Ĺźeby to zrobiÄ. Ten wziÄ
Ĺ gĹÄboki wdech i podszedĹ do stwora. Bez podnoszenia miecza do gĂłry, wbiĹ go w klatkÄ piersiowÄ
goblina.
Ten jÄknÄ
Ĺ i bĹyskawicznie otworzyĹ oczy. Od razu zauwaĹźyĹ Haruhiro i zrozumiaĹ, co siÄ wĹaĹnie staĹo. Wtem krzyknÄ
Ĺ, starajÄ
c siÄ siÄgnÄ
Ä twarzy Ranty.
Loczek przechyliĹ siÄ do tyĹu, wiÄc Manato krzyknÄ
Ĺ âNie moĹźesz tego zrobiÄ!â w jego kierunku. W tym samym czasie wyciÄ
gnÄ
Ĺ swojÄ
krĂłtkÄ
laskÄ, paĹujÄ
c i dĹşgajÄ
c stwora raz za razem.
– CholeraâŚ! – Ranta pchnÄ
Ĺ swĂłj miecz i go przekrÄciĹ.
Haruhiro nie byĹ w stanie niczego zrobiÄ. JeĹli by siÄ zbliĹźyĹ, przeszkadzaĹby jedynie chĹopakom. Goblin wciÄ
Ĺź zwijaĹ siÄ w agonii, wykrzykujÄ
c coĹ, co musiaĹo byÄ soczystÄ
wiÄ
zankÄ
zĹoĹźonÄ
z obelg, ktĂłra stawaĹa siÄ coraz sĹabsza i sĹabsza. BĹotnisty gob sprzed paru dni walczyĹ bardzo zaciekle, tutaj natomiast owa wiÄ
zanka byĹa wszystkim, co potrafiÄ
wykrzesaÄ z siebie te stworzenia zĹapane podczas snu. Ofiara w koĹcu przestaĹa siÄ ruszaÄ.
– …Jest martwy? – Ranta spojrzaĹ na twarz stwora. Jego ramiona unosiĹy siÄ za sprawÄ
ciÄĹźkich oddechĂłw.
Haruhiro wyobraziĹ sobie powstajÄ
cego goblina, ktĂłry odgryza nos Ranty swoimi zÄbami, lecz nic takiego siÄ nie wydarzyĹo. Manato zamknÄ
Ĺ oczy, czyniÄ
c znak heksagramu. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe to koniec.
Moguzo, Yume i Shihoru weszli do budynku.
Ranta poĹoĹźyĹ stopÄ na klatce piersiowej trupa i wyciÄ
gnÄ
Ĺ z niego swojÄ
broĹ.
– Trzeba obciÄ
Ä pazur czy coĹ. Vice, vice⌠– mamrotaĹ do siebie.
Manato delikatnie zdjÄ
Ĺ sakiewkÄ, ktĂłra zwisaĹa na ramieniu goblina i natychmiast otworzyĹ jÄ
, wysypujÄ
c zawartoĹÄ. Haruhiro wytrzeszczyĹ oczy.
– Srebrne monety!
NajwyraĹşniej lubiĹy kolekcjonowaÄ ludzkÄ
walutÄ. Co wiÄcej, w odróşnieniu od monety bĹotnistego goblina, te nie miaĹy dziur. Cztery nieuszkodzone szylingi. Cztery srebrne monety. ByĹa tam teĹź skaĹa wyglÄ
dajÄ
ca niczym szkĹo oraz trochÄ koĹci. Nie wiedzieli z jakiego zwierzÄcia, lecz z pewnoĹciÄ
byĹy to jakieĹ koĹci palcĂłw lub inne, podobnie cienkie.
– Ochhh! – Yume otworzyĹa szeroko oczy. – Wspaniale. Nowy rekord, prawda? Jednak to wciÄ
Ĺź dopiero nasz drugi raz.
– …Cztery szylingi – powiedziaĹa Shihoru, mrugajÄ
c bez przerwy. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe nie wie co powiedzieÄ.
Moguzo z wraĹźenia jÄknÄ
Ĺ, a potem zamknÄ
Ĺ swoje usta.
