Rozdział 10: Damuro


Rozdział 10: Damuro

 

 

 

Faceci wyznali swoje grzechy Yume i Shihoru, płaszcząc się przed nimi na ziemi i gorąco przepraszając.


To znaczy, zrobili tak Haruhiro, Manato i Moguzo.


– Nie widziałem niczego, więc przestańcie jęczeć! – powiedział zaś Ranta, obrzydzając wszystkich jakimkolwiek brakiem skruchy. Poskutkowało to tym, Ĺźe dziewczyny zaczęły z pełną determinacją ignorować istnienie chłopaka.


Haruhiro nie był pewny, czy to pogorszyło ich zgranie czy moĹźe jednak nie, ale prawdopodobnie nie miało to tak naprawdę jakiegokolwiek znaczenia.


Nazajutrz, pojutrze i kolejnego dnia nie zarobili praktycznie nic. “Praktycznie nic” oznacza, Ĺźe ich dochĂłd był bliski zeru. BądĹşmy szczerzy, to było zero.


Nie był teĹź w stanie zapytać swoich towarzyszy o ich stan majątkowy, więc nie miał pełnego wglądu w ich finanse. On sam jednak znał stan swojego konta co do miedziaka.


Przez ostatnie trzy dni był czternaście miedziakĂłw do tyłu, trzynaście i dwanaście, co w sumie daje trzydzieści dziewięć miedziakĂłw na minusie. Nie licząc opłaty depozytowej w wysokości mniejszej od miedziaka, jego aktualny majątek wynosił jednego szylinga i czterdzieści dziewięć miedziakĂłw.


Wszelkie nadzieje na kupno rzeczy codziennego uĹźytku czy nowej pary bielizny zostały juĹź dawno porzucone. Oczywiście szczytem arogancji byłaby myśl o przeprowadzce z pensjonatu do jakiegoś lepszego miejsca – to zbyt dalece wykracza ponad jego stan. Ucinał wydatki na jedzenie o miedziaka dziennie, lecz jak nisko mĂłgł z tym zejść? W tej chwili była to dla niego najwaĹźniejsza kwestia.


Szok spowodowany brakiem jakiegokolwiek zysku przez trzy ostatnie dni był tak wielki, Ĺźe odkąd wrĂłcili do pensjonatu, nikt nie odezwał się nawet słowem.


Wszyscy pozostali leĹźeli juĹź w swoich łóżkach. MoĹźe juĹź spali.


Nie, najprawdopodobniej nie. Nikt z nich nie mĂłgłby być tak głupi, by spać spokojnie w takiej sytuacji. Cóş, przynajmniej tak sądził. Ranta chrapał.


Wow.
Haruhiro był tak zdegustowany, Ĺźe zamieniło się to nawet w jakiś rodzaj podziwu. Cóş, ja teĹź powinienem się trochę zdrzemnąć. Całe te rozmyślania do niczego nie prowadzą. Jutro moĹźe zdarzyć się coś dobrego. Za to dzisiejszy dzień się juĹź skończył. Nie mogę nic z tym zrobić. WaĹźne jest jutro. Co zrobię? Dam z siebie wszystko i będę polował. Muszę coś zdobyć, nawet jeśli będzie to jeden miedziak. Sądzę, Ĺźe jeden nie wystarczy. Tak, zdecydowanie nie. Zdobędę duĹźo, tyle ile tylko będę mĂłgł. Muszę coś zrobić, pĂłki nie zabraknie mi pieniędzy.


Kiedy strząsnął się i obrĂłcił, usłyszał, Ĺźe ktoś wstaje z Ĺ‚óşka pod nim.


– …Manato?


– Tak?


– Nie Ĺ›pisz? Wciąż jest noc. Albo raczej dopiero się zaczęła. Idziesz do toalety czy jak?


– Nie. – Najwidoczniej wstał juĹź z Ĺ‚óşka. – Idę się przejść. Prawdopodobnie nie muszę tego mĂłwić, ale wrĂłcę, więc się nie martw.