Manato spojrzaĹ na niego.
– To wciÄ
Ĺź za maĹo – powiedziaĹ z westchnieniem, krÄcÄ
c gĹowÄ
. – Musimy robiÄ to dalej. Tym razem byĹo Ĺatwo, ale nie zawsze tak bÄdzie. BÄ
dĹşcie czujni i chodĹşmy szukaÄ kolejnego celu.
– Och, no weĹş! – Ranta klepnÄ
Ĺ go po plecach. – Nie bÄ
dĹş takim nudziarzem! WĹaĹnie odnieĹliĹmy wielkie zwyciÄstwo. Wszystko dziÄki mnie! Co jest zĹego w maĹej celebracji?
Manato zmarszczyĹ brwi, lecz szybko powrĂłciĹ do uĹmiechu.
– Chyba masz racjÄ. Nie przeszkadza mi, jeĹźeli trochÄ pocelebrujesz. Dobra robota, Ranta.
– Wiem, co nie? Prawda? Jestem niesamowity, co nie? SzczegĂłlnie wtedy, gdy z okrutnym i bezlitosnym uĹmiechem wbiĹem w niego miecz. MusiaĹem wtedy wyglÄ
daÄ jak prawdziwy mroczny rycerz, prawda?
– Nie – powiedziaĹ Haruhiro, machajÄ
c dĹoniÄ
. – Tak jak zawsze wyglÄ
daĹeĹ jakbyĹ oszalaĹ.
– Ty kretynie! ByĹem opanowany! ChĹopie, gdzie ty w ogĂłle patrzyĹeĹ?! Och, wiem! To musi byÄ to! Nie mogĹeĹ tego zobaczyÄ tymi swoimi zaspanymi oczyma!
– JuĹź dawno zajeĹşdziĹeĹ ten Ĺźart, nie bÄdÄ za kaĹźdym razem ci odpowiadaĹ. Sorka.
– Odpowiedz mi! Musisz odpowiedzieÄ! CzujÄ siÄ przez ciebie ĹźaĹoĹnie!
KaĹźdy siÄ zaĹmiaĹ. Po tym wszystkim, tak jak Manato wczeĹniej zasugerowaĹ, przygotowali siÄ na to, co nadejdzie, wypatrujÄ
c kolejnej ofiary.
Pierwszy dzieĹ w Starym MieĹcie poszedĹ gĹadko. Kiedy przypominali sobie jak wyglÄ
daĹy ich dotychczasowe wyprawy, przeraziĹo ich to, jak gĹadko im poszĹo.
Do wieczora zabili cztery gobliny, wliczajÄ
c w to tego ĹpiÄ
cego. Z ich sakiewek udaĹo im siÄ zdobyÄ w sumie osiem szylingĂłw, czysty, czarny i czerwonawy kamieĹ, róşnorodne koĹci i kĹy, coĹ przypominajÄ
cego klucz, koĹo zÄbate i jakiegoĹ rodzaju metalowe zĹÄ
cza. Kiedy to wszystko sprzedali, ich ĹÄ
czny zysk wyniĂłsĹ dziesiÄÄ szylingĂłw i czterdzieĹci piÄÄ miedziakĂłw. DzielÄ
c na szeĹÄ, kaĹźdy otrzymaĹ szylinga i siedemdziesiÄ
t cztery miedziakĂłw, bez Ĺźadnej reszty. Jedzenie i kwaterunek tego dnia kosztowaĹy go piÄtnaĹcie miedziakĂłw, wiÄc majÄ
tek Haruhiro zamknÄ
Ĺ siÄ w trzech szylingach i oĹmiu miedziakach. JeĹli jutro pĂłjdzie tak gĹadko jak dzisiaj, obiecaĹ sobie nowÄ
parÄ bielizny i nóş.