– Co. Idziesz się przejść… o tej porze?


– Noc się dopiero zaczęła. – Uśmiechnął się lekko. – Do zobaczenia później. Musisz być zmęczony, więc nie czekaj, aĹź wrĂłcę. IdĹş spać.


– Och, okej. – Haruhiro przytaknął i wtedy przyszło mu do głowy, Ĺźe moĹźe nie powinien puszczać Manato samego. Lecz ten zdążył juĹź opuścić pokĂłj.


Ĺťeby stłumić poczucie winy, wywiązał rozmowę z Moguzo, ktĂłry teĹź jeszcze nie spał. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, lecz w pewnym momencie przysnął. Kiedy się obudził, Manato był z powrotem. Nawet wstał z Ĺ‚óşka wcześniej niĹź on.


– Dobry, Haruhiro. Chcę sprĂłbować dzisiaj iść w nowe miejsce. Co o tym sądzisz?


Ostatniej nocy Manato poszedł do tawerny Sherry’ego na Ulicy Ogrodu KwiatĂłw, gdzie zbierali się ochotnicy. Kiedy tam był, niektĂłrzy stawiali mu drinki, niektĂłrzy praktycznie wymuszali na nim picie. Nie wdawał się w szczegóły, ale musiało być dosyć drogo.


– Mogłeś wziąć mnie ze sobą – powiedział.


– Haruhiro, moĹźesz pić? – zapytał w odpowiedzi.


– Nie wiem. – Przechylił głowę, zastanawiając się. – Czy kiedykolwiek piłem? MoĹźe nie.


– Cóş, co do mnie. – Uśmiechnął się figlarnie Manato. – Wygląda na to, Ĺźe mogę to lubić. MoĹźe więc po części chciałem tam iść, Ĺźeby się po prostu napić.


KaĹźdy miał w tym momencie po dziurki w nosie lasu, więc nie było Ĺźadnego głosu sprzeciwu co do propozycji chłopaka.


Około cztery kilometry na północny-zachĂłd od Alterny, trochę ponad godzinę marszu, znajdowało się miasto.


Cóş, nie, bardziej właściwym byłoby powiedzieć, Ĺźe kiedyś było tam miasto. Przynajmniej w tym momencie nikt tam nie mieszkał. Ĺťaden
człowiek.


Osiemdziesiąt procent muru chroniącego kiedyś to miejsce rozpadło się. Ponad połowa budynkĂłw popadła w ruinę, prawdopodobnie siedemdziesiąt, do osiemdziesięciu procent. Było tu rĂłwnieĹź pełno gruzu i chwastĂłw rosnących dosłownie wszędzie. W najróşniejszych zakątkach walały się zardzewiałe miecze i włócznie, niektĂłre z nich były wręcz wbite w ziemię. Bardziej przeraĹźające były jednak szkielety porozrzucane w róşnych miejscach.


ZauwaĹźyli jakieś zwierzę chodzące po dachach i ruinach muru, nie mogli jednak ustalić, czy był to kot czy pies. PrĂłbując się do niego zbliĹźyć, po prostu uciekło. Dało się rĂłwnieĹź dosłyszeć kraczące wszędzie wrony. Chcąc znaleźć ĹşrĂłdło tego dĹşwięku, znaleĹşli pozostałości po budynku, ktĂłry był domem dla dziesiątek wron, a nawet więcej.


Dawno temu Damuro było drugim co do wielkości miastem w Arabakii. Było duĹźo większe od Alterny. JednakĹźe sprzymierzone siły NieĹźywotnego KrĂłla najechały to miejsce i zrĂłwnały je z ziemią. Nieumarli objęli nad nim kontrolę.


Teraz było inaczej. Po rozpadnięciu się Imperium Nieumarłych gobliny, ktĂłre były kiedyś rasą niewolnikĂłw bez krĂłla, wszczęły bunt i wyparły nieumarłych, by miasto stało się ich własnością. Od tamtej pory Damuro było siedliskiem goblinĂłw.