JednakĹźe nastÄpnego dnia byĹo duĹźo sĹabiej. Kiedy znaleĹşli grupÄ piÄciu goblinĂłw, Ranta zasugerowaĹ atak, lecz jego pomysĹ zostaĹ odrzucony poprzez gĹosowanie. WiÄkszoĹÄ chciaĹa uniknÄ
Ä walki. JeĹli nie Ĺapali tych stworzeĹ z zaskoczenia, nawet jeden byĹ wymagajÄ
cy, a dwa stanowiĹy ryzyko, wiÄc atak na piÄ
tkÄ nie wchodziĹ nawet w rachubÄ. Haruhiro pomyĹlaĹ, Ĺźe wycofanie siÄ to najlepsze, co mogli w tej sytuacji zrobiÄ.
JednakĹźe po tym, do koĹca dnia nie zauwaĹźyli Ĺźadnej grupy dwĂłch goblinĂłw lub mniejszej. Dopiero gdy przygotowywali siÄ do powrotu stanÄli twarzÄ
w twarz z samotnym stworzeniem. W rezultacie zdobyli tego dnia jednÄ
srebrnÄ
monetÄ.
Jedynie jednego szylinga.
JeĹli myĹlaĹ w ten sposĂłb, czuĹ siÄ jakby byĹ przeklÄty. Mogli byÄ na minusie, lecz zamiast tego zarobili szylinga. Haruhiro zdecydowaĹ siÄ patrzeÄ na to w ten sposĂłb. Bielizna i nóş mogÄ
poczekaÄ do czasu, gdy bÄdÄ
zarabiaÄ wiÄcej.
Trzeciego dnia w Starym MieĹcie w Damuro, sprĂłbowali robiÄ prostÄ
mapÄ w czasie poszukiwaĹ. ByĹ to pomysĹ Manato. Dodatkowo to on zaĹatwiĹ maĹy notes i oĹĂłwki, ktĂłrych uĹźywali do jej tworzenia. PowiedziaĹ, Ĺźe jeĹli rozeznajÄ
siÄ w sytuacji robiÄ
c notatki na temat tego, gdzie sÄ
gobliny, to wszystko powinno iĹÄ lepiej.
Tak czy owak, chodzenie po okolicy i metodyczne rysowanie mapy byĹo dosyÄ zabawne. MĂłwienie, ChodĹşmy nastÄpnym razem tÄ
drogÄ
, albo, Nie byliĹmy jeszcze tutaj, chodĹşmy, w naturalny sposĂłb formowaĹo ich kolejne cele. Znali drogi. Kiedy wchodzili na nieopisany jeszcze teren, byli zdenerwowani, lecz gdy tylko wkraczali na obszary zaznaczone juĹź na mapie, mogli siÄ trochÄ zrelaksowaÄ. Tego dnia zabili trzy gobliny, a po sprzedaĹźy Ĺupu ich zysk wyniĂłsĹ siedemdziesiÄ
t dwa miedziaki na gĹowÄ.
Nie pozwolili, by poprzewracaĹo im to w gĹowach. Nie zarabiali wcale aĹź tak duĹźo pieniÄdzy.
JednakĹźe Yume i Shihoru powiedziaĹy, Ĺźe chcÄ
pĂłjĹÄ na zakupy, wiÄc Haruhiro takĹźe poszedĹ na rynek. Kiedy siÄ tak rozglÄ
daĹ, natknÄ
Ĺ siÄ na stoisko z bieliznÄ
. TargowaĹ siÄ jak tylko mĂłgĹ, lecz nawet para âz drugiej rÄkiâ kosztowaĹa dwadzieĹcia piÄÄ miedziakĂłw. MiaĹ parÄ rzeczy, ktĂłre musiaĹ ze sobÄ
nosiÄ, wiÄc z koniecznoĹci kupiĹ sobie torbÄ. ByĹo dosyÄ sporo uĹźywanych w rozsÄ
dnej cenie, wiÄc wybraĹ takÄ
, ktĂłra wyglÄ
daĹa na wytrzymaĹÄ
, zrobionÄ
z konopii, za jedynie trzydzieĹci miedziakĂłw. W porĂłwnaniu z bieliznÄ
wyglÄ
daĹo to na prawdziwÄ
okazjÄ.