JednakĹźe nie zadbały one wystarczająco dobrze o południowo-wschodnią część, zwaną Starym Miastem, ktĂłra zdążyła od tamtego czasu popaść w ruinę. Nie oznaczało to tego, Ĺźe nie było tam goblinĂłw. Owszem, były.


– …Jest sam… tak myślę?


Haruhiro schował się za murem, ktĂłry wyglądał jakby miał się rozpaść, gdyby tylko oparł się o niego całym ciężarem swojego ciała. Miał rozejrzeć się z domu z brakującym sufitem i jedną ścianą. Był złodziejem, więc stopniowo stawał się w druĹźynie najlepszą osobą do misji zwiadowczych, choć nie nauczył się jeszcze Skradania czy Zdolności Rabunkowych, więc tak naprawdę był zwykłym gościem, ktĂłry potrafi otwierać zamki uĹźywając umiejętności Włamu. Zastanawiał się czy to na pewno był dobry pomysł, Ĺźeby to on wykonywał to zadanie.


Wyglądało na to, Ĺźe błotniste gobliny, tak jak ten, ktĂłrego zabili w lesie, były jedną z odmian goblinĂłw… Ten znajdujący się tutaj z pewnością wyglądał podobnie do błotnistego. Miał jednak żółtawo-zieloną skĂłrę i nie był paskudny. Miał nawet na sobie ubrania, a przy pasie nosił maczugę lub coś, co takową przypominało. Torba wisząca mu na ramieniu musiała być goblińską sakiewką. Wyglądało na to, Ĺźe to w nich przechowywały rzeczy, w przeciwieństwie do ich błotnistych pobratymcĂłw, ktĂłrzy trzymali swoje kosztowności na sznurku wiszącym na szyi. Owa tendencja do noszenia wszelakich kosztowności w sakwach była cechą rozpoznawczą tychĹźe stworzeń, podobnie jak to, Ĺźe nigdzie się bez nich nie ruszały.


Goblin siedział, odwrĂłcony plecami do Ĺ›ciany, ze skrzyĹźowanymi ramionami. Twarz miał skierowaną ku dole, z zamknięty oczami. Wciąż był dzień, lecz czy on nie drzemał? Na to właśnie wyglądało.


Haruhiro szybko, lecz tak cicho jak tylko mĂłgł, wrĂłcił do miejsca, gdzie czekała na niego reszta.


– Jeden goblin. Wygląda na to, Ĺźe śpi.


– Dobrze, zabijmy go. – Przytaknął Manato z ponurym spojrzeniem. – Moguzo jest w kolczudze, więc będzie hałasował. Dlatego najpierw Haruhiro, Ranta i ja podejdziemy bliĹźej. Moguzo, Yume i Shihoru zbliżą się potem. Jeśli podejdziemy wystarczająco blisko i go nie zbudzimy, nasza trĂłjka go zamorduje. Jeśli się obudzi, Yume, uĹźyjesz swojego łuku, Shihoru, uĹźyjesz magii z dystansu. Moguzo, ty w takim wypadku zaszarĹźujesz na niego od przodu. W przypadku gdy zamieni się to w bezpośrednią walkę, uĹźyjemy takiej samej formacji jak ostatnio. Otoczymy go, by nam nie uciekł.


Wszyscy przytaknęli w jednym momencie. Trzy dni bez jakiegokolwiek zysku, nawet Ranta był teraz uosobieniem powagi.


Po tym jak wszyscy się zgodzili, trĂłjka z nich wyruszyła przodem. Dotarli do budynku stosunkowo szybko, jednak wszystko, co nastąpiło potem, zabrało im duĹźo czasu. Dom był pełen gruzu, a nie mogli na nic nadepnąć. Skończyło się na tym, Ĺźe wielokrotnie wzbudzali hałas i zajęło to o wiele dłuĹźej, niĹź sądzili. Byli teraz tak blisko, Ĺźe brakowało im ledwie kroku czy dwĂłch, Ĺźeby goblin znalazł się w zasięgu ich broni.


Moguzo i reszta byli na zewnątrz budynku. Manato popatrzył na Haruhiro, potem na Rantę. Ten drugi wskazał na siebie.


Haruhiro nie był pewny, czy zostawianie tego Rancie było dobrym pomysłem, lecz Manato pomachał do niego, dając sygnał, Ĺźeby
to zrobić. Ten wziął głęboki wdech i podszedł do stwora. Bez podnoszenia miecza do gĂłry, wbił go w klatkę piersiową goblina.


Ten jęknął i błyskawicznie otworzył oczy. Od razu zauwaĹźył Haruhiro i zrozumiał, co się właśnie stało. Wtem krzyknął, starając się sięgnąć twarzy Ranty.


Loczek przechylił się do tyłu, więc Manato krzyknął “Nie moĹźesz tego zrobić!” w jego kierunku. W tym samym czasie wyciągnął swoją krĂłtką laskę, pałując i dĹşgając stwora raz za razem.


– Cholera…! – Ranta pchnął swĂłj miecz i go przekręcił.


Haruhiro nie był w stanie niczego zrobić. Jeśli by się zbliĹźył, przeszkadzałby jedynie chłopakom. Goblin wciąż zwijał się w agonii, wykrzykując coś, co musiało być soczystą wiązanką złoĹźoną z obelg, ktĂłra stawała się coraz słabsza i słabsza. Błotnisty gob sprzed paru dni walczył bardzo zaciekle, tutaj natomiast owa wiązanka była wszystkim, co potrafią wykrzesać z siebie te stworzenia złapane podczas snu. Ofiara w końcu przestała się ruszać.


– …Jest martwy? – Ranta spojrzał na twarz stwora. Jego ramiona unosiły się za sprawą ciężkich oddechĂłw.


Haruhiro wyobraził sobie powstającego goblina, ktĂłry odgryza nos Ranty swoimi zębami, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Manato zamknął oczy, czyniąc znak heksagramu. Wyglądało na to, Ĺźe to koniec.


Moguzo, Yume i Shihoru weszli do budynku.


Ranta połoĹźył stopę na klatce piersiowej trupa i wyciągnął z niego swoją broń.


– Trzeba obciąć pazur czy coś.
Vice, vice… – mamrotał do siebie.


Manato delikatnie zdjął sakiewkę, ktĂłra zwisała na ramieniu goblina i natychmiast otworzył ją, wysypując zawartość. Haruhiro wytrzeszczył oczy.


– Srebrne monety!


NajwyraĹşniej lubiły kolekcjonować ludzką walutę. Co więcej, w odróşnieniu od monety błotnistego goblina, te nie miały dziur. Cztery nieuszkodzone szylingi. Cztery srebrne monety. Była tam teĹź skała wyglądająca niczym szkło oraz trochę kości. Nie wiedzieli z jakiego zwierzęcia, lecz z pewnością były to jakieś kości palcĂłw lub inne, podobnie cienkie.


– Ochhh! – Yume otworzyła szeroko oczy. – Wspaniale. Nowy rekord, prawda? Jednak to wciąż dopiero nasz drugi raz.


– …Cztery szylingi – powiedziała Shihoru, mrugając bez przerwy. Wyglądało na to, Ĺźe nie wie co powiedzieć.


Moguzo z wraĹźenia jęknął, a potem zamknął swoje usta.


Manato spojrzał na niego.


– To wciąż za mało – powiedział z westchnieniem, kręcąc głową. – Musimy robić to dalej. Tym razem było łatwo, ale nie zawsze tak będzie. BądĹşcie czujni i chodĹşmy szukać kolejnego celu.


– Och, no weĹş! – Ranta klepnął go po plecach. – Nie bądĹş takim nudziarzem! Właśnie odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Wszystko dzięki mnie! Co jest złego w małej celebracji?


Manato zmarszczył brwi, lecz szybko powrĂłcił do uśmiechu.


– Chyba masz rację. Nie przeszkadza mi, jeĹźeli trochę pocelebrujesz. Dobra robota, Ranta.