Po powrocie do pensjonatu wszyscy razem rozmawiali o tym co kupili, gdzie to kupili i co bÄdÄ
chcieli kupiÄ jako nastÄpne. Tak siÄ w to wciÄ
gnÄli, Ĺźe mieli potem problem z zaĹniÄciem. Kiedy Ranta, ktĂłry jeszcze nie tak dawno mieliĹ bezustannie jÄzykiem, nagle zasnÄ
Ĺ, oddychajÄ
c cicho, po niedĹugiej chwili daĹo siÄ sĹyszeÄ chrapanie Moguzo. Haruhiro takĹźe prĂłbowaĹ zasnÄ
Ä. ByĹ wyczerpany, nawet ĹpiÄ
cy, lecz z jakiegoĹ powodu jego ĹwiadomoĹÄ nie prĂłbowaĹa oddaÄ siÄ w objÄcia snu.
– Manato. – SprĂłbowaĹ zawoĹaÄ i tak jak siÄ spodziewaĹ, ten nie spaĹ i odpowiedziaĹ krĂłtkim âTak?â.
Haruhiro byĹ szczÄĹliwy, Ĺźe usĹyszaĹ odpowiedĹş, lecz tak naprawdÄ nie miaĹ mu nic szczegĂłlnego do powiedzenia. Cóş, to byĹo kĹamstwo; mieli wiele rzeczy, ktĂłre musieli obgadaÄ. Nie mĂłgĹ jednak na poczekaniu niczego wymyĹliÄ. Bycie cicho zbyt dĹugo teĹź byĹoby dziwne. MusiaĹ w koĹcu coĹ powiedzieÄ.
– DziÄkujÄ. – Po zĹapaniu w myĹlach czegokolwiek co mu przyszĹo do gĹowy, wĹaĹnie to wyszĹo z jego ust. ByĹ zawstydzony.
– Za co, tak nagle? – zaĹmiaĹ siÄ Manato. – To ja jestem tym, ktĂłry powinien byÄ wdziÄczny.
– Co? JesteĹ wdziÄcznyâŚ? Dlaczego?
– Wam wszystkim, za bycie moimi towarzyszami. To za to jestem wdziÄczny. Jestem pewny, Ĺźe kiedy tak mĂłwiÄ, brzmi to jak perfidne kĹamstwo, ale naprawdÄ tak siÄ czujÄ.
– Nie, nie sÄ
dzÄ ĹźebyĹ kĹamaĹ, ale⌠– Haruhiro ĹźuĹ wnÄtrze swojego prawego policzka, zastanawiajÄ
c siÄ. – Jakby to ujÄ
Ä. Zawsze na tobie polegamy. JeĹliby ciebie z nami nie byĹo, mielibyĹmy olbrzymie kĹopoty. ZaleĹźnie od tego jakby nam poszĹo, moglibyĹmy byÄ juĹź rĂłwnie dobrze martwi.
– To dziaĹa w obie strony. Bez ciebie i innych ciÄĹźko powiedzieÄ, co staĹoby siÄ ze mnÄ
. Nie znajdujemy siÄ w sytuacji, w ktĂłrej moĹźemy przeĹźyÄ sami, jak juĹź zauwaĹźyĹeĹ.
Haruhiro zawahaĹ siÄ, czy powinien powiedzieÄ to, czy nie, lecz nie byĹ dobry w ukrywaniu swoich uczuÄ. BrakowaĹo mu cierpliwoĹci.
– …Nie chcÄ, ĹźebyĹ mnie Ĺşle zrozumiaĹ. MyĹlÄ, Ĺźe znalazĹbyĹ kogokolwiek, kto chciaĹby byÄ twoim towarzyszem. Na przykĹad pytajÄ
c, czy pozwoliliby ci doĹÄ
czyÄ do swojej druĹźyny.
– DruĹźyny ochotnikĂłw? Szczerze, nigdy nie przeszĹo mi to przez myĹl. Wiesz, chyba jestem typem, ktĂłry nie potrafiĹby kĹaniaÄ siÄ przed innymi. Hierarchia i te sprawy. Nie sÄ
dzÄ, Ĺźeby to do mnie pasowaĹo. Nie pamiÄtam, co robiĹem przed tym, gdy siÄ tutaj znalazĹem, wiÄc nie jestem do koĹca pewny.