– Wiem, co nie? Prawda? Jestem niesamowity, co nie? SzczegĂłlnie wtedy, gdy z okrutnym i bezlitosnym uśmiechem wbiłem w niego miecz. Musiałem wtedy wyglądać jak prawdziwy mroczny rycerz, prawda?


– Nie – powiedział Haruhiro, machając dłonią. – Tak jak zawsze wyglądałeś jakbyś oszalał.


– Ty kretynie! Byłem opanowany! Chłopie, gdzie ty w ogĂłle patrzyłeś?! Och, wiem! To musi być to! Nie mogłeś tego zobaczyć tymi swoimi zaspanymi oczyma!


– JuĹź dawno zajeĹşdziłeś ten Ĺźart, nie będę za kaĹźdym razem ci odpowiadał. Sorka.


– Odpowiedz mi! Musisz odpowiedzieć! Czuję się przez ciebie Ĺźałośnie!


KaĹźdy się zaśmiał. Po tym wszystkim, tak jak Manato wcześniej zasugerował, przygotowali się na to, co nadejdzie, wypatrując kolejnej ofiary.


Pierwszy dzień w Starym Mieście poszedł gładko. Kiedy przypominali sobie jak wyglądały ich dotychczasowe wyprawy, przeraziło ich to, jak gładko im poszło.


Do wieczora zabili cztery gobliny, wliczając w to tego śpiącego. Z ich sakiewek udało im się zdobyć w sumie osiem szylingĂłw, czysty, czarny i czerwonawy kamień, róşnorodne kości i kły, coś przypominającego klucz, koło zębate i jakiegoś rodzaju metalowe złącza. Kiedy to wszystko sprzedali, ich łączny zysk wyniĂłsł dziesięć szylingĂłw i czterdzieści pięć miedziakĂłw. Dzieląc na sześć, kaĹźdy otrzymał szylinga i siedemdziesiąt cztery miedziakĂłw, bez Ĺźadnej reszty. Jedzenie i kwaterunek tego dnia kosztowały go piętnaście miedziakĂłw, więc majątek Haruhiro zamknął się w trzech szylingach i ośmiu miedziakach. Jeśli jutro pĂłjdzie tak gładko jak dzisiaj, obiecał sobie nową parę bielizny i nóş.


JednakĹźe następnego dnia było duĹźo słabiej. Kiedy znaleĹşli grupę pięciu goblinĂłw, Ranta zasugerował atak, lecz jego pomysł został odrzucony poprzez głosowanie. Większość chciała uniknąć walki. Jeśli nie Ĺ‚apali tych stworzeń z zaskoczenia, nawet jeden był wymagający, a dwa stanowiły ryzyko, więc atak na piątkę nie wchodził nawet w rachubę. Haruhiro pomyślał, Ĺźe wycofanie się to najlepsze, co mogli w tej sytuacji zrobić.


JednakĹźe po tym, do końca dnia nie zauwaĹźyli Ĺźadnej grupy dwĂłch goblinĂłw lub mniejszej. Dopiero gdy przygotowywali się do powrotu stanęli twarzą w twarz z samotnym stworzeniem. W rezultacie zdobyli tego dnia jedną srebrną monetę.


Jedynie jednego szylinga.


Jeśli myślał w ten sposĂłb, czuł się jakby był przeklęty. Mogli być na minusie, lecz zamiast tego zarobili szylinga. Haruhiro zdecydował się patrzeć na to w ten sposĂłb. Bielizna i nóş mogą poczekać do czasu, gdy będą zarabiać więcej.


Trzeciego dnia w Starym Mieście w Damuro, sprĂłbowali robić prostą mapę w czasie poszukiwań. Był to pomysł Manato. Dodatkowo to on załatwił mały notes i ołówki, ktĂłrych uĹźywali do jej tworzenia. Powiedział, Ĺźe jeśli rozeznają się w sytuacji robiąc notatki na temat tego, gdzie są gobliny, to wszystko powinno iść lepiej.


Tak czy owak, chodzenie po okolicy i metodyczne rysowanie mapy było dosyć zabawne. MĂłwienie,
ChodĹşmy następnym razem tą drogą, albo, Nie byliśmy jeszcze tutaj, chodĹşmy, w naturalny sposĂłb formowało ich kolejne cele. Znali drogi. Kiedy wchodzili na nieopisany jeszcze teren, byli zdenerwowani, lecz gdy tylko wkraczali na obszary zaznaczone juĹź na mapie, mogli się trochę zrelaksować. Tego dnia zabili trzy gobliny, a po sprzedaĹźy łupu ich zysk wyniĂłsł siedemdziesiąt dwa miedziaki na głowę.


Nie pozwolili, by poprzewracało im to w głowach. Nie zarabiali wcale
aĹź tak duĹźo pieniędzy.


JednakĹźe Yume i Shihoru powiedziały, Ĺźe chcą pĂłjść na zakupy, więc Haruhiro takĹźe poszedł na rynek. Kiedy się tak rozglądał, natknął się na stoisko z bielizną. Targował się jak tylko mĂłgł, lecz nawet para “z drugiej ręki” kosztowała dwadzieścia pięć miedziakĂłw. Miał parę rzeczy, ktĂłre musiał ze sobą nosić, więc z konieczności kupił sobie torbę. Było dosyć sporo uĹźywanych w rozsądnej cenie, więc wybrał taką, ktĂłra wyglądała na wytrzymałą, zrobioną z konopii, za jedynie trzydzieści miedziakĂłw. W porĂłwnaniu z bielizną wyglądało to na prawdziwą okazję.


Po powrocie do pensjonatu wszyscy razem rozmawiali o tym co kupili, gdzie to kupili i co będą chcieli kupić jako następne. Tak się w to wciągnęli, Ĺźe mieli potem problem z zaśnięciem. Kiedy Ranta, ktĂłry jeszcze nie tak dawno mielił bezustannie językiem, nagle zasnął, oddychając cicho, po niedługiej chwili dało się słyszeć chrapanie Moguzo. Haruhiro takĹźe prĂłbował zasnąć. Był wyczerpany, nawet śpiący, lecz z jakiegoś powodu jego świadomość nie prĂłbowała oddać się w objęcia snu.


– Manato. – SprĂłbował zawołać i tak jak się spodziewał, ten nie spał i odpowiedział krĂłtkim “Tak?”.


Haruhiro był szczęśliwy, Ĺźe usłyszał odpowiedĹş, lecz tak naprawdę nie miał mu nic szczegĂłlnego do powiedzenia. Cóş, to było kłamstwo; mieli wiele rzeczy, ktĂłre musieli obgadać. Nie mĂłgł jednak na poczekaniu niczego wymyślić. Bycie cicho zbyt długo teĹź byłoby dziwne. Musiał w końcu coś powiedzieć.


– Dziękuję. – Po złapaniu w myślach czegokolwiek co mu przyszło do głowy, właśnie to wyszło z jego ust. Był zawstydzony.


– Za co, tak nagle? – zaśmiał się Manato. – To ja jestem tym, ktĂłry powinien być wdzięczny.


– Co? Jesteś wdzięczny…? Dlaczego?


– Wam wszystkim, za bycie moimi towarzyszami. To za to jestem wdzięczny. Jestem pewny, Ĺźe kiedy tak mĂłwię, brzmi to jak perfidne kłamstwo, ale naprawdę tak się czuję.


– Nie, nie sądzę Ĺźebyś kłamał, ale… – Haruhiro Ĺźuł wnętrze swojego prawego policzka, zastanawiając się. – Jakby to ująć. Zawsze na tobie polegamy. Jeśliby ciebie z nami nie było, mielibyśmy olbrzymie kłopoty. ZaleĹźnie od tego jakby nam poszło, moglibyśmy być juĹź rĂłwnie dobrze martwi.


– To działa w obie strony. Bez ciebie i innych ciężko powiedzieć, co stałoby się ze mną. Nie znajdujemy się w sytuacji, w ktĂłrej moĹźemy przeĹźyć sami, jak juĹź zauwaĹźyłeś.