– Ach⌠– Teraz jak o tym wspomina, to ma racjÄ. Kiedy Haruhiro prĂłbowaĹ przypomnieÄ sobie swojÄ
przeszĹoĹÄ, byĹo to jak chwytanie czegoĹ miÄkkiego i puszystego. Nie zachowaĹo swojego ksztaĹtu. CaĹkowicie o tym zapomniaĹ. MoĹźe po prostu nie miaĹ czasu o tym myĹleÄ.
– U mnie moĹźe byÄ tak samo – przyznaĹ.
– JakoĹ⌠– Manato zatrzymaĹ siÄ na chwilÄ, zawahawszy siÄ na sekundÄ. – JakoĹ czujÄ, Ĺźe nie jestem kimĹ, kogo ktokolwiek powinien traktowaÄ jako towarzysza.
– To nieâŚ
To nieprawda, tak myĹlÄ. Tak myĹlÄ, ale nie mogÄ powiedzieÄ tego z caĹÄ
pewnoĹciÄ
. Znam Manato takiego, jakim jest od przybycia tutaj. To teĹź wszystko, co on sam wie o sobie.
Nawet on siebie nie znaĹ. OczywiĹcie tak samo byĹo z Haruhiro. Im wiÄcej myĹlaĹ, tym mniej rozumiaĹ. Dlatego lepiej byĹo w ogĂłle nie myĹleÄ. Nic nie przyjdzie z zastanawiania siÄ nad tym wszystkim. Koniec koĹcĂłw nie mĂłgĹ sobie niczego przypomnieÄ.
MiaĹ rzeczy do zrobienia. Rzeczy, ktĂłre musiaĹ zrobiÄ, by przeĹźyÄ. Przede wszystkim musiaĹ zarabiaÄ pieniÄ
dze.
– Co do tego, jaki Manato byĹ w przeszĹoĹci – zaczÄ
Ĺ Haruhiro z wymuszonÄ
wesoĹoĹciÄ
– nie ma to znaczenia. Nikogo to nie obchodzi. To obecny Manato jest naszym towarzyszem. JesteĹ naszym liderem. Bez ciebie bylibyĹmy w tarapatach.
– Ja teĹź was potrzebujÄ.
Haruhiro przytaknÄ
Ĺ. Manato byĹ na Ĺóşku pod nim, wiÄc tego nie widziaĹ. MusiaĹ powiedzieÄ to gĹoĹno. Ale co miaĹ powiedzieÄâŚ? Kiedy siÄ tak zastanawiaĹ, chĹopak wybuchĹ Ĺmiechem.
– To takie dziwne. To wszystko. Co my w ogĂłle robimy? Miecze i magia. Tak jakbyĹmy byli w jakiejĹ grze czy coĹ takiego.
– Grze. Masz racjÄ… – ZamrugaĹ, a nastÄpnie mocno skonfundowany, przekrÄciĹ gĹowÄ.
– Gra, co toâŚ?
– Co? – Manato przez chwilÄ zastanowiĹ siÄ gĹÄboko. – …Nie wiem. Ale to wĹaĹnie przed chwilÄ
powiedziaĹem. âTo jest jak graâ. PrzyszĹo mi to wtedy do gĹowy.
– Cóş, kiedy tak powiedziaĹeĹ, poczuĹem, Ĺźe masz racjÄ. Ale jaki rodzaj gry? GraâŚ
CoĹ byĹo nie tak. MiaĹ to na koĹcu swojego jÄzyka, ale nie mĂłgĹ tego powiedzieÄ. MyĹlaĹ jednak, Ĺźe powinni skoĹczyÄ tÄ rozmowÄ. Mieli teraz waĹźniejsze sprawy na gĹowie. Jutro znowu pĂłjdÄ
do Starego Miasta w Domuro.
Haruhiro ziewnÄ
Ĺ. CzuĹ, Ĺźe w koĹcu uda mu siÄ zasnÄ
Ä.