Haruhiro zawahał się, czy powinien powiedzieć to, czy nie, lecz nie był dobry w ukrywaniu swoich uczuć. Brakowało mu cierpliwości.


– …Nie chcę, Ĺźebyś mnie Ĺşle zrozumiał. Myślę, Ĺźe znalazłbyś kogokolwiek, kto chciałby być twoim towarzyszem. Na przykład pytając, czy pozwoliliby ci dołączyć do swojej druĹźyny.


– DruĹźyny ochotnikĂłw? Szczerze, nigdy nie przeszło mi to przez myśl. Wiesz, chyba jestem typem, ktĂłry nie potrafiłby kłaniać się przed innymi. Hierarchia i te sprawy. Nie sądzę, Ĺźeby to do mnie pasowało. Nie pamiętam, co robiłem przed tym, gdy się tutaj znalazłem, więc nie jestem do końca pewny.


– Ach… –
Teraz jak o tym wspomina, to ma rację. Kiedy Haruhiro prĂłbował przypomnieć sobie swoją przeszłość, było to jak chwytanie czegoś miękkiego i puszystego. Nie zachowało swojego kształtu. Całkowicie o tym zapomniał. MoĹźe po prostu nie miał czasu o tym myśleć.


– U mnie moĹźe być tak samo – przyznał.


– Jakoś… – Manato zatrzymał się na chwilę, zawahawszy się na sekundę. – Jakoś czuję, Ĺźe nie jestem kimś, kogo ktokolwiek powinien traktować jako towarzysza.


– To nie…


To nieprawda, tak myślę. Tak myślę, ale nie mogę powiedzieć tego z całą pewnością. Znam Manato takiego, jakim jest od przybycia tutaj. To teĹź wszystko, co on sam wie o sobie.


Nawet on siebie nie znał. Oczywiście tak samo było z Haruhiro. Im więcej myślał, tym mniej rozumiał. Dlatego lepiej było w ogĂłle nie myśleć. Nic nie przyjdzie z zastanawiania się nad tym wszystkim. Koniec końcĂłw nie mĂłgł sobie niczego przypomnieć.


Miał rzeczy do zrobienia. Rzeczy, ktĂłre musiał zrobić, by przeĹźyć. Przede wszystkim musiał zarabiać pieniądze.


– Co do tego, jaki Manato był w przeszłości – zaczął Haruhiro z wymuszoną wesołością – nie ma to znaczenia. Nikogo to nie obchodzi. To obecny Manato jest naszym towarzyszem. Jesteś naszym liderem. Bez ciebie bylibyśmy w tarapatach.


– Ja teĹź was potrzebuję.


Haruhiro przytaknął. Manato był na Ĺ‚óşku pod nim, więc tego nie widział. Musiał powiedzieć to głośno. Ale co miał powiedzieć…? Kiedy się tak zastanawiał, chłopak wybuchł śmiechem.


– To takie dziwne. To wszystko. Co my w ogĂłle robimy? Miecze i magia. Tak jakbyśmy byli w jakiejś grze czy coś takiego.


– Grze. Masz rację… – Zamrugał, a następnie mocno skonfundowany, przekręcił głowę.


– Gra, co to…?


– Co? – Manato przez chwilę zastanowił się głęboko. – …Nie wiem. Ale to właśnie przed chwilą powiedziałem. “To jest jak gra”. Przyszło mi to wtedy do głowy.


– Cóş, kiedy tak powiedziałeś, poczułem, Ĺźe masz rację. Ale jaki rodzaj gry? Gra…


Coś było nie tak. Miał to na końcu swojego języka, ale nie mĂłgł tego powiedzieć. Myślał jednak, Ĺźe powinni skończyć tę rozmowę. Mieli teraz waĹźniejsze sprawy na głowie. Jutro znowu pĂłjdą do Starego Miasta w Domuro.


Haruhiro ziewnął. Czuł, Ĺźe w końcu uda mu się zasnąć.

 

 

<<Poprzedni rozdział

Kolejny rozdział >>